Nowe niszczyciele DDG(X). Od tych okrętów zależy przyszłość US Navy
Stany Zjednoczone od ponad 30 lat usiłują zbudować niszczyciel rakietowy nowej generacji. Mimo upływu czasu i wydawania miliardów dolarów, kolejne programy rozwojowe nie przynoszą rezultatu. Nadzieję na zmianę tego stanu rzeczy daje jednak program niszczycieli DDG(X). Co wiadomo o tych okrętach?
Niszczyciele typu Arleigh Burke to prawdziwe woły robocze US Navy. Opracowane w latach 80. i wprowadzane do służby od 1991 roku okręty to pierwsze jednostki już na etapie projektu dostosowane do zainstalowania systemu zarządzania walką AEGIS - przyjęte do służby kilka lat wcześniej krążowniki typu Ticonderoga zostały do tego celu zaadaptowane.
Okręty typu Arleigh Burke uważane są za udane. Opinię tę potwierdzają 74 zbudowane jednostki, a także fakt, że osiem kolejnych jest w budowie, a po nich powstaną następne - plany przewidują, że stocznie opuści w sumie 99 niszczycieli.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niestety, amerykańskie niszczyciele rakietowe nie są bez wad. Zostały zaprojektowane według założeń z zimnej wojny, a poza nieaktualną koncepcją ograniczenia narzuca im stosunkowo niewielki kadłub. W miarę kolejnych modernizacji musi zmieścić się w nim coraz więcej różnych instalacji potrzebujących do pracy coraz więcej energii.
Zobacz także: Czy to sprzęt NATO, czy rosyjski?
30 lat prac nad niszczycielem rakietowym
Dlatego Stany Zjednoczone od ponad 30 lat prowadzą prace nad niszczycielem rakietowym kolejnej generacji. Na razie bezskutecznie, czego dowodem jest fiasko programów DD-21 czy DD(X). Nawet program DD-1000, którego efektem są futurystyczne niszczyciele typu Zumwalt, został przerwany po wyprodukowaniu zaledwie trzech - zamiast planowanych 32 - jednostek.
Tymczasem konstrukcja jednostek typu Arleigh Burke - mimo ich stałego unowocześniania - narzuca coraz więcej kompromisów i ograniczeń. Dzieje się to mimo poważnych zmian, wprowadzanych w kolejnych wariantach (w tym przypadku określanych nazwą Flight).
Gdy okręty w pierwotnej wersji Flight I wypierały - przy długości kadłuba 154 metry - 8,3 tys. ton, najnowszy wariant Flight III ma wyporność bliską 10 tys. ton. To jednak wciąż za mało, a możliwości modernizacyjne tej konstrukcji są już na wyczerpaniu.
Jak zauważył kontradmirał William Daly, przeciętne amerykańskie gospodarstwo domowe zużywa obecnie o 40 proc. więcej prądu niż w latach 80. Podobnie jest z okrętami - nowe sensory, systemy komunikacji czy walki radioelektronicznej potrzebują coraz więcej energii. Zapotrzebowanie na nią dodatkowo wzrasta w przypadku zainstalowania broni energetycznej, jak lasery bojowe.
Broń energetyczna to konieczność
Jednocześnie - co pokazują doświadczenia z walk prowadzonych przez US Navy w ostatnich miesiącach na Bliskim Wschodzie - skuteczne zwalczanie aktualnych i przyszłych zagrożeń wymaga zastosowania nowych środków.
Tylko w czasie odpierania ataków Huti - co szczegółowo opisuje dziennikarz Wirtualnej Polski Przemysław Juraszek - amerykańskie okręty wystrzeliły co najmniej 120 pocisków SM-2, 80 pocisków SM-6, 160 pocisków z armat okrętowych Mark 45 kal. 127 mm oraz 20 pocisków ESSM i SM-3. Łączny koszt zużytych środków bojowych przekroczył miliard dolarów, a zapasy pocisków trzeba było uzupełniać.
Rozwiązaniem części tych problemów jest właśnie broń energetyczna, która - mimo wielu zastrzeżeń - prędzej czy później trafi na pokłady amerykańskich okrętów nie w ramach eksperymentów, ale jako standardowe rozwiązanie. Będzie wówczas potrzebować więcej energii niż stare okrętowe instalacje są w stanie dostarczyć.
Następca krążowników typu Ticonderoga
Odpowiedzią na to wyzwanie ma być zupełnie nowy, przyszłościowy niszczyciel rakietowy, tworzony w ramach programu DDG(X). Nowa jednostka nie ma być jedynie następcą aktualnie użytkowanych niszczycieli. Plan przewiduje, że okręty DDG(X) przejmą także rolę - zwłaszcza w zakresie obrony powietrznej - wycofywanych krążowników typu Ticonderoga.
Klasyfikacja okrętów jest w tym przypadku czysto umowna: nazwy klas nie oddają ani różnic w rozmiarach, ani w przeznaczeniu. Krążowniki typu Ticonderoga powstały jako modernizacja niszczycieli typu Spruance, niszczyciele typu Arleigh Burke Flight III mają wyporność krążowników, a niszczyciele typu Zumwalt są od amerykańskich krążowników znacząco większe.
Nowe okręty - formalnie rozwijane jako niszczyciele - przy wyporności 13,5 tys. ton także mają górować nad starymi krążownikami (typ Ticonderoga ma wyporność ok. 10 tys. ton).
Nowa wizualizacja niszczyciela DDG(X)
Przez długi czas spekulacje na temat niszczycieli DDG(X) bazowały na starych, kilkuletnich danych i grafikach, ale podczas pożegnania jednego z amerykańskich dowódców ujawniono nową, zaktualizowaną wizualizację nowego okrętu. Jak się okazuje, w koncepcji wprowadzono wiele istotnych zmian.
Pierwszą i najbardziej rzucającą się w oczy jest brak dziobowej wieży artyleryjskiej. Na okręcie nie widać także lasera bojowego, jednak o potrzebie zapewnienia nadwyżek energii do zasilenia wyposażenia i broni okrętu mówił kontradmirał Daly. Głównym uzbrojeniem będzie 96-komorowa wyrzutnia Mark 41 VLS, której część będzie mogła zostać zamieniona na nowsze, większe wyrzutnie G‑VLS, pozwalające na wystrzeliwanie nowych pocisków hipersonicznych.
Ważną zmianą będzie także możliwość montażu dodatkowej sekcji kadłuba o nazwie Destroyer Payload Module - dodatkowe 25 metrów miejsca, które w zależności od potrzeb można przeznaczyć na dodatkowe wyrzutnie czy sprzęt do obsługi morskich bezzałogowców.
Z okrętu zniknie także ikoniczna dla US Navy broń ostatniej szansy - artyleryjskie zestawy Phalanx CIWS z sześciolufowym, obrotowym działkiem M61 Vulcan kalibru 20 mm. Ich zadaniem jest zestrzelenie z minimalnej odległości pocisków przeciwokrętowych, łodzi motorowych czy bezzałogowców, które przedarły się przez obronę okrętu. Aby było to możliwe, Phalanx ma szybkostrzelność sięgającą 4,5 tys. pocisków na minutę. Na nowych okrętach zestawy Phalanx zostaną zastąpione przez rakietowy system RIM-116 RAM.
Niezbędne wzmocnienie US Navy
Wszystkie te - dość rewolucyjne - zmiany mają zostać wprowadzone na okręcie, którego budowa jeszcze się nie rozpoczęła. Czas wejścia pierwszej jednostki do służby jest obecnie przesuwany z pierwotnego 2028 roku na lata 30.
Jednocześnie - aby zminimalizować ryzyko niepowodzenia - sensory i elementy systemu zarządzania walką przeznaczone dla okrętów DDG(X) mają być stopniowo wdrażane na budowanych obecnie niszczycielach typu Arleigh Burke. Chodzi o to, aby z wyprzedzeniem przetestować proponowane rozwiązania, a jednocześnie zapewnić czas na dopracowanie docelowej broni - energetycznej i hipersonicznej - dla nowych okrętów.
To krytycznie ważne ze względu na fakt, że US Navy nie ma już czasu na kolejne nieudane programy rozwojowe. Trzon amerykańskiej floty stanowią okręty zaprojektowane w czasie zimnej wojny, które - pomimo modernizacji - coraz mniej odpowiadają realiom trzeciej dekady XXI wieku.
Wycofanie niszczycieli typu Spruance i fregat typu Olivier Hazard Perry, wycofywanie krążowników typu Ticonderoga (choć nie będą złomowane, ale zakonserwowane na wypadek wojny), problemy z fregatami typu FFG(X) czy kosztowny i kontrowersyjny program budowy okrętów typu LCS - wszystko to odbija się na zdolnościach amerykańskiej marynarki wojennej.
Tymczasem potencjalny przeciwnik, marynarka wojenna Chin, nie zasypia gruszek w popiele, budując dziesiątki nowych i - prawdopodobnie - nowoczesnych okrętów. Choć ich realne zdolności wciąż pozostają niewiadomą, stanowią wyzwanie, któremu US Navy zamierza stawić czoła. Nowe, liczne okręty są w takiej sytuacji niezbędne.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski