Jak wykryć atak rakietowy? Pomaga w tym sieć globalnego podsłuchu

Jak wykryć atak rakietowy? Pomaga w tym sieć globalnego podsłuchu

Jedna z niemieckich stacji, monitorujących występowanie promieniotwórczych pierwiastków w atmosferze
Jedna z niemieckich stacji, monitorujących występowanie promieniotwórczych pierwiastków w atmosferze
Źródło zdjęć: © Lic. CC BY-SA 3.0, Wikimedia Commons, Wusel007
Łukasz Michalik
27.02.2024 14:48, aktualizacja: 27.02.2024 15:29

Traktat o całkowitym zakazie prób z bronią jądrową sprawił, że na świecie powstała globalna sieć podsłuchowa - Międzynarodowy System Monitorowania (IMS). Superczułe przyrządy nasłuchują nie tylko wybuchów, ale i startów rakiet. Niemcy chcą, aby z tych danych mogła korzystać także obrona przeciwlotnicza.

Pomysł Berlina zakłada, by krajowa obrona przeciwlotnicza i przeciwrakietowa została wzmocniona w nietypowy sposób. Sieć własnych sensorów – jak choćby staje radiolokacyjne – miałaby zostać rozszerzona o możliwości, zapewniane przez globalny system "nasłuchujący" wybuchów jądrowych

Międzynarodowy System Monitorowania (International Monitoring System – IMS) to zbudowane przed laty narzędzie, służące kontroli przestrzegania Traktatu o całkowitym zakazie prób jądrowych.

Jak informuje serwis Defence 24, zdaniem Niemców infrastruktura zbudowana w celu kontroli atomowych zbrojeń może zostać wykorzystana w roli systemu wczesnego ostrzegania. Czym jest IMS i w jaki sposób może ostrzegać o ataku rakietowym?

Międzynarodowy System Monitorowania IMS

Międzynarodowy System Monitorowania to zbudowana po 1996 roku (gdy podpisano Traktat o zakazie prób jądrowych), globalna sieć sensorów. Ich zadaniem jest wykrywanie wybuchów jądrowych na i pod powierzchnią ziemi, a także tych wykonywanych w atmosferze czy pod wodą.

Sieć składa się z ponad 330 obiektów, spośród których 170 to stacje monitoringu sejsmicznego, odpowiedzialne za wykrywanie podziemnych wybuchów.

Kontrolę uzupełniają stacje monitorujące globalny ocean: są to stacje hydrofonowe, odnotowujące zmiany ciśnienia wody wywołane falami dźwiękowymi, a także energię akustyczną wody w momencie, gdy fale uderzają o ląd.

Inne stacje odnotowują poziom radionuklidów w ziemskiej atmosferze, poszukując unoszących się w powietrzu pierwiastków promieniotwórczych, albo monitorują niesłyszalne dla ludzkiego ucha infradźwięki.

Nasłuchiwanie startów rakiet

To właśnie infradźwięki, początkowo służące wykrywaniu odległych eksplozji nuklearnych, mogą być przydatne także do śledzenia startów rakiet. Dostarczają informacji nie tylko o wystąpieniu samego zdarzenia (czyli, że rakieta wystartowała), ale także szczegółowe dane o jego przebiegu, co przed dwoma laty szczegółowo przedstawiono na łamach branżowego serwisu American Geophysical Union.

Z punktu widzenia przemysłu kosmicznego może to służyć np. sprawdzaniu, czy start przebiegł poprawnie. W tym celu w ostatnich latach poddano monitoringowi ponad 1000 startów różnych rakiet, gromadząc bogaty zbiór sygnatur dźwiękowych towarzyszących zarówno samym startom, jak i późniejszym etapom lotu.

Ten sam mechanizm można wykorzystać nie tylko do sprawdzania bezpieczeństwa misji, ale także do wczesnego wykrywania startów rakiet – także tych, których miejsca startowe nie są objęte monitoringiem albo znajdują się w głębi terytorium jakiegoś kraju.

Sieć czujników, mająca pilnować atomowego traktatu, okazuje się przy tym bardzo uniwersalna – dostarcza naukowcom różnych dziedzin dane m.in. o upadkach meteorytów, infradźwiękach generowanych przez zorzę polarną, aktywności wulkanicznej czy porozumiewaniu się morskich ssaków.

Strategiczna Inicjatywa Obronna

Międzynarodowe przedsięwzięcie jest jednak tylko cieniem programu, jaki w czasie zimnej wojny w latach 80. prowadziły Stany Zjednoczone. Strategiczna Inicjatywa Obronna (SDI) miała na celu nie tylko wczesne wykrywanie startów rakiet m.in. za pomocą różnych sensorów umieszczonych na robicie, ale także niemal natychmiastowe niszczenie ich w momencie, gdy – startując – dopiero opuszczałyby swoje silosy czy wyrzutnie.

Jednym z branych wówczas pod uwagę sposobów zwalczania startujących rakiet było niszczenie ich za pomocą umieszczonej na orbicie broni laserowej albo m.in. dział Gaussa, z wykorzystaniem chemicznych lub atomowych źródeł energii.

Idea SDI, choć zaowocowała wieloma innowacyjnymi programami badawczymi, nie została jednak nigdy sfinalizowana. Program budzący poważne zaniepokojenie Sowietów był krytykowany pod nazwą "gwiezdnych wojen" jako inicjatywa naruszająca doktrynę MAD (wzajemnego gwarantowanego zniszczenia), stanowiącą jeden z filarów zimnowojennego pokoju.

Fałszywe alarmy

Warto podkreślić, że system zdalnego monitoringu atomowego arsenału jest daleki od doskonałości. W czasie zimnej wojny prowadziło to do sytuacji, gdy z powodu fałszywych alarmów świat stawał na krawędzi zagłady, a od wymiany atomowych ciosów dzieliła ludzkość tylko przytomność umysłu i odwaga jednego człowieka.

Prawdopodobnie najbardziej znanym przypadkiem jest alarm systemu wczesnego ostrzegania, z jakim musiał zmierzyć się w 1983 roku rosyjski oficer, pułkownik Stanisław Pietrow. Podczas jego dyżuru, na skutek pechowego splotu okoliczności, sowieckie satelity odnotowały rozbłysk odbitego od chmur światła słonecznego jako start z bazy w Montanie amerykańskich pocisków międzykontynentalnych.

Świat był bliski zagłady także w 1995 roku, kiedy norwescy naukowcy wystrzelili rakietę Black Brant XII w celu badania magnetosfery, a rosyjski system ostrzegania uznał ją – na podstawie sposobu wznoszenia czy czasu odrzucenia jednego z modułów – za atomową rakietę Trident II, wystrzeloną przez okręt podwodny. Ziemię przed zagładą uratował fakt, że norweska rakieta szybko znalazła się na kursie, który nie stanowił zagrożenia dla Rosji,

W takim kontekście niemal humorystyczny wydaje się jeden z ostatnich – znanych publicznie – fałszywych alarmów rakietowych. Otrzymali go w 2018 roku mieszkańcy Hawajów w postaci alertu, przesłanego na telefony komórkowe.

Alarm nie był jednak efektem niewłaściwej interpretacji danych, ale wynikiem błędu ludzkiego i złego zaprojektowania interfejsu. W centrum odpowiedzialnym za masowe wysyłanie wiadomości test systemu sąsiadował – na rozwijalnej liście – z wysłaniem ostrzeżenia do wszystkich mieszkańców. Pracownik po prostu źle kliknął.

Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)