Rosyjskie kompromitacje: militarne mity Putina. Ukraina powiedziała: "sprawdzam"!
Sprzęt, który nie ma "anałoga w mirie" (odpowiednika na świecie) – takimi słowami rosyjska propaganda określała różne produkty rodzimej zbrojeniówki. Zazwyczaj było w tym wiele marketingowej przesady, jednak przed wojną w Ukrainie wydawało się, że Rosjanie mogą liczyć na przewagę zapewnianą przez nowoczesne modele broni. Wojenne realia zweryfikowały tę opinię.
23.08.2022 | aktual.: 23.08.2022 18:25
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Mit bańki antydostępowej
Przez długie lata wielu komentatorów, ale również i ekspertów, wskazywało na duże zdolności Rosji w zakresie tworzenia "baniek antydostępowych". W przypadku obrony przeciwlotniczej chodziło o tworzenie przestrzeni niedostępnej dla samolotów, rakiet i dronów przeciwnika – rodzaju wirtualnej kopuły, chroniącej własne wojska przed atakami z powietrza. Ten mit padł już na początku wojny.
Zaczęło się od Bayraktarów. Kupione przez Ukrainę w Turcji drony Bayraktar TB2 stały się jednym z symboli pierwszych dni konfliktu. Rosjanie – bazując na błędnych założeniach – próbowali osiągnąć szybkie, efektowne zwycięstwo za pomocą tzw. rajdów. Wydzielone grupy bojowe, w teorii wysoce mobilne i samodzielne, często padały ofiarą obrońców, a ukraińska propaganda jako ich pogromców przedstawiała ochotników z Javelinami i tureckie drony.
Rosyjski problem polega na tym, że to, co się wówczas wydarzyło – w postaci względnej swobody działania stosunkowo dużych, wolnych i łatwych do zestrzelenia dronów - teoretycznie nie miało prawa się wydarzyć. Dlaczego?
Mobilny parasol przeciwlotniczy
Związek Radziecki był prekursorem tworzenia sprzętu, który miał wesprzeć czołgi w ich prowadzonym po atomowych zgliszczach ataku na Zachód. To właśnie sowieccy inżynierowie stworzyli pierwszy, nowoczesny bojowy wóz piechoty BWP-1, a także militarne cuda w postaci artyleryjskiego zestawu przeciwlotniczego ZSU-23-4 Szyłka czy – nieco później – rakietowego 9K33 Osa.
To był przełom. Na jednym podwoziu znajdował się radar, system kierowania ogniem i broń, przez co pojazd tego typu był samowystarczalny. Mógł nacierać razem z czołgami, a jednocześnie wykrywać i zwalczać cele powietrzne, zapewniając atakującym siłom przeciwlotniczy parasol. Przez dziesięciolecia Rosjanie udoskonalali tę kategorię sprzętu, wprowadzając do służby choćby takie – faktycznie niemające odpowiedników na świecie – zestawy jak 2K22 Tunguska.
Najnowocześniejszą bronią tego typu jest Pancyr-S1. Umieszczony na kołowym podwoziu zestaw czterech armat 30 mm i 12 pocisków 57E6. Mają one zasięg do 18 km, pułap rażenia celu sięgający 15 km i dużą, 20-kg głowicę bojową, zapewniającą skuteczne porażenie celu. W teorii to broń, o jakiej marzy każda armia świata.
Obrona, której nie było
Problem w tym, że w początkowych dniach wojny rosyjska obrona przeciwlotnicza zawiodła. Nie dość, że rosyjskie kolumny były skutecznie atakowane, to dochodziło do kuriozalnych sytuacji, gdy Bayraktary niszczyły drogie zestawy przeciwlotnicze, nieprzygotowane do odparcia takiego ataku.
Te początkowe sukcesy można tłumaczyć nie słabością sprzętu, ale nonszalancją i lekceważeniem przeciwnika po stronie rosyjskiej. Gdy Rosjanie zaczęli w końcu chronić swoje wojska zgodnie z własną sztuką wojenną, skuteczność Bayraktarów gwałtownie spadła.
Zmalała także liczba publikowanych w internecie filmów pokazujących sukcesy tych dronów. Pozostaje jednak faktem, że mit szczelnego parasola, zapewnianego rosyjskim wojskom przez mobilne zestawy przeciwlotnicze, został mocno nadszarpnięty.
Najnowocześniejszy czołg świata?
Przedłużający się konflikt sprawił, że w przestrzeni publicznej pojawiły się również pytania o najnowszy sprzęt, którym rosyjska armia regularnie chwali się defiladach, jak choćby wozy z rodziny Armata, a zwłaszcza czołgi T-14.
To "wielcy nieobecni" konfliktu. Gdy w 2014 r. rosyjskie władze z dumą prezentowały czołg T-14, padały deklaracje o szybkim rozpoczęciu seryjnej produkcji tej broni. Nowe czołgi miały odmienić rosyjską broń pancerną, a sama konstrukcja budziła powszechne zainteresowanie. Były ku temu ważne powody.
Nie dość, że Rosjanie zerwali w niej z rozwiązaniami konstrukcyjnymi, według których budowali czołgi od lat 60. ubiegłego wieku, to zastosowali pomysły wyznaczające trendy w rozwoju broni pancernej. Przykładem jest choćby bezzałogowa wieża. Dzięki niej załoga może zostać umieszczona nisko w kadłubie, a brak konieczności silnego opancerzania dużej wieży pozwala na lepsze zabezpieczenie miejsc, w których znajdują się ludzie.
Armia duchów
Zgodnie z deklaracjami rosyjskich decydentów sprzed ośmiu lat, w 2022 r. rosyjska armia miała dysponować 2,3 tys. czołgów T-14. Tymczasem, w miarę ponoszonych strat, Rosjanie wyciągają z magazynów coraz starsze czołgi, sięgając już nawet po archaiczne T-62.
Superczołgu, który mógłby zapewnić im przewagę na polu bitwy, jak na nim nie było, tak nie ma. "Najnowocześniejsze czołgi świata" z jakiegoś powodu nie są kierowane do walk pod Chersoniem czy w rejonie Doniecka. Za to – bez wątpienia – bardzo efektownie prezentują się na defiladach.
Z parady lotniczej na wojnę
Wielkim nieobecnym jest także duma rosyjskiego przemysłu lotniczego, Su-57, pierwszy zbudowany w Rosji i produkowany niemal seryjnie (niemal, bo w tempie jednej-dwóch maszyn na rok) samolot piątej generacji. Jego przeloty to często gwóźdź programu rosyjskich parad lotniczych, organizowanych np. 9 maja z okazji Dnia Zwycięstwa.
Rosjanie zachwalają możliwości tej maszyny, choć eksperci, zwracający uwagę nie na komunikaty Kremla, ale na kwestie techniczne, podkreślają problemy Su-57 z silnikami, awioniką czy cechami stealth i są w zachwytach znacznie bardziej powściągliwi. Mimo to Rosjanie teoretycznie przetestowali już Su-57 w warunkach bojowych, podczas wojny w Syrii.
Choć chwalą się przełomowym sprzętem, z jakiegoś powodu nie kwapią się jednak do użycia rzekomej superbroni w warunkach, w których przeciwnik dysponuje w miarę nowoczesną bronią przeciwlotniczą i starszymi, ale ciągle sprawnymi samolotami.
Krążące w internecie, prześmiewcze podsumowanie tej sytuacji sprowadza się do pytania: dlaczego eskadra amerykańskich F-35 nie jest w stanie zestrzelić eskadry rosyjskich Su-57? Dlatego, że nie da się zestrzelić czegoś, co nie istnieje.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski