Amerykańska obecność wojskowa w Europie. Bez USA wydamy bilion dolarów
Ile warty jest amerykański wkład w bezpieczeństwo Europy? Międzynarodowy Instytut Studiów Strategicznych (IISS) podjął próbę oszacowania kosztów, z jakimi wiązałoby się wycofanie amerykańskiego zaangażowania militarnego ze Starego Kontynentu. Setki miliardów dolarów to tylko początek.
Deklaracje Donalda Trumpa postawiły pod znakiem zapytania wiarygodność Stanów Zjednoczonych w roli globalnego gwaranta bezpieczeństwa. Dało to okazję do analiz, takich jak opracowana przez IISS "Obrona Europy bez Stanów Zjednoczonych: koszty i konsekwencje". Do jakich wniosków prowadzi ta lektura?
Przygotowując swoją analizę IISS (to europejski thintank z siedzibą w Londynie) nakreślił kilka warunków, precyzując hipotetyczne okoliczności w których miałoby dojść do wycofania sił USA z Europy. IISS zakłada scenariusz, w którym wojna w Ukrainie kończy się w 2025 r. zawieszeniem broni, a USA deklarują rozpoczęcie procesu wycofywania z NATO i skupienia swojego potencjału militarnego na Indo-Pacyfiku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tydzień z Huawei Watch Fit 4 oraz Watch Fit 4 Pro
Deklaracji tej towarzyszy faktyczne wycofanie amerykańskich wojsk i systemów uzbrojenia z Europy – wycofywane są stacjonujące w niej wojska, ale także wszelkie zapasy, personel pomocniczy czy zmagazynowany sprzęt i różnego rodzaju wyposażenie. Jednocześnie Rosja – po zakończeniu walk – odbudowuje swój potencjał na tyle szybko, aby stanowić zagrożenie np. dla państw bałtyckich już w 2027 r.
IISS zastrzega, że nie jest to nieunikniony scenariusz, a tylko zdefiniowanie warunków, których dotyczy analiza. Ile musiałaby wydać Europa, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo bez udziału Stanów Zjednoczonych?
Europa bez amerykańskiej armii
Według IISS kompensacja amerykańskiej nieobecności przez Europę może w sumie kosztować nawet bilion dolarów. Jest to gigantyczna kwota, ale – biorąc pod uwagę potencjał ekonomiczny Starego Kontynentu – w wieloletniej perspektywie możliwa do wygospodarowania i wydania, o ile na przeszkodzie nie stanie tu wola polityków.
W przypadku Europy problemem nie są pieniądze czy kwestia zdolności do rozbudowy mocy produkcyjnych, ale - jak zauważa IISS - przede wszystkim niedobór wykwalifikowanego personelu. Jest on niezbędny zarówno do wyprodukowania, jak i – przede wszystkim – późniejszego użycia setek nowych samolotów, czołgów czy okrętów.
Według IISS wycofanie amerykańskich wojsk oznaczałoby jednak problem znacznie poważniejszy, niż zniknięcie ze Starego Kontynentu ok. 128 tys. żołnierzy.
Europa musiałaby uzupełnić braki w zakresie zasobów wywiadowczych, obserwacyjnych i rozpoznawczych w kosmosie i we wszystkich domenach. Musiałaby również zastąpić znaczący wkład USA w natowską strukturę dowodzenia i kontroli oraz obsadzić wiele wysokich stanowisk wojskowych w organizacjach NATO, które obecnie zajmują Amerykanie.
Kraje Europy musiałyby także uzupełnić swoje arsenały o ok. 600 czołgów, 800 bojowych wozów piechoty, 900 transporterów i kilka tysięcy lżejszych, opancerzonych pojazdów bojowych.
To jednak jedynie wierzchołek góry lodowej – choć ewentualny konflikt z Rosją miałby głównie charakter lądowy, aż 70 proc. wydatków pochłonęłaby rozbudowa lotnictwa (o ok. 400 samolotów bojowych) i marynarek wojennych, które powinny zostać zasilone m.in. przez dwa lotniskowce, 20 okrętów klasy fregaty i 10 okrętów podwodnych z napędem jądrowym.
Jakiej broni brakuje Europie?
Kluczową lukę w zdolnościach Europy do prowadzenia wojny wciąż jednak tworzyłoby coś innego: niedostatki związane z obroną przeciwlotniczą i przeciwrakietową, a także broń dalekiego zasięgu. To obszary, w których Europa dopiero definiuje swoje potrzeby.
Tymczasem – według IISS – kompensacja nieobecności USA wymagałaby szybkiego dostarczenia kilku tysięcy pocisków przeciwlotniczych różnych klas, pocisków powietrze-powietrze, a także ponad 4 tys. pocisków manewrujących.
Problem w tym, że kraje Europy nie dysponują bronią o odpowiednim zasięgu, więc koniecznie byłoby nie tylko wyprodukowanie jej, ale wcześniejsze opracowanie, przetestowanie i wdrożenie, co wymaga czasu.
W rezultacie – chcąc utrzymać swoją zdolność do odstraszania – początkowo Europa byłaby i tak skazana na systemy zagraniczne, jak amerykańskie pociski Tomahawk (o zasięgu ok. 1600 km) i lądowe wyrzutnie pozwalające na ich wystrzeliwanie, czyli system Typhon. Jako rodzaj broni, którą Europa również musiałaby importować, IISS wskazuje trudnowykrywalne samoloty bojowe.
Ile proc. PKB na obronę?
Jednocześnie europejski przemysł zbrojeniowy musiałby zostać nie tylko rozbudowany, ale – co wymagałoby długotrwałego konsensusu politycznego – państwa Starego Kontynentu musiałyby osiągnąć i utrzymywać poziom wydatków zbrojeniowych szacowany na średnio 3 proc. PKB.
To, proporcjonalnie, mniej niż wydaje i planuje wydawać Polska. Polskie wydatki obronne od lat nie tylko sięgają ustalonego przez NATO progu 2 proc. PKB, ale znacząco go przekraczają. W 2023 r. Polska wydała na siły zbrojne 3,3 proc. PKB, w 2024 r. – 4,2 proc., a na 2025 r. przewidziany jest wydatek 4,7 proc. PKB. Plany zakładają, że od 2026 r. nasze państwo będzie wydawać na obronę 5 proc. PKB, a próg ten popierają obecnie obaj kandydaci na prezydenta.