Przewaga dzięki zasięgowi. Ukraina to poligon doświadczalny dla zachodniej artylerii

Przewaga dzięki zasięgowi. Ukraina to poligon doświadczalny dla zachodniej artylerii

Polskie armatohaubice Krab
Polskie armatohaubice Krab
Źródło zdjęć: © Mil.in.ua
Łukasz Michalik
05.01.2023 15:25, aktualizacja: 05.01.2023 16:04

Wojna w Ukrainie pokazuje przewagę natowskiej artylerii nad rosyjskimi odpowiednikami. Mimo zbliżonego kalibru, nowoczesne, zachodnie haubice strzelają na większy dystans od rosyjskich. Co więcej, kraje takie jak Stany Zjednoczone czy Niemcy pracują nad znacznym zwiększeniem zasięgu swojej artylerii lufowej. W jaki sposób chcą to osiągnąć?

Ultima ratio regum (łac. ostatni argument królów) – taki napis zdobił lufy dział, odlewanych dla armii francuskiego króla Ludwika XIV. Choć od jego epoki dzieli nas ponad 350 lat, artyleria – współcześnie nazywana "bogiem wojny" – ciągle decyduje o losach bitew i kampanii.

Niezmiennie to właśnie ona odpowiada za większość ponoszonych podczas walk strat – zabija więcej żołnierzy niż lotnictwo, czołgi i piechota razem wzięte. Widać to dobrze podczas walk w Ukrainie, gdzie – podobnie jak w czasie walk związanych z secesją Donbasu i Ługańska – obie strony ponoszą od ognia artyleryjskiego ponad 60 proc. strat.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Powszechną uwagę, ze względu na efektowne działanie i wielki zasięg, przyciąga przy tym artyleria rakietowa, wykonująca nagłaśniane przez media ataki na zaplecze frontu, czy słynne "himarsowanie", odpowiadające za paraliż rosyjskiej logistyki nawet 80 km od linii walk.

Główny ciężar walk spoczywa jednak na artylerii lufowej, tworzonej współcześnie głównie przez holowane i samobieżne haubice. To broń celna, w przypadku standardowych pocisków tania w użyciu, a jednocześnie oferująca spory zasięg, dla zwykłych pocisków wynoszący 30-40 km.

Badania Geralda Bulla

Tak wielki zasięg współczesnych haubic jest pochodną badań prowadzonych przed laty przez kanadyjskiego konstruktora Geralda Bulla. Jego doświadczenia z zakresu balistyki i aerodynamiki miały na celu m.in. budowę działa, wystrzeliwującego na orbitę satelity (program HARP).

Armatohaubica GC-45
Armatohaubica GC-45© Weapons Parade

W nieco bardziej przyziemnym wymiarze efektem jego prac stała się kanadyjska armatohaubica GC-45. W czasie, gdy zachodnia artyleria strzelała na odległość około 20 km, zbudowana w latach 70. broń Geralda Bulla miała zasięg przekraczający 30 km i stała się punktem wyjścia do budowy większości współczesnych armatohaubic.

Kolejnym projektem Bulla miał być Babylon – działo o ogromnym zasięgu budowane dla Saddama Husajna, jednak prace nad tą bronią zostały przerwane przez śmierć konstruktora. W 1990 r. Gerald Bull został zamordowany w Brukseli przez nieznanych sprawców, o co posądzane były Mosad i służby amerykańskie.

Jak daleko strzela artyleria?

Podczas walk w Ukrainie używana jest artyleria o zróżnicowanym kalibrze. Dla broni o sowieckim rodowodzie jest to zazwyczaj 152 albo 122 mm (haubice 2S1 Goździk). Dla broni zachodniej – 155 lub 105 mm (haubice M101 czy M119).

W przypadku tych większych kalibrów różnica jest bardzo nieznaczna, jednak współczesne, zachodnie haubice mogą prowadzić ogień na większe odległości niż broń rosyjska. Dla armatohaubic takich jak Krab, PzH 2000 czy CAESAR górna granica zasięgu (przy wykorzystaniu zwykłych pocisków) to około 40 km. W przypadku najnowszych rosyjskich armatohaubic, jak 2S35 Koalicja-SW, jest on niższy – wynosi ok. 30 km.

Od czego zależy zasięg ognia?

Tak daleki zasięg ognia to wynik m.in. stosowania coraz dłuższych luf. Gdy w czasie zimnej wojny standardem były lufy o długości 39 kalibrów (dla 155 mm to około 6 metrów), obecną normą jest długość 52 kalibrów (ok. 8 metrów).

Dłuższa lufa zapewnia większy zasięg, choć stawia wyższe wymagania związane z procesem produkcji, choćby przez konieczność wytrzymania większego ciśnienia gazów prochowych.

O zasięgu decyduje też jakość ładunków prochowych – stąd, mimo zastosowania w nowych rosyjskich haubicach równie długich luf jak w broni zachodniej, mają one od niej nieco mniejszy zasięg ognia.

Jak działa gazogenerator?

Istnieją jednak inne metody zwiększania zasięgu artylerii. Jedną z nich jest znany od dziesięcioleci gazogenerator. To umieszczony w tylnej części pocisku ładunek prochowy, który spalając się, generuje gazy, wyrzucane przez odpowiednio ukierunkowane dysze.

Wbrew powszechnym, lecz mylnym opisom, nie jest to dodatkowy napęd. Wytwarzane przez gazogenerator gazy nie napędzają pocisku, ale zmniejszają opory, powstające w czasie lotu w wyniku zawirowań powietrza na jego płaskiej, dennej stronie. W rezultacie zasięg strzału rośnie o około 15-25 proc.

Problem z gazogeneratorem polega na tym, że zajmuje on w pocisku cenne miejsce, a tym samym zmniejsza ilość ładunku wybuchowego. Pocisk z gazogeneratorem leci zatem dalej, ale ma mniejszą siłę rażenia i nieco mniejszą celność.

Pociski z napędem

Innym sposobem zwiększania zasięgu pocisku jest dodatkowy napęd. Przykładem takiego rozwiązania jest amerykański pocisk M549 HERA (High-Explosive Rocket Assisted), opracowany z myślą o zastosowaniu w artylerii holowanej (jak M777 czy starsze M198).

Ich krótsza lufa o długości 39 kalibrów przekłada się na mniejszy zasięg ognia. Dzięki napędowi rakietowemu możliwe jest uzyskanie podobnego zasięgu jak w haubicach z dłuższymi lufami lub zwiększenie zasięgu tych ostatnich do ok. 60 km.

Obiecującym kierunkiem rozwoju artylerii są także pociski z silnikiem strumieniowym, oferujące zasięg ognia przekraczający 100 km. Badania nad nimi prowadzi obecnie m.in. koncern Raytheon, który we współpracy z holenderską organizacją badawczą TNO (Nederlandse Organisatie voor Toegepast Natuurwetenschappelijk Onderzoek) stara się zbudować pocisk artyleryjski z napędem ramjet. Podobne prace prowadzi także norweski koncern Nammo.

W ramach tego samego programu badawczego – ERCA (Extended Range Cannon Artilery) – amerykańska armia testuje zmodyfikowane haubice. Dzięki wydłużonym lufom, specjalnym ładunkom prochowym, a także starannemu kontrolowaniu procesu spalania prochu, Amerykanie chcą uzyskać zasięg ognia rzędu 70-80 km. Podobne badania prowadzi także niemiecki koncern Rheinmetall.

Ukraina jako poligon dla zachodniej broni

O ile wspomniane wyżej rozwiązania pozostają na razie na etapie badań, już w sierpniu niemiecki rząd zatwierdził przekazanie Ukrainie niewielkiej partii pocisków Vulcano 155 GLR, o czym informował Przemysław Juraszek.

Vulcano 155 GLR to podkalibrowy pocisk kalibru 155 mm – po wystrzeleniu z lufy od pocisku oddziela się sabot (wypełnienie lufy, prowadzące w niej pocisk o mniejszym kalibrze), a do celu leci mniejszy pocisk przypominający kształtem bełt kuszy. Dzięki mniejszym oporom, jego zasięg jest bardzo duży, rzędu 70-80 km.

Oznacza to, że ukraińska artyleria o natowskim kalibrze zyskuje niemal dwukrotną przewagę zasięgu nad rosyjskimi odpowiednikami. Jednocześnie przebieg walk dostarcza konstruktorom broni bezcennej wiedzy na temat faktycznej skuteczności takiego rozwiązania.

W praktyce oznacza to przeniesienie testów nowej broni w realne warunki. Ukraina stała się gigantycznym poligonem, na którym sprawdzane są rozwiązania dla artylerii nowej generacji, weryfikowane zastosowane technologie i udoskonalana taktyka użycia nowej broni.

Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie