Misja Victus Nox. Kosmiczne siły szybkiego reagowania

15 września z bazy Vandenberg wystartowała rakieta Firefly Alpha, która wyniosła na orbitę niewielkiego satelitę. Choć misja Victus Nox miała standardowy przebieg, oznaczała zarazem historyczny przełom. Od wydania rozkazu do startu rakiety minęło bowiem – zamiast wielu tygodni – zaledwie 27 godzin.

Efektowna eksplozja rakiety Firefly Alpha podczas jej pierwszej misji
Efektowna eksplozja rakiety Firefly Alpha podczas jej pierwszej misji
Źródło zdjęć: © Flickr, Lic. CC BY 2.0 | Glenn Beltz
Łukasz Michalik

20.09.2023 14:10

Kosmiczne siły szybkiego reagowania – taką nazwą można od niedawna określić firmę Firefly Aerospace, która ściśle współpracuje z amerykańskimi siłami kosmicznymi (US Space Force). Po serii testów, także nieudanych, Amerykanie osiągnęli niebywały sukces: w czasie niewiele przekraczającym dobę zdołali umieścić na orbicie działającego satelitę.

Sukces misji Victus Nox ma bardzo duże znaczenie. Jest odpowiedzią na zagrożenie, jakie dla infrastruktury kosmicznej oznacza przeniesienie wojny toczonej na powierzchni Ziemi na jej orbitę. Dzięki sukcesowi misji Victus Nox US Space Force potwierdziły nowe możliwości.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Amerykanie są w stanie niemal na bieżąco reagować na sytuację w kosmosie, wynosić na orbitę nowe satelity, a jednocześnie uzupełniać straty, ponoszone w kosmicznej infrastrukturze.

Chodzi przede wszystkim o satelity działające na niskich orbitach, używane m.in. do rozpoznania (jak polsko-fińska konstelacja ICEYE) czy komunikacji (jak satelity Starlink).

Zagrożenie dla satelitów

Choć zagrożenie dla kosmicznej infrastruktury wydaje się dość odległe, w razie konfliktu pomiędzy mocarstwami może stać się zupełnie realne. Satelity – zwłaszcza te znajdujące się na tzw. niskich orbitach (LEO, low earth orbit, to orbity do 2 tys. km) są bowiem stosunkowo łatwym celem, a metody ich niszczenia są opracowywane i testowane od dziesięcioleci.

Już w latach 50. amerykańskie programy takie jak Bold Orion czy High Virgo zakładały możliwość niszczenia satelitów. W tym samym czasie Rosjanie testowali rozwiązanie, gdzie pocisk antysatelitarny nie leci w kosmos kursem spotkaniowym, ale wchodzi na tę samą orbitę co cel i odpowiednio manewrując zbliża się do niego, aby zdetonować głowicę.

Do niszczenia satelitów planowano wykorzystać także załogowe stacje kosmiczne. Przykładem jest m.in. rosyjska, wojskowa stacja Ałmaz-2, na której – rzekomo – miało zostać przeprowadzone w kosmosie próbne strzelanie z działka lotniczego NR-23 (informacja ta nie jest jednak jednoznacznie potwierdzona).

Lata 80. to praktyczne testy systemu ASAT – 20 sierpnia 1985 roku samolot F-15 odpalił pocisk ASM-135 ASAT, który zniszczył satelitę Solwind P78-1. Prace nad podobnym systemem prowadziło ZSRR, a już w XXI wieku broń antysatelitarną opracowały i testowały Indie i Chiny. Te ostatnie wysłały także na orbitę satelitę Shiyan-7 (SY-7), który za pomocą chwytaka "porwał" inny, orbitujący obiekt.

Ryzyko zniszczenia kosmicznej infrastruktury jest zatem całkiem realne, podobnie jak zagrożenie ze strony kosmicznych odłamków, które – po ewentualnym, fizycznym zniszczeniu jakiegoś satelity – w niekontrolowany sposób zaczną zagrażać obiektom na zbliżonych orbitach. Niebezpieczeństwo z tym związane w efektowny sposób pokazuje m.in. film fabularny "Grawitacja".

Kosmiczne siły szybkiego reagowania

Dlatego Amerykanie dokładają wiele starań, aby mieć możliwość szybkiej odbudowy kosmicznej infrastruktury. Przykładem był prowadzony w latach 2011-2015 przez DARPA program ALASA (Airborne Launch Assist Space Acces) czy realizowany w kolejnych latach program SALVO.

Ich cel to – podobnie jak w przypadku misji Victus Nox – umożliwienie prostego, szybkiego umieszczania obiektów na orbicie. W tym celu testowano możliwość wykorzystania samolotów F-15E w roli latających platform startowych dla niewielkich rakiet kosmicznych.

Sam pomysł nie jest nowy, bowiem od lat 90. działa opracowany przez koncern Northrop Grumman, dostępny komercyjnie system nośny Pegasus. To niewielka rakieta, startująca spod skrzydła samolotu B-52 albo L-1011, zdolna do wyniesienia na niską orbitę ładunków o masie przekraczającej 400 kg.

Firefly Alpha – rakieta nośna nowej generacji

Rozwiązanie proponowane przez firmę Firefly Aerospace odpowiada na podobne wyzwania, jednak – ze względu na wielkość rakiety Firefly Alpha – nie narzuca tak poważnych ograniczeń co do masy i rozmiarów ładunku.

Alpha to niewielka rakieta nośna – ma 29 metrów długości i waży 54 tony. Może zabierać na orbity LEO ładunek o masie blisko 1,2 tony (1170 kg na orbitę 200 km i 745 kg na orbitę 500 km). Swój pierwszy start rakieta zaliczyła w 2021 roku, a do tej pory wykonała 3 misje.

Ostatnia, a zarazem pierwsza, która zakończyła się pełnym sukcesem, została zainicjowana w medialnej ciszy. Na prośbę US Space Force nie prowadzono transmisji z tego wydarzenia. Wiadomo za to nieco o jego kulisach.

Misja Victus Nox

Misja Victus Nox została przeprowadzona w ramach testu zdolności do szybkiego umieszczania ładunków na orbicie. Najpierw uczestniczące w niej podmioty – firmy Millennium Space Systems i Firefly Aerospace otrzymały 60 godzin na dostarczenie do bazy Vandenberg rakiety Alpha i jej ładunku. Był nim satelita Victus Nox o nieujawnionej roli i charakterystyce.

Po zakończeniu tego etapu, 30 sierpnia rozpoczął się półroczny okres testowy, w czasie którego w każdej chwili mogło zostać ogłoszone polecenie rozpoczęcia misji.

Doszło do tego w połowie września. Choć zakładany czas przygotowań, ograniczony do jednej doby, został przekroczony o 3 godziny, można mówić o ważnym sukcesie. Realizując najszybszą, jak do tej pory, misję kosmiczną, Stany Zjednoczone potwierdziły zdolność do wynoszenia w kosmos ładunków "na żądanie", bez długotrwałych przygotowań.

Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (8)