Drony nad Moskwą. Rosjanie nie są w stanie ich zestrzelić
20.08.2023 11:45, aktual.: 20.08.2023 12:10
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Moskwa – mimo demonstracyjnego rozmieszczenia przez władze systemów przeciwlotniczych – coraz częściej staje się celem dla "niezidentyfikowanych" dronów. Choć miasto jest oddalone od Ukrainy o setki kilometrów, Rosjanie nie są w stanie zabezpieczyć jej przed atakami. Co więcej, mają problem z zestrzeliwaniem wykrytych intruzów. Z czego to wynika?
Przez wiele miesięcy Rosja atakowała cywilne obiekty na terytorium Ukrainy. Celem ataków obliczonych na zastraszanie i panikę był – i nadal jest – m.in. Kijów. Rosyjskie uderzenia na cywilów początkowo były nie tylko bezkarne, ale sprawiały też kłopoty ukraińskiej obronie przeciwlotniczej.
Ta – co w oficjalnych komunikatach przyznawali dowódcy – nie była w stanie przechwycić niektórych rodzajów rosyjskich pocisków, jak Ch-47M2 Kindżał.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sytuację zmieniło dostarczenie przez Zachód nowoczesnych systemów przeciwlotniczych. Do rangi symbolu urosła noc z 15 na 16 maja 2023 r., w czasie której Rosjanie przeprowadzili zmasowany atak na Kijów. W konfrontacji z zachodnimi systemami przeciwlotniczymi ich superbroń, którą przez lata zastraszali Europę, okazała się propagandową wydmuszką.
Zobacz także: Czy to sprzęt NATO, czy rosyjski?
Systemy Patriot, NASAMS i – prawdopodobnie – IRIS-T zestrzeliły wszystkie z użytych wówczas rosyjskich pocisków i dronów, zapisując na swoim koncie imponujący wynik 18:0.
Ukraina odpowiada na terror
Jednocześnie Ukraińcy zaczęli odpowiadać na rosyjski terror. Jeszcze w lutym sensacją wydawało się odkrycie niezidentyfikowanych (bo Ukraina oficjalnie nie przyznaje się do ataków) wojskowych dronów 100 km od Moskwy.
Tymczasem 30 maja w stolicy Rosji rozległa się seria wybuchów. Jak zauważył wówczas izraelski ekspert, David Sharp, po pierwszym ataku miały nastąpić kolejne, uruchamiając serię nalotów. Miał rację, bo od tamtego czasu mieszańcy Moskwy nie mogą spać spokojnie. Jak się okazało, niedługo potem nastąpił atak grupy dronów kamikadze.
Od maja Moskwa atakowana jest regularnie, a nasilenie uderzeń przypadło na sierpień. Choć nie wyrządzają wielkich szkód i na razie nie ma potwierdzonych ofiar, kompromitują reżim Putina. Na czym polega rosyjski problem z obroną stolicy?
Antybalistyczna obrona Moskwy
W teorii Moskwa to najlepiej chronione przed atakami z powietrza miasto świata. Już w latach 50. XX wieku wokół swojej stolicy Rosjanie zaczęli rozbudowywać nowoczesny system obrony przeciwlotniczej, którego symbolem stała się wzniesiona w latach 80. potężna "piramida" z radarem Don-2N. Równie ważne stały się pociski przeciwlotnicze systemu A-350 wyposażone w głowice jądrowe.
Problem polega na tym, że ten cud techniki został opracowany z myślą o zestrzeliwaniu pocisków międzykontynentalnych i – co teraz ma już minimalne znaczenie – strategicznych samolotów bombowych przeciwnika.
Dron – trudny przeciwnik
Wbrew pozorom międzykontynentalny pocisk balistyczny jest łatwym celem: jego wystrzelenie dość łatwo wykryć, czas lotu to kilkadziesiąt minut, a cel porusza się po przewidywalnej trasie.
Choć może stosować różnego rodzaju pułapki w postaci głowic pozornych czy rozwiązania wielogłowicowe, metody na jego zestrzelenie są znane od lat 60. XX wieku – już w 1961 r. Rosjanie zestrzelili w czasie testu pocisk R-12 Dwina, w roli antyrakiety używając pocisku V-1000, z głowica odłamkową.
Teoretycznie zmianą reguł gry przynosi broń hiperosoniczna, zdolna do manewrowania przed uderzeniem w cel, ale także i w jej przypadku wyścig pomiędzy "tarczą i mieczem" jest już w toku i powstają rozwiązania, pozwalające na skuteczne przeciwdziałanie.
Zupełnie inne wyzwanie stanowią jednak stosunkowo małe drony, które – gdy porównamy je z pociskami balistycznymi czy bronią hipersoniczną – mogłyby zostać uznane raczej za niegroźne zabawki, niż zaawansowaną technicznie broń. Wbrew pozorom to właśnie one stanowią dziś najpoważniejsze zagrożenie dla Moskwy.
Systemy przeciwlotnicze na dachach
Prawdopodobnie właśnie z myślą o dronach Rosjanie umieścili na dachach moskiewskich budynków systemy przeciwlotnicze Pancyr-S1 (a także przeznaczone do niszczenia innych celów systemy S-400 w różnych miejscach stolicy).
Choć rosyjskie działania były wówczas przedmiotem drwin na całym świecie, wcale nie były głupie.
Dość wspomnieć, że z myślą o północnokoreańskich dronach podobne rozwiązanie stosuje m.in. Korea Południowa, gdzie podczas ćwiczeń obrony przeciwlotniczej możemy oglądać charakterystyczne miniguny, rozmieszczone na dachach szklanych wieżowców.
Rosyjskie systemy przeciwlotnicze rozmieszczone na wysokich budynkach mają sens – miejska zabudowa nie ogranicza zasięgu ich radiolokatorów i nie utrudnia prowadzenia ognia do wykrytych celów. W teorii nadlatujące nad miasto, "niezidentyfikowane" drony powinny zatem spadać jeden po drugim, dając przy okazji doskonałą pożywkę dla kremlowskiej propagandy. Dlaczego zatem nie spadają?
WRE zamiast rakiet
Sądząc po dostępnych publicznie materiałach, Rosjanie bardzo oszczędnie stosują systemy hard-kill (niszczące nadlatujący obiekt). Prawdopodobnie ocenili, że atakowanie nad gęstą zabudową stolicy małych dronów przy pomocy pocisków przeciwlotniczych może przynieść więcej szkody, niż pożytku.
Przykładem takich sytuacji były próby przeciwdziałania atakom w Krasnodarze czy – co zostało dobrze udokumentowane – w przygranicznym Biełgorodzie, gdzie broniąca miasta przed atakiem Toczek (stosowany przez Ukrainę, stary system rakietowy o zasięgu ok. 70 km) rakieta z Pancyra uderzyła w jeden z domów.
Dlatego – jak zauważa ukraiński serwis Defense Express – broniąc Moskwy przed stosunkowo małym zagrożeniem, jakim są drony (przenoszone przez nie ładunki są niewielkie), Rosjanie starają się stosować przede wszystkim walkę radioelektroniczną.
Za sprawą zakłóceń część ukraińskich bezzałogowców ma spadać przed osiągnięciem celu jednak – czego dowodem są eksplozje w mieście czy niedawne uderzenie w centrum wystawiennicze Ekspocentrum – nie jest to metoda, gwarantująca mieszkańcom Moskwy spokój i bezpieczeństwo.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski