Chiny przyjrzały się wojnie w Ukrainie. Zbudowały nowy śmigłowiec
26.04.2024 12:54
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wielu nie tylko internetowych ekspertów i komentatorów od chwili wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej wieszczy koniec śmigłowca bojowego. Wygląda na to, że takie opinie nie dotarły do dowództwa Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. W chińskich portalach społecznościowych, a za nimi także w zagranicznych, pojawiły się zdjęcia nowego śmigłowca bojowego.
Konstrukcja sprawia wrażenie krzyżówki amerykańskiego AH-64 Apache z rosyjskim Mi-28 (NATO: Havoc), ale wyraźnie wywodzi się z wielozadaniowego Z-20, czyli chińskiej wersji rozwojowej S-70. Zachodni analitycy roboczo oznaczyli maszynę: Z-21.
Pogłoski o możliwym oblocie nowego chińskiego śmigłowca bojowego krążyły już od początku roku. W Chinach i poza nimi spodziewano się jednak bardziej niekonwencjonalnej maszyny w stylu Ka-52 lub nawet śmigłowca hybrydowego SB-1 Defiant. ChALW postawiła jednak na sprawdzone wzorce i rozwiązania. Na podstawie dostępnych materiałów zdjęciowych nie da się wiele powiedzieć o Z-21. Przednia część kadłuba jako żywo przypomina AH-64, tylna i wirnik wyraźnie pochodzą z Z-20. Skrzydła z punktami podwieszenia jednoznacznie wskazują na przeznaczenie śmigłowca. Widoczna na zdjęciach maszyna jest obwieszona bogatym zestawem czujników aparatury pomiarowej.
Chiny wyciągają wnioski z wojny w Ukrainie
Wnioski, jakie chińscy eksperci wyciągają z zastosowania śmigłowców bojowych w Ukrainie, są biegunowo odmienne od tych krążących w Internecie. Uznano, że poziom strat ponoszonych przez maszyny obu stron jest umiarkowany jak na warunki pełnoskalowego konfliktu o wysokiej intensywności. Pojawiły się nawet sugestie, że w przypadku inwazji na Tajwan ChALW liczy się ze znacznie większymi stratami wśród swoich wiropłatów. Jako przyczynę wielu strat poniesionych przez Rosjan wskazywane są słabe wyszkolenie załóg, niedostateczna dbałość o stan techniczny maszyn, niewłaściwa taktyka i brak nowoczesnego uzbrojenia pozwalającego razić przeciwnika spoza zasięgu obrony przeciwlotniczej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bardziej zasadniczym pytaniem jest, dlaczego Chiny, posiadające już dwa typy śmigłowców bojowych, Z-10 i Z-19, zdecydowały się opracować kolejny. Dodajmy przy tym, że liczba wiropłatów różnych typów w ChALW stale rośnie. Według zestawienia Military Balance 2024 chińskie wojska lądowe posiadają obecnie ponad 320 bojowych Z-10 i Z-19 oraz przeszło 700 maszyn wielozadaniowych i transportowych. W tej drugiej grupie najliczniej reprezentowane są rosyjskie Mi-17 i pochodne, łącznie może ich być około 230. Szybko jednak rośnie liczba Z-20, która miała przekroczyć już 150.
Z pozoru olbrzymie przestrzenie Azji Wschodniej i Indo-Pacyfiku nie sprzyjają wykorzystaniu śmigłowców bojowych z ich relatywnie niedużą prędkością i zasięgiem. Z tych powodów z maszyn tej klasy postanowiły zrezygnować japońskie Lądowe Siły Samoobrony, chociaż nie wiadomo, kiedy konkretnie to nastąpi. Chiny jednak oceniają sytuację inaczej. Śmigłowce bojowe są postrzegane jako bardzo przydatna latająca artyleria, na przykład w przypadku starć granicznych z Indiami. Kluczowa jest jednak realizacja jednego zadania, czyli inwazji na Tajwan.
Dlaczego Chiny inwestują w śmigłowce?
Wyspa leży stosunkowo blisko Chin kontynentalnych, jednak charakter jej wybrzeża nie ułatwia desantu morskiego. W takich warunkach desant śmigłowcowy w celu opanowania lotnisk i portów wydaje się idealnym rozwiązaniem. Po wstępnym przygotowaniu w postaci ataków rakietowych i lotniczych kawaleria powietrzna "przeskakuje" nad obroną wybrzeża i toruje drogę dla transportu lotniczego i morskiego głównych sił inwazyjnych. Śmigłowce transportowe i przewożone przez nie pododdziały potrzebują osłony i wsparcia, które najlepiej mogą zapewnić śmigłowce bojowe.
Takie założenia odbiły się na konstrukcji Z-10. Przy projektowaniu chińskiego łowcy czołgów nacisk położono na zasięg i udźwig przenoszonego uzbrojenia kosztem odporności na uszkodzenia. W ChALW uznano, że śmigłowce bojowe mają dolecieć na wyspę, pozostać tam około 30 minut i przenieść jednocześnie jak najwięcej uzbrojenia.
W rezultacie takiego podejścia pierwsze wersje Z-10 były w stanie wytrzymać trafienie co najwyżej pociskiem kalibru 12,7 milimetra. Dla zachodnich śmigłowców bojowych standardem jest odporność na ostrzał pociskami kalibru 23 milimetrów. Wojska lądowe miały jednak świadomość małej odporności swoich maszyn. W roku 2018 wprowadzenie mocniejszych silników pozwoliło wzmocnić opancerzenie, takie maszyny zaczęły trafiać do jednostek od roku 2020. Obecnie Z-10 jest w stanie przeżyć trafienie pociskiem kalibru 20 milimetrów.
Chińskie rozwiązania
Inną bardzo prawdopodobną przyczyną takich założeń konstrukcyjnych był brak odpowiednich silników. To problem od zarania trapiący chiński przemysł lotniczy. Problem, który dopiero w ostatnich latach zaczęto przezwyciężać. Zbyt słaba moc silników na dużych wysokościach i w gorącym klimacie miała być jednym z powodów początkowego odrzucenia Z-10 przez Pakistan. Islamabad postawił na turecki T129 ATAK. Później jednak na scenę wkroczyła wielka polityka, a konkretnie zablokowanie sprzedaży tureckich maszyn przez Stany Zjednoczone. W tych warunkach najkorzystniejszą ofertą okazał się Z-10ME/P, których Pakistan miał w zależności od źródła zamówić 20 lub 30 sztuk. Trzy pierwsze miały zostać już dostarczone.
Drugi z chińskich śmigłowców bojowych, Z-19, powstał na bazie Z-9, czyli francuskiego śmigłowca Aérospatiale SA 365 Dauphin. To maszyna jeszcze lżejsza niż Z-10 (maksymalna masa startowa 4,25 tony wobec 7 ton), a tym samym jeszcze słabiej opancerzona. Z-19 jest bardziej odpowiednikiem japońskiego OH-1, lekkiej maszyny obserwacyjnej i rozpoznawczej, wskazującej cele cięższym śmigłowcom, z możliwością zwalczania celów naziemnych, nawodnych i powietrznych. Z drugiej strony, Z-19 wyraźnie służy do testów współdziałania z bezzałogowcami.
Można więc spekulować, że dowództwo chińskich wojsk lądowych zgłosiło zapotrzebowanie na większą i cięższą maszynę, o większym zasięgu, udźwigu uzbrojenia i odporności na ostrzał. Z-20 ze swoją masą startową rzędu 10 ton był dobrym punktem wyjścia.
Nie jest to zresztą pierwszy taki przypadek. Wszak legendarny Mi-24 zaczynał jako wersja rozwojowa Mi-8. W USA Sikorsky usiłował opracować wyspecjalizowaną wersję bojową Black Hawka, oznaczoną S-71. Z-20 to skorupa śmigłowca Sikorsky S-70 z chińskimi silnikami, elektroniką i pięciołopatowym wirnikiem głównym, pójście drogą pierwowzoru nie byłoby więc zaskoczeniem. Nie byłby to zresztą pierwszy taki przypadek w historii tej maszyny. W roku 2021 pojawiły się zdjęcia uzbrojonej wersji Z-20, wypisz wymaluj odpowiednika uzbrojonego Black Hawka zaprezentowanego pięć lat wcześniej na targach w Farnborough.
Paweł Behrendt, dziennikarz konflikty.pl