Broń antysatelitarna. Globalne mocarstwa mogą przenieść wojnę na orbitę Ziemi
Zdjęcia satelitarne pokazują, że na Kaukazie Rosjanie budują instalację, która może służyć do zwalczania satelitów. Ośrodek kosmiczny Krona i powstający w nim laser Kalina budzą powszechne zainteresowanie, jednak nie jest to nowość w rosyjskim arsenale - broń antysatelitarna jest prawie tak stara, jak same satelity. W jaki sposób można je zwalczać?
13.07.2022 | aktual.: 13.07.2022 15:55
Raport opublikowany przez serwis The Space Review wskazuje, że Rosjanie zdecydowali się na realizację pomysłu z lat 70. i - o czym pisała szczegółowo Karolina Modzelewska - budują broń do niszczenia satelitów. Laser o nazwie Kalina powstaje w pobliżu innej, ważnej dla Rosji instalacji kosmicznej – radioteleskopu RATAN-600.
To potężna instalacja o średnicy 576 metrów, która od 1974 roku służy do badań kosmosu, w tym m.in. do obserwacji korony słonecznej, a także poszukiwań sygnałów od pozaziemskich cywilizacji. Możliwości Kaliny pozostają na razie w sferze spekulacji, jednak warto pamiętać, że broń antysatelitarna nie jest niczym nowym.
Ewakuacja stacji kosmicznej
W 2013 roku do kin wszedł film "Grawitacja". Niemal na samym początku reżyser, Alfonso Cuarón, raczy widzów efektowną sceną zniszczenia stacji kosmicznej przez rój odłamków z zestrzelonego przez Rosjan, nieaktywnego satelity.
Filmowej fikcji niewiele brakuje do rzeczywistości – załogi stacji kosmicznej już kilka razy – m.in. w 2009, 2015 i 2021 roku – otrzymywały polecenie, aby schronić się w przycumowanych do ISS statkach kosmicznych w gotowości do natychmiastowej ewakuacji.
Za każdym razem było to spowodowane pojawieniem się na bliskiej orbicie niebezpiecznych odłamków. Zagrożenie występowało na tyle nagle, że nie można było go zminimalizować przez korektę orbity stacji (ang. Pre-Determined Debris Avoidance Maneuver) i konieczne było rozpoczęcie procedury o nazwie Red Late Conjuctions – czyli przygotowań do ewakuacji.
W 2021 roku procedura Red Late Conjuctions była spowodowana przez rój odłamków, jaki pojawił się w kosmosie po teście rosyjskiej rakiety ASAT (to ogólna nazwa pocisków antysatelitarnych).
W ramach testu broni antysatelitarnej Rosjanie zniszczyli własnego satelitę Kosmos-1408. Zostawili reszcie świata zmartwienie w postaci 1500 większych i prawdopodobnie dziesiątek tysięcy małych odłamków, które przez lata będą krążyć w kosmosie, zagrażając znajdującym się tam obiektom i ludziom.
Pierwsze systemy antysatelitarne
Zdarzenie to pokazuje, że wizja przeniesienia konfliktu zbrojnego w kosmos jest całkiem realna. W gruncie rzeczy nie jest nowa: kosmiczne mocarstwa od dziesięcioleci dbają o to, by wraz z rozwojem satelitów mieć także możliwość ich skutecznego niszczenia.
O lat 50. prowadzono – ze zmiennym powodzeniem – testy systemów takich, jak Bold Orion czy High Virgo, jednak kończono je na różnych etapach rozwoju, bez potwierdzenia faktycznych możliwości. Podobny los spotkał program HARDTACK-Teak, zakładający niszczenie satelitów przy pomocy wybuchów jądrowych w kosmosie.
Równolegle Rosjanie prowadzili program o nazwie "Niszczyciel satelitów". Zakładał on, że pocisk antysatelitarny nie będzie podążał do celu kursem spotkaniowym, ale wejdzie na tę samą orbitę, a następnie – odpowiednio manewrując – zbliży się na niej i zdetonuje głowicę na tyle blisko, aby zagwarantować zniszczenie celu.
Prowadzone próby (w sumie 23) dowiodły, że jest to możliwe, a w 1970 roku uzyskano potwierdzenie zniszczenia w ten sposób obiektu na orbicie.
Bojowe stacje kosmiczne
Jednym z ciekawszych rozwiązań było opracowanie przez Rosjan bojowych stacji kosmicznych Ałmaz, rozwijanych dla niepoznaki jako element kosmicznego programu Salut.
W 1974 roku z pokładu stacji Ałmaz-2 oddano najprawdopodobniej (źródła są sprzeczne co do potwierdzenia tego wydarzenia) serię strzałów ze specjalnie zmodyfikowanego do działania w mikrograwitacji 23-milimetrowego działka lotniczego NR-23. Prowadzenie ognia miało być możliwe, ale generowało ogromne problemy, spowodowane koniecznością uruchamiania silników w celu utrzymania pozycji całej stacji na orbicie.
Problem ten miało rozwiązać wykorzystanie na orbicie lasera – z myślą o nim w latach 80. powstała bojowa stacja kosmiczna Polus, jednak – choć stację zbudowano – skonstruowanie odpowiedniego lasera przerosło wówczas możliwości radzieckich konstruktorów. Broń testowano m.in. za pomocą latającego laboratorium A-60.
Podczas pierwszego i ostatniego testu 15 maja 1987 roku Polus wystartował i po 587 sekundach lotu, zamiast rozpocząć wchodzenie na orbitę, z powodu błędu w oprogramowaniu spłonął w atmosferze.
Pociski ASAT
Odmienny sposób niszczenia orbitalnych celów opracowali Amerykanie, którzy na początku lat 80. zbudowali pocisk ASM-135 ASAT, wynoszony w powietrze pod kadłubem myśliwca F-15A.
Przed odpaleniem, samolot wykonywał manewr "zoom climb", polegający na rozpędzeniu samolotu podczas poziomego lotu, a następnie rozpoczęcie wznoszenia z prędkością większą, niż wynikałaby z samego ciągu silników.
W takich warunkach następowało odpalenie pocisku, który był w stanie zniszczyć satelity na orbitach o wysokości ok. 560 km (sam zasięg ASM-135 ASAT był większy, przekraczał 650 km).
Amerykanie przeprowadzili tylko jeden test, w którym 20 sierpnia 1985 r. zniszczono satelitę Solwind P78-1. Po udowodnieniu, że jest to możliwe, kolejne próby prowadzono z wykorzystaniem gwiazd jako układu odniesienia, pozwalającego na sprawdzenie celności pocisku.
W sumie wyprodukowano tylko 15 pocisków ASM-135 ASAT. 5 wykorzystano do testów, ale program rozwoju tej broni został początkowo zawieszony, a w 1988 roku przerwany. Prace nad podobnym systemem o nazwie 30P6 "Kontakt" prowadził także ZSRR, w roli nosicieli pocisków wykorzystując myśliwce MiG-31.
Kosmiczny wyścig zbrojeń
Chwilowe odprężenie międzynarodowe, jakie nastąpiło po upadku ZSRR, spowodowało zawieszenie prac nad bronią antysatelitarną. Już w XXI wieku własne pociski antysatelitarne opracowały Indie i Chiny. Te ostatnie wywołały nieco kontrowersji nie tylko niebezpiecznymi testami broni na orbicie, ale także zbudowaniem "porywacza satelitów".
W 2013 roku satelita Shiyan-7 (SY-7) po wykonaniu na orbicie serii gwałtownych – jak na satelitę – manewrów, zbliżył się do innego chińskiego satelity i za pomocą wysięgnika dokonał przechwycenia mniejszego obiektu. Podobne możliwości przypisano – bez oficjalnego potwierdzenia – rosyjskiemu satelicie 2014-28E.
Warto pamiętać także o nieznanych zadaniach, jakie podczas rekordowo długich misji realizują w kosmosie amerykańskie, bezzałogowe wahadłowce X-37B. Wśród spekulacji na ich temat nie brakuje opinii, że oba wahadłowce te są zdolne do przechwytywania i niszczenia satelitów, jednak z powodu informacyjnej blokady, dotyczącej tego sprzętu, doniesień tych nie można na razie zweryfikować.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski