Rosjanin przeżył atak drona "kamikadze". Co zrobił później zadziwia
Wojna w Ukrainie jest pełna zadziwiających sytuacji, które mogą posłużyć jako przykład, jak nie obchodzić się z bronią bądź ładunkami wybuchowymi. Przedstawiamy taki przypadek i omawiamy, czym są improwizowane drony "kamikadze".
29.11.2023 | aktual.: 30.11.2023 07:48
Podczas wojny w Ukrainie widzieliśmy już wiele przypadków kiedy Rosjanie próbują lub eliminują się sami. W sieci było już bardzo kuriozalne nagranie z rzucania granatem ręcznym, bądź próba ładowania pocisku moździerzowego na odwrót.
Tym razem mamy przypadek przedstawiający Rosjanina, który wyrzucał z okopu uszkodzonego ukraińskiego improwizowanego drona "kamikadze" bez jego wcześniejszego rozbrojenia. Niestety dla Rosjanina zakończyło się co najmniej śmiercią jeśli nie poważnymi obrażeniami.
Normalnie np. Ukraińcy po przejęciu rosyjskich dronów pierwsze je rozbrajają, co zazwyczaj oznacza odczepienie np. bombletu lub granatu PG-7VL z zapalnikiem uderzeniowym przymocowanych trytytką i/lub taśmą klejącą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Improwizowane drony "kamikadze" - nowy koszmar żołnierza
Zarówno Ukraińcy jak i Rosjanie wykorzystują komercyjne drony o wartości poniżej 1 tys. dolarów, do których przyczepiane są różnego rodzaju ładunki wybuchowe. Następnie pilot mający widok z pierwszej osoby wyświetlany na goglach wirtualnej bądź rozszerzonej rzeczywistości naprowadza drona o zasięgu około kilometra nawet na pojedynczych żołnierzy, bojowe wozy piechoty czy czołgi T-72 bądź T-90M.
Efektywność kosztowa w przypadku wykorzystania takich dronów jest wręcz niewiarygodna, ale te są podatne na działanie systemów walki elektronicznej Siłok-01 lub R-330Ż Żytiel, zdolnych zakłócić sygnał GPS na danym obszarze.
Co prawda obydwie strony próbują tutaj kombinować z różnymi częstotliwościami sygnału, ale to nie zawsze działa i w związku z tym teraz drony tego typu są wykorzystywane znacznie rzadziej niż jeszcze latem 2023 r. Z kolei w przypadku rosyjskiego żołnierza jedyną formą obrony lepszą niż żadną w obliczu braku zagłuszarek w regionie pozostaje strzelba, o ile ten wie, jak się nią posługiwać.
Przemysław Juraszek, dziennikarz Wirtualnej Polski