AHS Krab błyszczy na tle konkurentów. Niestety wyrok na niego już zapadł

Polska armatohaubica przechodzi w Ukrainie chrzest bojowy. W warunkach prawdziwego konfliktu dowodzi swojej skuteczności. Ukraińcy wystawiają najwyższe oceny polskim projektantom i wykonawcom. Przyszłość tej broni jest jednak niepewna. Co zagraża polskim Krabom?

AHS Krab - potężna broń, której wadą jest powstanie w Polsce
AHS Krab - potężna broń, której wadą jest powstanie w Polsce
Źródło zdjęć: © HSW
Łukasz Michalik

26.10.2022 | aktual.: 26.10.2022 14:33

Polska armatohaubica Krab to jedna z broni, które zapewniają Ukraińcom przewagę w tej nierównej walce. Rosyjskim standardem artyleryjskim jest kaliber 152 mm – lufy o takim kalibrze znajdziemy m.in. w samobieżnych armatohaubicach 2S3 Akacja, 2S5 Hiacynt, 2S19 Msta-S czy 2S35 Koalicja-SW (użycie tej ostatniej w Ukrainie nie zostało wiarygodnie potwierdzone).

Natowski, przyjęty także przez Polskę standard to 155 mm. Trzy milimetry różnicy to – na pozór – niewiele, ale w praktyce nowoczesna zachodnia artyleria, stosująca inne ładunki prochowe i wyposażona zazwyczaj w dłuższe lufy, może strzelać na dystans o ok. 10 km większy od rosyjskich odpowiedników.

Dotyczy to m.in. pojazdów Panzerhaubitze 2000AHS Krab, ale także słowackiej Zuzany 2 o trakcji kołowej czy lekkiej francuskiej haubicy CAESAR, posadowionej na podwoziu ciężarówki.

Kilka kilometrów różnicy w zasięgu ognia zapewnia przewagę, której nie sposób przecenić. Ale nawet wśród zachodnich broni polski Krab wyróżnia się pod wieloma względami.

Dane techniczne to nie wszystko

Gdy spojrzymy na tabele z parametrami technicznymi, może się wydawać, że polski Krab i niemiecka Panzerhaubitze 2000 są niemal identyczne. Kilka ton różnicy w masie, kilka milimetrów w jedną lub drugą stronę w kwestii opancerzenia, dwa pociski na minutę różnicy w szybkostrzelności… Różnice wydają się kosmetyczne. Te, które liczą się naprawdę, w uproszczonych tabelkach z danymi technicznymi są jednak niewidoczne.

Przed laty PzH 2000 była oferowana Polsce w przetargu, który ostatecznie wygrał Krab (a w zasadzie producent jego wieży i uzbrojenia). Polacy wybrali wówczas brytyjską wieżę AS90, do której zdecydowali samodzielnie opracować podwozie. Ta część planu okazała się porażką: polskie podwozie było wadliwe, a produkcja Kraba ruszyła dopiero po zakupie licencji na południowokoreańskie podwozie K9.

W ciągu kolejnych lat niemiecka haubica zyskała renomę najlepszej tego typu broni na świecie, co łączyło się z sukcesem eksportowym. Niemiecki sprzęt kupiły m.in. Włochy, Grecja, Holandia, Litwa, Chorwacja, Węgry i Katar. Teoretycznie PzH 2000 została wówczas przetestowana w warunkach bojowych – wspierała niemiecki kontyngent w Afganistanie.

Krab sprawdzony w walce

Wojna w Ukrainie, gdzie zagrożeniem nie są górale w sandałach, tylko przeciwnik dysponujący porównywalnym uzbrojeniem, zweryfikowała wcześniejsze opinie. Warto podkreślić, że za naszą wschodnią granicą ostrzał artyleryjski jest prowadzony z bardzo dużą intensywnością, a artyleria jest eksploatowana powyżej norm i zaleceń producentów.

Gdy na szali znajduje się życie czy powodzenie jakiejś wojskowej operacji, nie zawsze jest czas np. na wstrzymanie ognia, aby pozwolić na ostygnięcie lufy.

Dochodzi do sytuacji, w której armatohaubice oddają po 400 strzałów dziennie. Jak zauważa m.in. analityk Jarosław Wolski, to wartość, która doprowadzi do degradacji każdej lufy. I faktycznie – PzH 2000 po tak intensywnej eksploatacji nadawały się do remontu. Zawodziły także przedstawiane przed wojną jako ważna zaleta automaty ładowania.

Kraby zniosły tę ciężką próbę doskonale. Polski sprzęt nadawał się do użytku nawet po wystrzeleniu 6 tys. pocisków, co dla lufy haubicy jest olbrzymią wartością. Jego obsługi chwalą także wysoką ergonomię, poziom bezpieczeństwa, precyzję i niezawodność broni z Huty Stalowa Wola.

AHS Krab został przetestowany w prawdziwej, intensywnej walce i wyszedł z tego testu zwycięsko. To dla broni najlepsza rekomendacja, znacznie ważniejsza od prób poligonowych czy prowadzonych w czasie pokoju testów. Zwłaszcza że poza sprzętem darowanym przez Polskę, Ukraina dodatkowo zamówiła 54 Kraby, co stanowi największy eksportowy sukces polskiego przemysłu zbrojeniowego od co najmniej 30 lat.

K9PL zamiast Kraba

W takim kontekście dziwią niejasne plany polskich władz, które zakładają produkcję, równolegle z Krabem, koreańskiej armatohaubicy K9 - tej, z której spolonizowanego podwozia korzystają Kraby. To broń starsza od polskiej haubicy (prototyp powstał w 1996 r.), choć ciągle rozwijana, a jej nowa wersja K9A2 ma otrzymać m.in. automat ładowania.

Co więcej, na podstawie doświadczeń zebranych przez Polskę i Koreę, oba państwa będą pracować nad wspólnym sprzętem nowej generacji, określanym przez polskie władze mianem "superkraba".

Władze zapewniają, że zamówienia i produkcja K9 nie będą realizowana kosztem Krabów, jednak trudno traktować te zapowiedzi poważnie. Do 2026 r. do polskich jednostek ma trafić 212 zamówionych w Korei armatohaubic K9, a kolejnych 460 – w spolonizowanym wariancie K9PL – ma powstać w Polsce. Tegoroczne, nowe zamówienie na Kraby opiewa na 48 sztuk, które mają trafić do odbiorcy w latach 2025-2027.

Argumentem za K9 ma być tempo dostaw – chodzi o to, aby polskie wojsko możliwie szybko zostało wyposażone w nowoczesną artylerię samobieżną. W przypadku zagranicznego zamówienia taki argument trudno podważyć, jednak otwarte pozostaje pytanie, czy w dłuższej perspektywie dla Polski nie byłoby korzystniejsze rozwinięcie krajowych mocy wytwórczych tak, by w kolejnych latach przyspieszyć tempo produkcji polskiego uzbrojenia.

Nie można wykluczyć, że istnieją przesłanki za taką decyzją, jednak MON czy Agencja Uzbrojenia nie komunikują ich w zrozumiały sposób. Brak jasnych odpowiedzi w tej kwestii budzi wątpliwości, które – zwłaszcza w kontekście aktualnej sytuacji międzynarodowej – nie powinny mieć miejsca.

Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie