Zbudowali na pustyni porty i lotniskowce. Tak Chiny ćwiczą wojnę z Ameryką
Zdjęcia satelitarne ujawniają coraz więcej chińskich sekretów. Państwo Środka nie tylko zbroi się w szybkim tempie, ale i przygotowuje do walki z Tajwanem, Stanami Zjednoczonymi i Japonią. Problem w tym, że – choć chińskie zbrojenia wywołują poważne obawy – w gruncie rzeczy na temat wojskowych technologii zza Wielkiego Muru niewiele wiadomo.
09.07.2022 | aktual.: 09.07.2022 18:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ujawnione jesienią 2021 roku zdjęcia satelitarne pokazały instalacje, które zidentyfikowano jako chiński poligon. W zachodniej części Chin, na pustyni Takla Makan, można było zobaczyć makiety – niekiedy bardzo schematyczne – przedstawiające amerykański lotniskowiec typu Gerald R. Ford i (prawdopodobnie) niszczyciel typu Arleigh Burke.
To pierwsze odkrycie posłużyło do niezliczonych analiz i spekulacji, w tym głoszonych w sensacyjnym tonie opinii o "ćwiczeniu sztucznej inteligencji w zatapianiu lotniskowców".
Po kilku miesiącach od tamtych wydarzeń kolejne zdjęcia pokazały następne makiety, a analiza wcześniejszych, satelitarnych fotografii, przeprowadzona przez amerykański US Naval Institute wskazała, że Chiny budują podobne instalacje co najmniej od 2018 roku.
Chińskie makiety na pustyni
Interesujący jest dobór obiektów, odtwarzanych przez Chińczyków w głębi lądu. Obok lotniskowca i amerykańskich niszczycieli udało się zidentyfikować niszczyciel typu Kidd, czyli przedstawiciela okrętów używanych przez Tajwan. Tę makietę umieszczono przy instalacji przypominającej tajwańską bazę morską Su’ao.
Kolejne zdjęcia były jeszcze ciekawsze – przedstawiały makietę fragmentu amerykańskiej bazy Guam, a także japońskie lotnisko. Umieszczono na nim makietą samolotu wczesnego ostrzegania Boeing E-767, używanego przez japońskie Siły Samoobrony.
Analiza fotografii i dobór umieszczonych na nich "celów" pozwoliły na próbę odgadnięcia, co tak naprawdę ćwiczą Chińczycy: atak z wykorzystaniem pocisków, określanych roboczo przez amerykańskich analityków jako CH-AS-X-13. To najprawdopodobniej wersja rozwojowa chińskich pocisków DF-21D, nad którymi prace są prowadzone co najmniej od 2013 roku. Kolejnym typem uzbrojenia, jakie testują Chiny, jest hipersoniczny pocisk YJ-21.
Nie tylko Tajwan
Za prawdopodobny uznano wariant, w którym – gdyby doszło do ataku na Tajwan – Chiny mogą połączyć go z jednoczesnym uderzeniem na Japonię i amerykańskie instalacje na Pacyfiku. Pozwoli to odciąć Tajwan od ewentualnej pomocy, a jednocześnie ma ograniczyć zagrożenie ze strony Japonii.
Na sens takich założeń wskazuje Paweł Behrendt z Instytutu Boyma, w analizie chińskich prób poligonowych opublikowanej w serwisie "Konflikty". Jak zauważa, okręt stojący w porcie stanowi dość łatwy cel, podczas gdy trafienie go na pełnym morzu wcale nie jest proste.
Jak trafić okręt na pełnym morzu?
Cel – nawet, jeśli jest to 300-metrowy lotniskowiec - trzeba wykryć i zidentyfikować, a następnie śledzić. Jeśli pocisk dysponuje własną głowicą radiolokacyjną – zdradzi swoją obecność. Jeśli jest naprowadzany na podstawie wskazań innego radaru – trzeba się z nim w jakiś sposób komunikować, a komunikację można przecież zakłócić.
Do tego dochodzi kwestia odległości – poruszający się z prędkością okołodźwiękową pocisk przeciwokrętowy pokona 300 km w około 20 min. To czas wystarczający, aby lotniskowiec mógł oddalić się od miejsca, w którym był, gdy wystrzelono pocisk, o ponad 20 km. Czas ten można skrócić zwiększając prędkość czy stosując broń hipersoniczną, ale mnoży to problemy, którym muszą sprostać projektanci broni.
Zatopienie lotniskowca nie jest łatwe
To nie koniec wyzwań, bo trzeba jeszcze pokonać obronę przeciwrakietową tworzoną przez okręty osłony, wyposażone w rakietowe i artyleryjskie zestawy przeciwlotnicze. I nawet wówczas – jeśli uda się trafić – w przypadku celu wielkości lotniskowca i użycia konwencjonalnej broni, jedno trafienie nie gwarantuje wyłączenia okrętu z walki.
W czasie zimnej wojny, gdy Rosjanie zbudowali "kompleks lotniczo rakietowy K22M", czyli samolot Tu-22M wyposażony w pociski Ch-22, szacowano że do zatopienia lotniskowca trzeba 11-12 trafień. Zakładali, że aby je uzyskać – po uwzględnieniu strat – w ataku powinno brać udział 60-70 samolotów.
Argument, że technologia nie stoi w miejscu i obliczenia sprzed 40 lat mogą być nieaktualne, jest tu bronią obosieczną. To prawda, że powstają coraz doskonalsze pociski, ale coraz doskonalsze są także metody przeciwdziałania.
Militarne wykorzystanie cywilnych promów
Niezależnie od tego chińskie zbrojenia wywołują uzasadnione obawy. Zwłaszcza, że towarzyszy im ekspansja związana z budową baz i przesuwaniem zasięgu oddziaływania poprzez tworzenie sztucznych wysp pod chińską jurysdykcją.
Chiny rozwiązały również poważny problem dotyczący stosunkowo niewielkiej liczby samolotów transportowych, okrętów desantowych czy innych środków przeprawowych. Do niedawna uważano, że atak na Tajwan jest mało prawdopodobny, bo Chiny mają ich zbyt mało, aby jednorazowo przerzucić na atakowaną wyspę siły zdolne do uchwycenia przyczółków i utrzymania ich aż do wsparcia kolejną falą wojsk.
Problem ten udało się Chińczykom rozwiązać w 2021 roku. Podczas transmitowanych przez telewizję manewrów morskich pokazano udane próby z rampą desantową zamontowaną na cywilnym promie Bang Chui Dao – jednostce, jakich Chiny mają setki. Cywilny prom posłużył wówczas do desantowania wojskowych amfibii.
Obawy Zachodu
– Poziom chińskiej marynarki wojennej przekracza to, co sobie wyobrażaliśmy – stwierdził w raporcie dla parlamentu szef sztabu francuskiej marynarki wojennej, admirał Pierr Vandier. Admirał oparł swoją opinię na twardych danych, zebranych przez francuski okręt podwodny Émeraude.
Jednostka ta w ramach operacji Marianne odbyła kilkumiesięczny rejs po Morzu Południowochińskim i Wschodniochińskim, w rejonie działania chińskiej floty. Celem rejsu było m.in. zebranie bazy sygnałów akustycznych emitowanych przez chińskie okręty wojenne
Nie tylko sukcesy
Jednocześnie warto zauważyć, że sytuacja nie jest aż tak jednoznaczna. Wskazują na to raporty dotyczące dumy pakistańskiej floty, a zarazem wizytówki chińskiego przemysłu stoczniowego – fregat rakietowych typu F-22P Zulfiquar, kupionych w Chinach przez Pakistan.
Kilka lat eksploatacji pokazało, że te teoretycznie nowoczesne okręty to pływający złom: ich pociski przeciwokrętowe nie są w stanie namierzyć celu, sonar pokazuje kontakty "duchy", uzbrojenie artyleryjskie nie działa, a maszynownia jest źle zaprojektowana.
Na te doniesienia warto nałożyć informacje o problemach Chin w innych dziedzinach, jak choćby niesprawne czołgi VT-4 (MBT-3000). Należy wspomnieć również o podejmowanych od dziesięcioleci próbach zbudowania dobrego silnika lotniczego, co okazuje się być wyzwaniem przekraczającym możliwości chińskiego przemysłu.
Dobrym przykładem jest tu los chińskiego supermyśliwca J-20. Maszyna przedstawiana jako samolot 5. generacji została początkowo wyposażona w rosyjskie silniki AL-31, bo chińskie WS-15, mimo lat testów i prób, nie były w stanie zapewnić wymaganej niezawodności. A kiedy w końcu dopracowano je na tyle, by zacząć montować w samolotach, okazało się, że ich resurs jest bardzo krótki.
Miarą wyzwań związanych m.in. z metalurgią, które w takim kontekście brzmią jak anegdota, są problemy z opanowaniem przez Chiny technologii produkcji kulek do długopisu, co wymagało użycia dobrej jakości stopów i zapewnienia drobnym elementom powtarzalnej jakości. Pierwsze całkowicie chińskie długopisy o zadowalającej jakości pisania powstały dopiero około 2017 roku.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski