Rosjanie ostro o szturmie "Kasztana". Ten atak był skazany na porażkę
Rosyjscy blogerzy wojskowi bardzo mocno krytykują dowódcę 123 Brygady o pseudonimie "Kasztan", który swoim szturmem w okolicy Biłohoriwki "wykrwawił" cztery rosyjskie bataliony. Przedstawiamy, co i w jaki sposób stracili Rosjanie.
Krytykowany przez rosyjskich blogerów wojskowych szturm miał miejsce 2 listopada 2024 r. w okolicy na kierunku na Siewiersk. Rosjanie co prawda zdobyli trochę terenu, ale, jak przyznają blogerzy, straty zadane przez ukraińską 10. Górską Brygadę Szturmową są bardzo znaczące.
Rosjanie mieli stracić wiele pojazdów opancerzonych, czołgów oraz żołnierzy, z czego większość została ranna. Rosyjscy blogerzy oraz zachodni analitycy zauważają, że atak został wykonany bez wsparcia artyleryjskiego, oraz że ranni nie byli ewakuowani nawet pięć dni od szturmu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Oto co i w jaki sposób utracili Rosjanie
Nagranie opublikowane w mediach społecznościowych przedstawia wiele trafień w kołowe transportery opancerzone BTR-80/82A, bojowe wozy piechoty BMP-2 oraz czołgi z rodziny T-72/90, w tym niektóre w wersji "pancerna stodoła". Ukraińcy wykorzystali tutaj do rażenia Rosjan artylerię, drony FPV oraz bombardujace drony "Baba Jaga".
Widać też parę kadrów z wykorzystania przeciwpancernych pocisków kierowanych (ppk). Sądząc po charakterystycznym celowniku oraz widoku z kamery termowizyjnej są to znane ppk Stugna-P.
Drony jako kluczowy aspekt wojny
Ze względu na charakterystykę wojny w Ukrainie, gdzie drony są powszechne, w zasadzie nie ma już klasycznej "mgły wojny" Carla von Clausewitza. W praktyce obydwie strony konfliktu na żywo widzą co się dzieje na linii frontu oraz parę lub parędziesiąt kilometrów w głąb. To sprawia, że każde duże natarcie jest wykrywane wcześnie i może je ostrzeliwać artyleria np. z odległości 20 km.
Następnie do walki wkraczają drony, gdzie FPV to w zasadzie latające bomby najczęściej z granatami PG-7VL zdolnymi przepalić 0,5 m stali. Z kolei drony "Baba Jaga" to często drony rolnicze przystosowane do zrzucania np. pocisków moździerzowych czy modyfikowanych granatów. Są one wyjątkowo skuteczne wobec żołnierzy piechoty czy stanowisk artylerii holowanej, ale do niszczenia sprzętu pancernego też się nadają (granaty kumulacyjne).
PPK Stugna-P - wizytówka ukraińskiej broni przeciwpancernej wciąż w akcji
Z kolei ppk to klasyczna broń przeciwpancerna, a Stugna-P to etatowe rozwiązanie Ukrainy przyjęte do służby w 2011 r. Pierwotnie był to projekt ukraińsko-białoruski, ale z czasem powstała wersja bazująca wyłącznie na ukraińskich komponentach.
Konstrukcyjnie jest to system starej generacji w porównaniu do Javelina czy Akerona-MP, ponieważ wymaga naprowadzania wystrzelonego pocisku aż do chwili trafienia (naprowadzanie oparte o wiązkę lasera). To w połączeniu z prędkością pocisku rzędu około 200 m/s daje celowi na dystansie 5 km ok. 20 sekund na reakcję. Tyle wystarczy, aby np. strzelec mógł oddać strzał z armaty do miejsca wyrzutni obsługi ppk.
W celu zadbania o bezpieczeństwo operatorów Stugna-P umożliwia zdalne odpalenie pocisku. Realizowane jest to poprzez zastosowanie kabla o długości 50 metrów, który łączy wyrzutnię z przenośnym panelem sterującym wyposażonym w ekran.
Z kolei za efektor służą pociski rakietowe kal. 130 mm bądź dużo rzadsze kal. 152 mm. Obydwa są wyposażone w podwójną głowicę kumulacyjną zdolną pokonać pancerz reaktywny i w przypadku mniejszego kalibru przepalić przynajmniej 800 mm stali pancernej. Tyle wystarczy, aby zagrozić nawet czołgom z serii T-90, a o starszych modelach nawet nie wspominając.
Przemysław Juraszek, dziennikarz Wirtualnej Polski