Rewolucyjna amunicja czołgowa w Ukrainie. "Wyczyści" każdy rosyjski okop

W Ukrainie pojawiły się najnowsze programowalne pociski do armat kal. 120 mm drastycznie ułatwiające czołgom niszczenie wykrytych umocnień polowych zawierających np. stanowiska przeciwpancernych pocisków kierowanych (ppk). Wyjaśniamy, jak one działają.

Czołg Leopard 2 podczas ćwiczeń poligonowych
Czołg Leopard 2 podczas ćwiczeń poligonowych
Źródło zdjęć: © East News | RONNY HARTMANN
Przemysław Juraszek

W sieci pojawiło się zdjęcie przedstawiające pojemnik po amunicji МK 324 Mod 0 (MP-HE-T). Ten ciąg znaków pozwala dojść do tego, że jest to bardzo nowoczesna wielozadaniowa amunicja programowalna DM11 wyprodukowana dla amerykańskich Marines.

Niemiecki koncern Rheinmetall jeszcze w 2015 r. pochwalił się w informacji prasowej, że jego amunicja DM11 jest wykorzystywana w amerykańskich czołgach M1A1 Abrams jako МK 324. Warto też zaznaczyć, że kod Mod 0 oznacza też pociski z pierwszej serii produkcyjnej.

Czołgowa amunicja programowalna — rewolucja na polu bitwy

Czołgi są wykorzystywane do wielu zadań wspierających, a walka z maszynami przeciwnika stanowi tylko niewielki procent. Z tego względu wykorzystują wiele rodzajów amunicji, co komplikuje logistykę. Potrzebne są bowiem pociski stricte przeciwpancerne w formie penetratorów APFSDS (podkalibrowa stabilizowana brzechwowo z odrzucanym sabotem), odłamkowo-burzące (HE), kumulacyjne HEAT czy dedykowane do niszczenia bunkrów.

Jednakże w ostatnich latach wiele państw intensywnie prowadziło bądź dalej prowadzi badania nad amunicją programowalną, która mogłaby zastąpić wszystkie inne za wyjątkiem przeciwpancernej redukując liczbę rodzajów amunicji przewożonej w czołgu do tylko dwóch typów.

Ogromny sukces w tej dziedzinie osiągnął niemiecki koncern Rheinmetall projektując amunicję DM11 na zlecenie amerykańskich Marines z 2007 r. Efekt prac, który trafił do produkcji seryjnej w 2009 r., oferuje możliwość zwalczania szerokiego spektrum celów na dystansie do 5 km.

Pocisk zawiera lekko ponad 2 kg ładunku wybuchowego i ponad 6 tys. wolframowych kulek, którym towarzyszą dodatkowe odłamki powstałe w wyniku rozrywania stalowego korpusu pocisku.

Jednakże najważniejszym elementem jest programowalny zapalnik umożliwiający działanie pocisku w trzech trybach:

  • detonacja pocisku na określonym dystansie i wysokości pozwalająca razić cele ukryte w okopie,
  • detonacja po wbiciu się w przeszkodzie co pozwala np. zrobić większą wyrwę w ścianie budynku,
  • możliwość przebicia nawet 20 cm betonu i detonacja z opóźnieniem za przeszkodą co powoduje maksymalizację zniszczeń np. we wnętrzu budynku.

To sprawia, że np. do wyeliminowania okopu skrywającego Rosjan wystarczy nawet jeden lub dwa strzały, podczas gdy przy zwykłej amunicji odłamkowej jak pokazują nagrania z Ukrainy może nie wystarczyć nawet tuzin jeśli pocisk nie wpadnie bezpośrednio do okopu.

Warto jednak zaznaczyć, że ta amunicja jest kompatybilna tylko z niektórymi czołgami. Biorąc pod uwagę amerykańskie pochodzenie to najpewniej M1A1 Abrams dostarczone przez USA są z nią kompatybilne oraz na pewno będą też czołgi Leopard 2A6 i szwedzkie Strv 122.

Przemysław Juraszek, dziennikarz Wirtualnej Polski

militariawojna w Ukrainieczołgi
Wybrane dla Ciebie