Zmasowany atak rakietowy Rosjan. Tak bronią się Ukraińcy
Rosjanie przeprowadzili atak na ukraiński sektor energetyczny za pomocą aż 93 pocisków oraz blisko 200 dronów. Jednym z filarów ukraińskiej obrony są mobilne grupy interwencyjne wyposażone w ręczne zestawy przeciwlotnicze. Oto, z czego korzystają i na co polują.
13.12.2024 18:07
Rosjanie kontynuują zimowy atak rakietowy na Ukrainę, którego celem jest zniszczenie infrastruktury energetycznej i ciepłowniczej państwa. Poza bardzo nielicznymi systemami przeciwlotniczymi średniego zasięgu zdolnymi zwalczać pociski balistyczne Iskander-M kluczem do skutecznej obrony są mobilne grupy interwencyjne polujące na drony oraz pociski manewrujące.
Ich zadaniem jest przechwycenie celów jeszcze kilkaset kilometrów przed celem, co sprawia, że np. na Kijów dotrze mniej pocisków. Rosjanie odpalają drony oraz pociski manewrujące z rodziny Ch-101 tak, aby nadleciały nad cel z różnych kierunków, a ich niski pułap lotu dość skutecznie ogranicza ich wykrywanie. Z tego powodu grupy interwencyjne i np. samoloty F-16 patrolujące potencjalne ścieżki ataku są bardzo skuteczne.
Na poniższym nagraniu można zobaczyć jedną z takich grup, która strzela do rosyjskiego pocisku manewrującego Ch-101 z wielkokalibrowego karabinu maszynowego oraz z ręcznej wyrzutni przeciwlotniczej wyglądającej na 9K38 Igła.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ręczne zestawy 9K38 Igła — system z czasów ZSRR
Do czasu dostaw podobnej klasy systemów z Zachodu pokroju amerykańskich wyrzutni FIM-92 Stinger lub polskich PPZR Piorun, głównym przeciwlotniczym orężem ukraińskiej piechoty były zestawy 9K38 Igła, wprowadzone do służby w ZSRR w latach 80. XX wieku.
Są to systemy o masie 17,9 kg, z czego na sam pocisk przypada 10,8 kg przystosowane do zwalczania celów na odległościach do około 5 km. Niszczenie celu jest dokonywane przez głowicę odłamkową o masie 1,17 kg zawierającą 390 g materiału wybuchowego HMX.
Z kolei za jej precyzyjne zbliżenie do celu odpowiada dwuzakresowa głowica naprowadzająca oparta o sensor podczerwieni i ultrafioletu. Pierwszy widzi punkt ciepła w postaci np. silnika turboodrzutowego, a drugi sensor naprowadza się na źródło ultrafioletu. Taka konstrukcja pozwala na ignorowanie zwykłych flar, ponieważ nie emitują one ultrafioletu charakterystycznego dla silników odrzutowych.
Z tego względu idealnie nadają się do zwalczania np. samolotów szturmowych z rodziny Su-25, śmigłowców czy waśnie nisko lecących pocisków manewrujących Ch-101 przenoszących 480-kilogramową głowicę bojową.
Przemysław Juraszek, dziennikarz Wirtualnej Polski