Atomowy odwet Putina. Zmiany w rosyjskiej doktrynie nuklearnej
Doktryna nuklearna precyzuje sposób, w jaki kraje posiadające broń atomową chcą korzystać ze swojego arsenału. Restrykcje dotyczące użycia broni jądrowej utrudniają Władimirowi Putinowi traktowanie jej w roli użytecznego straszaka. Z tego powodu rosyjski dyktator chce zmian, rozszerzających okoliczności, w jakich rosyjska broń jądrowa mogłaby zostać użyta.
Aktualnie obowiązują rosyjska doktryna jądrowa wynika z prezydenckiego dekretu, określającego zasady odstraszania nuklearnego. Władimir Putin złożył pod nią podpis 2 czerwca 2020 r., rozwijając zasady określone w doktrynie wojennej z 2014 r.
Opracowano ją jako odpowiedź na sytuację geopolityczną, w jakiej znalazła się Rosja po zajęciu ukraińskiego Krymu i secesji Donbasu i Ługańska. Prezydencki dekret podkreśla, że arsenał jądrowy jest podstawowym narzędziem odstraszania Moskwy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Może zostać użyty nie tylko w odpowiedzi na atak nuklearny, ale także w sytuacji, gdy atak konwencjonalny zagrozi istnieniu Rosji lub jej sojuszników, albo zagrozi zniszczeniem rosyjskich możliwości do odwetowego uderzenia jądrowego. W praktyce podkreśla to znaczenie arsenału jądrowego, który jest przez samych Rosjan uznawany za gwaranta istnienia państwa.
Zobacz także: Rozpoznasz te myśliwce i bombowce?
Jak w jednej ze swoich analiz podkreśla Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, zasady użycia rosyjskiej broni jądrowej są na tyle ogólne, by potencjalni przeciwnicy nie mogli mieć pewności co do warunków granicznych, po przekroczeniu których Moskwa może jej użyć.
Dotyczy to np. braku definicji, czym dla Rosji są państwa sojusznicze, w których obronie broń atomowa mogłaby zostać wykorzystana. Jednocześnie próg zakładający użycie broni jądrowej jest w przypadku Rosji dość wysoki - większą swobodę w użyciu broni atomowej przyznaje sobie np. Francja.
Stara doktryna miała być wystarczająca
Jeszcze w 2023 r. Putin publicznie deklarował, że aktualna doktryna jest dla Rosji całkowicie wystarczająca. Podczas spotkania międzynarodowego Klubu Dyskusyjnego "Wałdaj" w Soczi nad Morzem Czarnym, szef Rady ds. Polityki Zagranicznej i Obronnej Siergiej Karaganow poruszył kwestię doktryny atomowej, którą uznał za przestarzałą i niedostosowaną do aktualnej sytuacji.
Cytowana przez Defence 24 odpowiedź prezydenta Rosji była jednoznaczna: "Po co? Nie ma sytuacji, w której coś zagrażałoby dzisiaj rosyjskiej państwowości i istnieniu państwa rosyjskiego". Wygląda na to, że od tamtej pory Putin zmienił zdanie.
Dał temu wyraz jeszcze w połowie 2024 r., gdy podczas wizyty w Wietnamie stwierdził, że Zachód dąży do strategicznej porażki Rosji na polu bitwy, co będzie się równać – zdaniem Putina – z końcem rosyjskiej państwowości.
Wypowiedź ta znalazła potwierdzenie na początku września, gdy wiceminister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Riabkow oświadczył, że odpowiedzią na działania Zachodu (czyli pomoc dla Ukrainy) będzie zmiana rosyjskiej doktryny nuklearnej. Zapowiedzi te zostały niedługo potem skonkretyzowane przez Putina.
W czasie posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej gospodarz Kremla zaproponował rozszerzenie warunków użycia arsenału atomowego. Według zmienionej doktryny przesłanką do tego ma być również atak ze strony kraju nieposiadającego broni jądrowej, ale wspieranego przez mocarstwo nuklearne.
Rosja bez szans w walce z NATO
Jest to jasne odniesienie do realiów wojny w Ukrainie, która – choć dysponuje bronią m.in. ze Stanów Zjednoczonych, Francji czy Wielkiej Brytanii – nie ma swobody w użyciu jej do ataków na cele na terenie Rosji, ale zabiega o to, by taką możliwość zdobyć.
Deklaracja Putina jest zarazem potwierdzeniem, jak poważne obawy wśród rosyjskich decydentów wywołuje możliwość zaatakowania przez Ukraińców rosyjskich celów zachodnia bronią dalekiego zasięgu.
Propozycjom omawianym na Kremlu towarzyszy zmiana narracji, przedstawianej przez tamtejszą propagandę. Jeszcze do niedawna rosyjska armia miała być drugą w świecie, niezwyciężoną i dysponującą najlepszą bronią bez "anałogów w mirie" (odpowiedników na świecie).
To już nieaktualne. W nadawanym przez publiczną telewizję Rossija 1 programie kremlowskiego propagandysty Władimira Sołowjowa wystąpił ekspert wojskowy, emerytowany pułkownik Michaił Chodarjonok.
Gość Sołowiowa, znany z rzeczowych, dalekich od kremlowskiej propagandy komentarzy do wojny w Ukrainie, jednoznacznie stwierdził, że szanse Rosji na wygranie z NATO konwencjonalnej wojny są zerowe.
Można to uznać za przygotowywanie społeczeństwa na niekorzystny dla Moskwy wynik wojny w Ukrainie, ale słowa te tłumaczą zarazem Rosjanom, dlaczego dotychczasowa, dość ostrożna doktryna atomowa wymaga – zdaniem Kremla – zmiany.
Kto może odpalić rosyjskie rakiety?
W ich kontekście warto podkreślić, że nawet po ich wprowadzeniu Putin nie będzie zdolny do wywołania wojny atomowej za pomocą wciśnięcia symbolicznego "czerwonego guzika".
Za kontrolę nad rosyjskim atomowym arsenałem odpowiada bowiem system łączności Czeget (będący częścią większej, rządowej sieci komunikacyjnej Kazbek), którego widoczną reprezentacją są czarne teczki z terminalami komunikacyjnymi. Dysponują nimi co najmniej trzy osoby – prezydent, minister obrony i szef sztabu generalnego.
Według aktualnie dostępnych informacji, do uruchomienia atomowego arsenału konieczna jest decyzja dwóch z trzech lub – według innych źródeł – wszystkich posiadaczy teczek, a rozkaz przechodzi przez kolejne (prawdopodobnie co najmniej siedem) warstwy łańcucha dowodzenia.
Alternatywą dla rozkazu wydanego przez system Czeget jest rosyjska "martwa ręka" – mechanizm automatycznego wystrzelenia międzykontynentalnych pocisków balistycznych, który ma zadziałać w przypadku zniszczenia rosyjskich ośrodków decyzyjnych.
Rola ta jest przypisywana nieco mitycznemu systemowi Perymetr. Choć potwierdzono jego istnienie, niewiele jest wiarygodnych, nowszych niż 20 lat, informacji na jego temat. Nie ma nawet pewności, czy Perymetr został uruchomiony, a zasady jego działania czy skala ewentualnego, automatycznego ataku atomowego, pozostają w sferze spekulacji.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski