Reakcja łańcuchowa. Broń jądrowa zamiast amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa
Zamiast polegać na deklaracjach Waszyngtonu, dotychczasowi sojusznicy USA mogą zacząć szukać gwarancji bezpieczeństwa we własnej broni jądrowej. Na krótkiej liście państw zdolnych do sięgnięcia po takie zabezpieczenie znajduje się - według amerykańskich ekspertów - także Polska.
Wiarygodność Stanów Zjednoczonych i udzielane przez Waszyngton gwarancje bezpieczeństwa przez dekady powstrzymywały amerykańskich sojuszników przed próbami zdobycia broni jądrowej. Było to zgodne z długofalową polityką mocarstw, zakładającą maksymalne ograniczenie rozprzestrzeniania (proliferacji) broni masowego rażenia, w tym broni jądrowej.
Od strony formalnej zabezpieczał to Układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, który wszedł w życie w roku 1970, gdy Chiny, Francja, ZSRR, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania dysponowały już taką bronią. Do układu przystąpiła niemal cała planeta - do 2003 roku podpisało go 189 państw.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czy warto kupić statyw Ulanzi Fotopro F38 Quick Release Video Travel Tripod 3318?
Poza układem formalnie pozostały Izrael, Indie, Korea Północna (z wyłączeniem lat 1985-2003), Pakistan i Sudan Południowy. Wszystkie z nich - poza Sudanem - dysponują bronią jądrową.
Kryzys zaufania
Zdaniem urzędników amerykańskiej administracji, do których dotarł serwis Defence One, ta sytuacja może niebawem zacząć się zmieniać. Przyczyną jest utrata wiarygodności przez Stany Zjednoczone i przekonanie, że Donald Trump może porzucić dotychczasowe zobowiązania w zakresie bezpieczeństwa.
"Dekady starań na rzecz nierozprzestrzeniania broni jądrowej, podejmowanych przez Stany Zjednoczone poprzez gwarancje bezpieczeństwa, są na skraju zaprzepaszczenia" - stwierdza Defence One.
Podejście administracji Trumpa do Ukrainy i Rosji znacznie podważyło zaufanie sojuszników do Stanów Zjednoczonych, w tym do rozszerzonego odstraszania nuklearnego.
Polska na liście krajów zainteresowanych atomem
Jakie kraje są - zdaniem amerykańskiej administracji - zdolne do rozpoczęcia własnego programu atomowego? Na liście znalazły się m.in. Niemcy i Polska, a także Korea Południowa, Japonia i Arabia Saudyjska.
Zdaniem Amerykanów w przypadku rozwiniętych krajów, dysponujących zapleczem naukowo-badawczym i bazą przemysłową, czas od podjęcia decyzji do opracowania broni jądrowej mógłby obecnie skrócić się do zaledwie roku.
Nie wszyscy komentatorzy zgadzają się z opinią o możliwości tak błyskawicznego dołączenia do atomowego klubu, jednak pozostaje faktem, że kraje z rozwiniętym cywilnym sektorem energetyki jądrowej - jak Korea Południowa czy Japonia - są w stanie opracować broń bardzo szybko. Znacznie większym wyzwaniem wydaje się w takiej sytuacji nie budowa samej broni jądrowej, ale właściwych dla niej środków przenoszenia.
Również i w tym przypadku tempo może zaskoczyć, bo Korea Południowa dysponuje już kompletną triadą atomową. To środki przenoszenia głowic bazujące na lądzie (pociski balistyczne, jak Hyunmoo-5), morzu (okręty typu KSS-III z pociskami balistycznymi) i wystrzeliwane w powietrzu (lotniczy wariant pocisku manewrującego Hyunmoo-3 czy pocisk Cheonryong). Brakuje jej tylko głowicy atomowej.
Kto zacznie reakcję łańcuchową?
Do uruchomienia odpowiednika reakcji łańcuchowej wystarczy, by jeden kraj wyłamał się z dotychczasowego porozumienia i ogłosił wejście w posiadanie broni jądrowej lub rozpoczęcie własnego programu atomowego. Zdaniem źródeł Defence One uruchomienie programu atomowego np. przez Koreę Południową wystarczy, by taką samą deklaracją odpowiedziała Japonia.
Może to zapoczątkować cykl zbrojeń, w którym kolejne państwa zaczną traktować broń jądrową jako polisę bezpieczeństwa wiarygodniejszą od amerykańskich obietnic.
Choć opracowanie broni jądrowej, a następnie utrzymanie atomowego arsenału nie jest tanie - w przypadku Francji pochłania ok. 6-7 mld euro rocznie, to kwota ta nie leży poza zasięgiem potencjalnych zainteresowanych.
Zniszczenie Moskwy jako straszak
Nowi członkowie atomowego klubu wcale nie muszą budować gigantycznych arsenałów. Stany Zjednoczone zbudowały swój potencjał odstraszania na masowych, atomowych zbrojeniach. Ich arsenał może - teoretycznie - niemal całkowicie zniszczyć rosyjski potencjał militarny, ze stacjonującą na lądzie bronią jądrową i ośrodkami dowodzenia włącznie.
Tymczasem Wielka Brytania i Francja przyjęły zupełnie inne założenia. Celem ich odstraszania nuklearnego nie jest groźba zniszczenia atomowego arsenału Rosji, ale zadanie jej straty tak dotkliwej, by ewentualny atak z jej strony przestał się opłacać. W praktyce oznacza to uderzenie nie na cele wojskowe, ale na Moskwę i - ewentualnie - któryś z innych, głównych ośrodków kraju.
Warto przy tym zauważyć, że Francja - poza strategicznymi pociskami balistycznymi, przenoszonymi przez okręty podwodne, dysponuje również bronią, pozwalającą na użycie atomu na niższym szczeblu. Lotnicze pociski manewrujące ASMP-A mogą - zgodnie z francuską doktryną - zostać użyte nie tylko w roli broni strategicznej.
Doktryna Francji przewiduje nawet możliwość ataku "deeskalacyjnego" - prewencyjnego uderzenia atomowego, które ma zniechęcić wroga do podjęcia agresywnych działań i przekonać go o determinacji Paryża, który nie zawaha się użyć broni jądrowej.
Podobną drogę mogą wybrać pretendenci do atomowego klubu. Jak konkluduje Defence One: "Gdyby Korea Południowa, Polska lub Arabia Saudyjska przekroczyły próg, trudno uwierzyć, że Układ mógłby przetrwać".
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski