Produkcja amunicji w Polsce. PGZ zapowiada pięciokrotny wzrost

Prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej zapowiada pięciokrotny wzrost produkcji amunicji. Docelowo, zamiast obecnych 30-40 tysięcy, linie produkcyjne podmiotów należących do PGZ ma opuszczać 200 tys. pocisków artyleryjskich rocznie. Niestety, sama skala produkcji nie rozwiąże wszystkich problemów.

Polska zwiększy produkcję amunicji
Polska zwiększy produkcję amunicji
Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Łukasz Michalik

16.05.2023 | aktual.: 16.05.2023 20:00

Wojna w Ukrainie pokazuje, że pełnoskalowy konflikt zbrojny pochłania gigantyczne ilości amunicji artyleryjskiej – jej zużycie, liczone w tonach, jest porównywalne z niektórymi okresami II wojny światowej.

Artyleria, nazywana niegdyś ostatnim argumentem królów, a współcześnie "bogiem wojny", odpowiada za nawet 60-70 proc. wojennych strat w ludziach i zniszczonym sprzęcie. Wiąże się to z intensywnością prowadzenia ognia, jakiej po zakończeniu zimnej wojny przez długie dziesięciolecia nie brano w ogóle pod uwagę.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Z jednej strony skutkuje to szybszym zużyciem sprzętu artyleryjskiego i różnymi awariami, a z drugiej wyczerpuje zapasy pocisków, które są wystrzeliwane szybciej, niż przemysł jest w stanie produkować.

Problem widać tym dobitniej, że amunicję na potrzeby Ukrainy produkuje i Europa, i Stany Zjednoczone, jest ona ściągana z różnych zakątków świata, a bieżąca produkcja wciąż nie zaspokaja potrzeb – dostawy są realizowane kosztem sięgania po gromadzone latami rezerwy.

Miliard euro na amunicję

Aktualne potrzeby Ukrainy ocenia się na ok. 200-250 tys. pocisków 155 mm miesięcznie. Jak w takim kontekście wygląda jej produkcja w Polsce? Rąbka tajemnicy uchyla prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej (PGZ) Sebastian Chwałek, który w jednej z wypowiedzi wspomina o 30-40 tys. pocisków rocznie.

Ukraina potrzebuje tysięcy pocisków
Ukraina potrzebuje tysięcy pocisków© Domena publiczna

Nic zatem dziwnego, że zwiększenie polskich mocy produkcyjnych zapowiada zarówno rząd, jak i – mniej bezpośrednio – Unia Europejska. Ta ostatnia jest gotowa przeznaczyć miliard euro na rozwinięcie europejskiej produkcji amunicji i jej dostarczenie dla walczącej Ukrainy.

– Nasze zdolności produkcji zostały bardzo pozytywnie ocenione podczas wizyty unijnego komisarza (ds. rynku wewnętrznego) Thierry’ego Bretona w Zakładach Metalowych Dezamet, które są znaczącym producentem amunicji do armatohaubic w Europie. Już wtedy usłyszeliśmy, że będziemy zakwalifikowani do dalszej współpracy – stwierdził Sebastian Chwałek.

Prezes PGZ odwołał się tymi słowami do dołączenia Polski do tzw. amunicyjnej koalicji – projektu Europejskiej Agencji Obrony (EDA), zakładającego wspólne zakupy amunicji przez 24 uczestniczące w programie państwa, w tym Polskę.

Narodowy Program Amunicyjny

Część unijnego, amunicyjnego tortu może przypaść Polsce. Problem w tym, że nie wystarczy po prostu zwiększyć produkcję. Problem ten zauważa choćby przyjęta w marcu, rządowa uchwała o Narodowym Programie Amunicyjnym.

Polska armatohaubica Krab
Polska armatohaubica Krab© GETTY | Anadolu Agency

Nie wystarczy bowiem zwiększyć skalę produkcji czy zbudować dodatkowe zakłady, rozśrodkowując – zgodnie z doświadczeniami z Ukrainy – produkcję amunicji tak, aby zniszczenie jednego zakładu nie oznaczało paraliżu dostaw.

Amunicja – różnego rodzaju – jest obecnie produkowana w Polsce przez kilka zakładów. Należą do nich Dezamet (amunicja artyleryjska i moździerzowa), Mesko (amunicja różnych kalibrów, a także rakiety – m.in. Piorun), ZPS Gamrat (prochy artyleryjskie i paliwa rakietowe) czy zlokalizowane w Bydgoszczy zakłady Nitro-Chem, produkujące trotyl i ładunki, wybuchowe, wypełniające skorupy pocisków artyleryjskich.

To właśnie strategiczne znaczenie bydgoskich zakładów wywołało zaniepokojenie, związane z prawdopodobny kursem rosyjskiej rakiety, która spadła w Zamościu pod Bydgoszczą.

Odtworzenie zdolności

Problem w tym, że Polska w produkcji amunicji nie jest samodzielna. Owszem, produkujemy różne rodzaje amunicji, ale do utrzymania produkcji niezbędne są dostawy zagranicznych surowców, jak niektóre rodzaje prochu czy nitroceluloza.

W Polsce istniał zakład w Pionkach - Pronit, produkujący nitrocelulozę na wielką skalę, jednak upadł 18 lat temu, zostawiając po sobie problem w postaci skażenia środowiska i hałdy chemikaliów, z którą przez lata borykał się lokalny samorząd. Obecnie nitrocelulozę produkuje bydgoski Nitro-Chem, jednak plany rządu są znacznie ambitniejsze.

Przewidują przeznaczenie nawet 400 mln złotych na samo odtworzenie polskiej produkcji nitrocelulozy, a jedne z wariantów przewiduje ponowne rozpoczęcie produkcji tego surowca w Pionkach.

Proch trzeba wymyślać na nowo

To jednak ciągle za mało, aby mówić o pełnej samodzielności Polski w zakresie produkcji amunicji. Obok skali produkcji i dostępności surowców jest bowiem jeszcze jeden problem, o którym politycy, deklarujący miliardy na sektor zbrojeniowy, milczą. Chodzi o jakość polskiego prochu - obecnie produkujemy tzw. proch jednobazowy, którego głównym składnikiem jest nitroceluloza.

Tymczasem niektóre rodzaje nowocześniejszej amunicji artyleryjskiej czy czołgowej potrzebują prochu dwu-, trzy- i wielobazowego lub kompozytowego. Technologia produkcji nowoczesnego prochu miała być jednym z elementów offsetu, związanego z zakupem śmigłowców wielozadaniowych Caracal, jednak zerwanie kontraktu zniweczyło te plany.

Kilka lat później technologię produkcji polskiego prochu kompozytowego przedstawił zespół z Wydziału Nowych Technologii i Chemii WAT pod kierunkiem prof. Stanisława Cudziły, jednak entuzjastycznym doniesieniom o polskim wynalazku mimo upływu lat nie towarzyszyły – niestety – kolejne, o jego komercjalizacji i wdrożeniu do produkcji.

Bez nowoczesnego, wysokoenergetycznego prochu Polska, nawet produkując proch nitrocelulozowy i setki tysięcy pocisków artyleryjskich, pozostanie zależna od zagranicznych dostaw.

Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie