"Wkopany w ziemię krążownik rakietowy". Rosjanie obawiają się bazy w Redzikowie
Amerykańska baza w Redzikowie powstała jako element systemu antyrakietowego o globalnym zasięgu. W jednym z rosyjskich serwisów o tematyce militarnej opublikowano skierowaną do rosyjskiego czytelnika próbę wyjaśnienia znaczenia Redzikowa. Zdaniem jej autora baza może zostać w przyszłości wykorzystana nie tylko do obrony, ale do ataku na cele naziemne.
Baza w Redzikowie "to wkopany w ziemię amerykański krążownik" – alarmuje swoich czytelników jeden z rosyjskojęzycznych, prokremlowskich serwisów. Między techniczne opisy uzbrojenia i wyposażenia amerykańskiej bazy Rosjanie wpletli sugestię, że instalacja antyrakietowa, zbudowana w niedalekiej odległości od obwodu królewieckiego, może w przyszłości stanowić zagrożenie dla samej Rosji.
Ostrzeżenia wydają się mocno spóźnione, bo oficjalne rozpoczęcie służby przez bazę w Redzikowie nastąpiło w połowie listopada 2024 roku. Omawiając działanie uzbrojenia, służącego do niszczenia pocisków balistycznych, autor przemyca przy tym pogląd, że bazę można w prosty sposób rozbudować i przystosować do obsługi szerszego wachlarza uzbrojenia, w tym także ofensywnego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czas na AI. Zapowiedź buntu maszyn czy nowa rewolucja przemysłowa? - Historie Jutra napędza PLAY #5
Warto w tym kontekście na początku wyjaśnić kwestię kluczową: skąd w ogóle pomysł, aby amerykańską bazę zbudować na terenie Polski?
Zobacz także: Czy to sprzęt NATO, czy rosyjski?
Przed czym broni baza w Redzikowie?
Lokalizacja jest wynikiem długiego łańcucha zdarzeń, którego początek można umieścić jeszcze w latach 80., gdy Stany Zjednoczone podjęły decyzję o rezygnacji ze Strategicznej Inicjatywy Obronnej (SDI). Był to zimnowojenny program zakładający budowę orbitalnego systemu antyrakietowego. Zrezygnowano z niego wraz z upadkiem Związku Radzieckiego.
Zamiast SDI przez kolejne dwie dekady opracowywano i proponowano kilka innych rozwiązań antybalistycznych, różniących się przeznaczeniem czy rodzajem zwalczanych zagrożeń.
Za ich główne źródło Waszyngton uznawał wówczas tzw. "państwa zbójeckie", czyli Iran i Koreę Północną. Do zwalczania pocisków wystrzelonych z ich terytoriów zoptymalizowano amerykańską tarczę antybalistyczną w Europie, której ostateczny kształt nadał program EPAA, a instalacje – obok bazy zbudowanej przez Stany Zjednoczone na terenie Alaski – powstały w Turcji, Rumunii i Polsce.
Europejska część "tarczy" nie ma możliwości zwalczania pocisków balistycznych wystrzelonych przez Rosję w kierunku celów w USA. Nie pozwala na to czas reakcji, prędkość rakiet i antyrakiet, a także ich trajektoria, bo pocisk wystrzelony z terytorium Polski musiałby dogonić rosyjską rakietę, pokonując dystans nie tylko w poziomie, ale także w pionie.
AEGIS Ashore: morski system na lądzie
Bliskie prawdy, choć napisane z publicystyczną przesadą, są za to słowa rosyjskiego komentatora o "wkopanym w ziemię krążowniku rakietowym". Obrona obszaru Europy przed pociskami balistycznymi jest częściowo realizowana przez stacjonujące w europejskich portach (jak baza Rota) amerykańskie okręty z systemem Aegis.
Powstał on w latach 80. z myślą o obronie zespołów okrętów przed samolotami i pociskami manewrującymi, a jego możliwości w wariancie Aegis BMD rozszerzono z czasem również o zwalczanie pocisków balistycznych.
W przypadku baz w Polsce i Rumunii Amerykanie nie wymyślali koła na nowo – dysponując sprawdzonym systemem antybalistycznym przenieśli jego kluczowe elementy na ląd jako system Aegis Ashore.
W rezultacie część bazy wygląda jak nadbudówka okrętu, co pozwoliło m.in. na montaż znanych z amerykańskich krążowników ścianowych anten radaru AN/SPY-1. Jeszcze jeden radar znajduje się w tureckiej bazie Kürecik, a nadzór nad całością sprawuje Dowództwo Sił Powietrznych NATO zlokalizowane w niemieckim Ramstein.
Uniwersalne wyrzutnie rakiet
Na lądzie znalazły się również wyrzutnie Mk 41 VLS (Vertical Launch System). To rozwiązanie, które zadebiutowało w amerykańskiej marynarce wojennej w 1982 roku, stając się z czasem standardem w krajach Zachodu (32-komorowa wyrzutnia trafi m.in. na pokłady polskich fregat typu Miecznik).
Dzięki temu rozwiązaniu zamiast – jak we wcześniejszych dekadach – instalować na okrętach różne systemy uzbrojenia, wystarczy umieścić na nich wbudowane w pokład komory VLS. Ich zawartością mogą być pociski przeciwlotnicze, antybalistyczne, rakietotorpedy czy pociski manewrujące. W rezultacie jeden okręt może w zależności od wykonywanego zadania przenosić różne uzbrojenie, bez konieczności przebudowy. W polskiej i rumuńskiej bazie zawartością wyrzutni VLS są pociski antybalistyczne SM-3.
Zdaniem Rosjan te właśnie wyrzutnie mogą w przyszłości – po rozbudowie bazy – zostać użyte ofensywnie, służąc m.in. do wystrzeliwania pocisków Tomahawk. Rosyjski serwis pomija przy tym fakt, że takie wykorzystanie elementów tarczy antyrakietowej byłoby pozbawione sensu, bo Zachód od niedawna dysponuje lądowymi wyrzutniami pocisków manewrujących.
W 2023 roku Amerykanie z powodzeniem przetestowali system Typhon, będący w praktyce lądowym, mobilnym wariantem wyrzutni Mk 41 VLS. Dzięki niemu pociski manewrujące Tomahawk czy przeciwokrętowe RIM-174 SM-6 ERAM mogą być wystrzeliwane z lądowej wyrzutni, która w zależności od potrzeb może być przerzucana w dowolne miejsce.
Może się znaleźć również w pobliżu obwodu królewieckiego, albo - co pokazano podczas manewrów, w czasie których system Typhon przerzucono na Bornholm - na bałtyckich wyspach. Rosja, inaczej niż w czasie prac nad tarczą antyrakietową, nie może w żaden sposób temu przeciwdziałać.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski