1000 dni wojny w Ukrainie. Upadek mitów i zmiany w obu armiach
Zarówno Rosja, jak i Ukraina rozpoczynały wojnę zupełnie innymi armiami, niż te, którymi walczą w 1000. dniu konfliktu. Z wojennymi realiami mierzą się nie tylko żołnierze na froncie, ale i propaganda obu stron. Stworzone przez nią mity zostały – niekiedy bardzo boleśnie – zweryfikowane przez niemal trzy lata krwawego konfliktu.
19.11.2024 | aktual.: 19.11.2024 15:53
Wojna w Ukrainie ukształtowała, a z czasem także zweryfikowała, wiele mitów. Jednym z pierwszych był mit Bayraktara. W pierwszych tygodniach walk media zostały zalane efektownymi filmami, które pokazywały skuteczne ataki dronów Bayraktar TB2 na Rosjan. Sprawiały one wrażenie, że Bayraktar to doskonała, uniwersalna broń.
W rzeczywistości był to efekt tzw. błędu przeżywalności – do opinii publicznej docierały propagandowe nagrania z udanych ataków, ale nie docierały znacznie liczniejsze z tych nieudanych. Co więcej, w chaosie panującym w pierwszych dniach wojny Rosjanie nie dysponowali rozwiniętą obroną powietrzną. Gdy naprawili ten błąd, sytuacja szybko się zmieniła, a Bayraktary zaczęły być masowo niszczone.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W rozmowie z rosyjskimi prowokatorami, znanymi jako Wowan i Leksus (Władimir Kuzniecow i Aleksiej Stolarow), przyznał to – nieświadomy, z kim rozmawia – dyrektor Stowarzyszenia Producentów Uzbrojenia i Sprzętu Wojskowego Ukrainy Serhij Paszynski, który stwierdził: "Postrącali je nam w pierwszym tygodniu".
Zobacz także: Rozpoznasz te myśliwce i bombowce?
Obecnie drony Bayraktar TB2 nadal są stosowane, ale służą w roli, do której faktycznie zostały zaprojektowane – nie jako maszyny uderzeniowe, ale jako rozpoznawcze "oczy" artylerii.
Podobną ewolucję przeszło postrzeganie lekkiej piechoty – w pierwszych dniach wojny ukraiński przekaz propagandowy sugerował, że odpowiedzią na rosyjskie kolumny pancerne są grupki ukrytych w krzakach żołnierzy z Javelinami. Bez wątpienia miało to znaczenie dla budowania międzynarodowego obrazu walczącej Ukrainy i pozytywnie wpływało na morale własnych żołnierzy, ale nie odpowiadało realiom.
Choć na filmach udane zasadzki wyglądały bardzo efektownie, całkowicie przekłamywały obraz walk. Prowadziły je jednostki pancerne i zmechanizowane, a przede wszystkim artyleria, odpowiedzialna za 60-70 proc. strat ponoszonych przez obie strony w ludziach i sprzęcie.
Rosyjskie mity
Z realiami boleśnie zderzyli się także Rosjanie. Przed wojną w Ukrainie Władimir Putin straszył świat bronią hipersoniczną, rzekomo niemożliwą do zatrzymania. Jej użycie w Ukrainie początkowo faktycznie potwierdzało przekaz propagandy Kremla – pociski Ch-47M2 Kindżał bezkarnie uderzały w ukraińskie cele, a ukraińska obrona powietrzna przyznawała, że jest bezsilna.
Zmianę przyniosły dostarczone Ukrainie zachodnie systemy przeciwlotnicze. Gdy nocą z 15 na 16 maja Rosjanie dokonali terrorystycznego ataku na Kijów, w stronę stolicy Ukrainy poleciało 18 pocisków manewrujących i rakiet balistycznych, w tym sześć Kindżałów.
Rezultat ataku pokazał dominację zachodniego uzbrojenia nad dyżurnym straszakiem Putina – system Patriot wraz z innymi systemami przeciwlotniczymi zniszczyły wówczas 18 z 18 wystrzelonych pocisków. Mit nieuchwytnego Kindżała został obalony.
Podobny los spotkał także rosyjskie "bańki antydostępowe" – obszary chronione przez rosyjskie systemy obrony powietrznej. Gdy w walce pojawiła się zachodnia broń – jak pociski Storm Shadow/SCALP – mit rosyjskich "baniek" błyskawicznie runął, podobnie jak zniszczona bezpośrednim trafieniem pocisku Storm Shadow siedziba sztabu Floty Czarnomorskiej.
Do rangi symbolu urosło nagranie, w którym widać, jak rosyjski system przeciwlotniczy Pancyr-S1 wykrywa i identyfikuje nadlatujący pocisk Storm Shadow, ale mimo otwarcia ognia nie jest w stanie go zniszczyć.
Wojna dronów
Niemal trzy lata walk pokazały rosnącą rolę latających bezzałogowców, choć warto zaznaczyć, że specyfika ukraińskiego konfliktu prawdopodobnie wyolbrzymia ich znaczenie. Zarówno w przypadku Rosji, jak i Ukrainy, drony stały się bowiem substytutem precyzyjnych, kierowanych pocisków artyleryjskich i – częściowo – kierowanych pocisków przeciwpancernych.
Ich masowe stosowanie wymusiło jednak zmiany zarówno w taktyce, jak i w wyposażeniu. Doświadczają tego żołnierze na linii walk, gdy zagrożenie może pojawić się nie tylko do strony nieprzyjaciela czy spaść z góry, ale także – dosłownie – wlecieć od tyłu do okopu, pojazdu czy nawet niewidocznego od strony przeciwnika, pozornie bezpiecznego schronu.
Wraz z kolejnymi miesiącami wojny odpowiedzią na ten problem stały się różnego rodzaju improwizowane środki przeciwlotnicze, próby zestrzeliwania dronów za pomocą strzelb i nabojów śrutowych czy w końcu popularyzacja, a z czasem masowe użycie antydronowych zagłuszarek, również w wersji mobilnej, umieszczanej na pojazdach.
Pojawiła się także zupełnie nowa broń – jak choćby drony z ładunkami termitu czy drony myśliwskie, przeznaczone do atakowania bezzałogowców przeciwnika.
Parametry techniczne broni
Wojna w Ukrainie jest zarazem przykładem, jak małą rolę w warunkach wieloletniego, masowego konfliktu mają dane techniczne poszczególnych modeli broni. Przewaga techniczna w krótkiej perspektywie może mieć znaczenie, czego przykładem są choćby sukcesy Himarsów czy kierowanych pocisków artyleryjskich Excalibur. Ich początkowo rewelacyjna skuteczność zaczęła jednak z czasem maleć w obliczu podjętego przez Rosjan przeciwdziałania.
Równie zwodnicze okazało się – praktykowane powszechnie zwłaszcza na początku konfliktu – porównywanie grubości pancerzy czy przebijalności pocisków. W pojedynczych przypadkach może to mieć znaczenie, ale o losach wojny decydują nie incydenty, ale statystyka: walczą nie poszczególne modele broni, ale armie jako całość, a w szerszym wymiarze – państwa, wraz z potencjałem gospodarczym i demograficznym.
Dlatego tak nagłaśniane i ważne propagandowo dostawy zachodnich czołgów, przekazywanych w transzach po kilkanaście egzemplarzy, nie wpłynęły na losy wojny.
Od czołgów Abrams, Challenger czy nieco liczniejszych Leopard 2 istotniejsze znaczenie mają choćby przekazane Ukrainie przez Polskę i inne kraje czołgi T-72. Masowe dostawy postsowieckiego sprzętu pozwoliły na wyposażenie (albo uzupełnienie strat) w skali nie pojedynczych kompanii, ale całych brygad.
W dłuższej perspektywie jeszcze większą rolę okazuje się mieć m.in. zaplecze remontowe (udostępniane częściowo także przez Zachód, w tym Polskę), pozwalające na przywracanie do walki w skali roku setek czołgów i innych pojazdów.
Struktura sił zbrojnych
Przebieg konfliktu zweryfikował również ukraińską koncepcję budowy sił zbrojnych na fundamencie brygad – samodzielnych, mobilnych związków taktycznych liczących 3-5 tys. żołnierzy.
Choć ich wysoka autonomia bywała korzystna w początkowym etapie wojny, z czasem okazało się, jak dotkliwy jest brak w strukturze dowodzenia wyższego szczebla dywizji, pozwalającego na lepszą koordynację i skuteczniejsze wsparcie prowadzonych działań.
Także Rosjanie – zaczynający wojnę batalionowymi grupami taktycznymi – zweryfikowali swoją koncepcję. Wydzielone z większych oddziałów siły w postaci batalionu, wzmocnionego oddziałami rozpoznania czy artylerią, ze względu na mobilność sprawdzały się w czasie secesji Donbasu czy Ługańska i zostały użyte także w początkowym okresie wojny do efektownych rajdów w głąb terytorium Ukrainy.
To, co mogło mieć sens w czasie "trzydniowej operacji specjalnej", jak nazywała atak na Ukrainę propaganda Kremla, okazało się nieporozumieniem w czasie długiego konfliktu na pełną skalę. Jak zauważył brytyjski wywiad, stosowanie batalionowych grup taktycznych prowadziło do rozproszenia i nieefektywnego wykorzystania zasobów (jak np. artyleria), co zmusiło Rosjan do zmiany sposobu prowadzenia walki.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski