Nowy JASSM-XR pokazany. Odpalony nad Warszawą może sięgnąć Uralu

Nowy pocisk JASSM-XR pierwszy raz pokazany.
Nowy pocisk JASSM-XR pierwszy raz pokazany.
Źródło zdjęć: © Lockheed Martin
Przemysław Juraszek

16.09.2024 21:54

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Amerykański koncern pokazał nową broń dalekiego zasięgu, jaką jest nowy pocisk manewrujący AGM-158 JASSM-XR. Oto co o nim wiadomo.

Koncern Lockheed Martin pokazał najnowszą odmianę pocisku AGM-158 JASSM-XR, gdzie XR pochodzi od "Extreme Range". Idea powstania takiego pocisku zapadła w 2018 roku z inicjatywy USAF, a prace zostały zakończone w 2024 roku.

Nowość miała oferować znacznie większy zasięg oraz przenosić większą głowicę bojową niż ma to miejsce w wariancie AGM-158 JASSM-ER o zasięgu ponad 900 km wykorzystywanych m.in. przez polskie lotnictwo. Warto zaznaczyć, że Polska była pierwszym klientem eksportowym tej broni.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

AGM-158 JASSM-XR - umożliwi na atakowanie celów w głębi Rosji

Zaprezentowany pocisk wygląda na większy w porównaniu do mierzącego 4,26 m AGM-158 JASSM-ER co jest zgodne z wcześniejszymi koncepcjami. Te zakładały powstanie pocisku o długości 6,3 m mogącego przenosić głowicę bojową o masie 540 kg na odległość nawet 1850 km. W przypadku odpalenia nad Warszawą w linii prostej pozwalałoby to razić cele położone na Uralu.

Pocisk ma także charakterystyczną powłokę znaną z pocisków LRASM, dzięki czemu może mieć jeszcze mniejszą sygnaturę radiolokacyjną i termiczną od starszych JASSM-ów.

Większa długość była niezbędna do zapewnienia miejsca dla większej głowicy bojowej oraz zapasu paliwa dla silnika turboodrzutowego. Ten najpewniej też może być inny w porównaniu do poprzedniej wersji, ale niemożliwym jest podwojenie zasięgu bez zwiększenia zapasu paliwa.

Pytaniem otwartym jest masa własna pocisku, ponieważ jeśli wynosi około 2 tony to byłby za ciężki dla F-16. Wcześniejsza koncepcja obejmowała jako nosicieli bombowce B-2, B-52 czy myśliwce F-15.

Dalej to wciąż jest pocisk skrzydlaty, ale poza głównymi rozkładanymi skrzydłami propozycja Lockheed Martina zakładała też dodatkowe usterzenie typu kaczki (cannard) w przedniej części pocisku. Wraz z nowym pociskiem miała też powstać nowa głowica penetrująca z dopalaczem rakietowym, który tuż przed uderzeniem rozpędzałby ją do 700 m/s.

Zwiększony zasięg nie tylko umożliwia rażenie celów na dystansie do 2 tys. km po linii prostej, ponieważ nie jest to optymalny sposób wykorzystania pocisków manewrujących. Te ze względu na zastosowanie silnika turboodrzutowego są stosunkowo wolne (prędkość rzędu Mach 0,8-0,9 (980-1102 km/h) co wymusza ich budowę w technologi stealth i lot na niskim pułapie (kilkanaście metrów nad ziemią) z wykorzystaniem ukształtowania terenu.

W takim przypadku wykorzystując wąwozy czy doliny rzek, pocisk ma dużą szansę się przedrzeć przez obronę przeciwlotniczą, co pokazują Ukraińcy za pomocą Storm Shadow i niestety Rosjanie na przykładzie pocisków Ch-101. W takim przypadku większy zasięg umożliwiający np. lot okrężną mniej oczywistą ścieżką (np. od strony przyjaznego lub neutralnego państwa, gdzie siłą rzeczy będzie mniej obrony przeciwlotniczej) jest bardzo pomocny.

Ponadto także najpewniej poprawiony został system naprowadzania obejmujący nawigację satelitarną i inercyjną odpowiedzialną za środkową fazę lotu wsparty być może łączem komunikacyjnym umożliwiającym przesyłanie do pocisku poprawek przez np. E-8 JSTARS.

Co ciekawe pierwotna koncepcja zakładała też rezygnację ze stosowana głowicy optoelektronicznej z kamerą termowizyjną piątej generacji widzącą termiczny obraz celu umożliwiającej trafienie w cel z punktową precyzją. Niestety na szczegóły będzie trzeba poczekać.

Przemysław Juraszek, dziennikarz Wirtualnej Polski

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (12)
Zobacz także