Czołgi K2PL i haubice K9PL. Kupujemy zamiast produkować
Mija rok od podpisania przez Polskę umów, dotyczących dostarczenia Wojsku Polskiemu czołgów K2 i K2PL, a także armatohaubic K9 i K9PL. Wbrew zapowiedziom władz, zapewniających o zamiarze szybkiego rozpoczęcia produkcji tego sprzętu, Polska nie prowadzi nawet negocjacji w tej sprawie. Na domiar złego eksperci wskazują, że koreańskie armatohaubice odbiegają jakością od polskiego Kraba.
180 czołgów K2 i 212 armatohaubic K9A1 – to broń, na którą Polska 26 sierpnia 2022 roku podpisała umowy wykonawcze z koreańskimi partnerami. Umowy zakładają dostawę do Polski sprzętu "z półki" – nowoczesnego, ale opracowanego na potrzeby armii koreańskiej, według jej specyficznych potrzeb i wymagań. Do tego wyprodukowanego w Korei, siłami koreańskiego przemysłu.
Co więcej – jak okazało się wraz z pierwszą dostawą – początkowe transze dostarczonej Polsce broni nie są nowe. To pojazdy dostarczone armii koreańskiej, które przed wysłaniem do Polski zostały poddane zerowaniu resursu: wymianie wszelkich elementów podlegających zużyciu, co przywraca sprzęt do stanu fabrycznego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polskie władze przekonywały, że jest to wstęp do dalszej współpracy, a w ciągu pół roku zostaną podpisane umowy dotyczące produkcji w Polsce sprzętu wojskowego po "polonizacji": dostosowanego do polskich wymagań i uwzględniającego zarówno lokalne rozwiązania, jak choćby również specyfikę terenu, na którym przyjdzie mu działać.
Zobacz także: Te czołgi sieją spustoszenie. Ile z nich rozpoznasz?
Polskie wersje koreańskiej broni
Niestety, jak zauważa "Dziennik Zbrojny", nic takiego nie nastąpiło. Choć Polska wydała pieniądze na koreański sprzęt, nie idzie za tym głębsza współpraca, uwzględniająca potencjał polskiego przemysłu i wspierająca polski, a nie koreański sektor zbrojeniowy.
Co więcej, na pytania "Dziennika" dotyczące negocjacji w sprawie polskich wariantów koreańskiego sprzętu, Agencja Uzbrojenia odpowiedziała: "Aktualnie nie są prowadzone negocjacje w sprawie pozyskania czołgów K2PL i haubic samobieżnych K9PL, natomiast prowadzone są rozmowy w m.in. zakresie udziału polskiego przemysłu obronnego w kolejnych dostawach SpW".
Raporty finansowe za 2022 rok, przedstawione przez Polską Grupę Zbrojeniową wskazują, że jej przychody rosną szybko, ale skala sprzedaży zwiększa się wolniej od wydatków inwestycyjnych polskiego MON-u.
Jak zauważa w swojej analizie serwis Defence24, oznacza to, że PGZ nie dysponuje na razie mocami produkcyjnymi, pozwalającymi na obsługę zapotrzebowania Wojska Polskiego i Ukrainy.
Potrzeba szybkiego uzupełnienia braków
W takim kontekście potrzeba możliwie szybkiego pozyskania sprzętu wydaje się uzasadniona, zwłaszcza, że Polska przekazała Ukrainie w ramach pomocy wojskowej co najmniej 250 (prawdopodobnie znacznie więcej) czołgów T-72 i PT-91, i kilkadziesiąt (według nieoficjalnych informacji nawet powyżej 70) armatohaubic Krab. Kolejne Kraby są produkowane aby zrealizować komercyjne, ukraińskie zamówienie.
"Dziennik Zbrojny" zwraca jednak uwagę, że po podpisaniu umów dotyczących koreańskiego sprzętu negocjacje w sprawie uruchomienia produkcji w Polsce nie są prowadzone, obiecywana przez władze polonizacja kolejnych transz uzbrojenia nie jest nawet negocjowana, a "dla czołgów K2 i armatohaubic samobieżnych K9A1 jak dotąd nie zamówiono pojazdów wsparcia tj. wozy dowodzenia, wozy amunicyjne, wozy wsparcia technicznego, mosty szturmowe/towarzyszące itp.".
Sytuację tę bardzo krytycznie komentują niezależni, cywilni eksperci, jak m.in. Jarosław Wolski czy Dawid Kamizela.
Kto zarobi na serwisie?
Kontekst budowy zdolności polskiego przemysłu w zakresie produkcji i serwisowania używanego przez Wojsko Polskie sprzętu jest tym bardziej istotny, że przy uwzględnieniu całego cyklu życia danej broni to nie zakup, ale przede wszystkim wdrożenie, eksploatacja i ewentualna modernizacja stanowią nawet 70 proc. kosztów.
Skalę tych działań pokazują informacje, publikowane przez koreańskie media (MON do tej pory nie skomentował tych doniesień). Uroczysty rollout pierwszego samolotu FA-50, przeznaczonego dla Polski odbył się w obecności goszczącego w Korei na początku czerwca ministra Mariusza Błaszczaka. W czasie wizyty – jak podawała koreańska stacja SBS (Seoul Broadcasting System) negocjowano finansowanie polskich zakupów za pomocą udzielanego przez Koreę kredytu, mającego sięgać 77 mld złotych.
Poważne traktowanie przez Koreę przyszłych zysków, jakie zapewni eksploatacja przez Polskę koreańskiego uzbrojenia pokazuje niedawne otwarcie przez Korea Aerospace Industries nowej bazy technicznej, ulokowanej w 23. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim.
Przed jej otwarciem nadzieje na współudział polskiego przemysłu w serwisowaniu koreańskich samolotów przedstawiał m.in. prezes Wojskowych Zakładów Lotniczych Nr 2 w Bydgoszczy: "Jesteśmy bardzo zainteresowani, aby nasze doświadczenia (…) mogły być dalej poszerzane w ramach realizacji usług serwisowych dla FA-50. (…) Zakup statku powietrznego to jest decyzja ważąca finansowo na kilkadziesiąt lat. Koszt zakupu statku powietrznego według szacunków nie przekracza 30 proc. całkowitych kosztów inwestycji, obejmujących także cały okres jego eksploatacji.
Negocjacje po zakupach
Inwestycja Korea Aerospace Industries ma zapewnić polskiemu lotnictwu wsparcie techniczne w zakresie eksploatacji samolotów FA-50 (docelowo ma być ich aż 48), jednak zakres udziału polskiego przemysłu stał się przedmiotem negocjacji nie przed, ale już po zakupie przez Polskę nowych samolotów.
W przypadku czołgów i armatohaubic mamy do czynienia z podobną sytuacją. Po zamówieniu koreańskiego sprzętu Wojsko Polskie stało się użytkownikiem na razie dziesiątek, a docelowo setek egzemplarzy nowych wozów bojowych. Kto zarobi na remontach, eksploatacji i modernizacji tego sprzętu?
Ponieważ – jak przyznaje Agencja Uzbrojenia – rozmowy w kwestii udziału polskiego przemysłu dopiero będą prowadzone, oznacza to osłabienie pozycji negocjacyjnej. Koreański partner, mając świadomość, że Polska już wydała pieniądze na sprzęt, może znacznie swobodniej kształtować swoją ofertę w zakresie kosztów polonizacji, części zamiennych czy transferu technologii.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski