Chiński Starlink. Satelity Muska są zbyt groźne, Pekin chce je skopiować

Bitwy wygrywa ten, kto ma dostęp do danych, a współczesne konflikty – z wojną w Ukrainie na czele – dobitnie to potwierdzają. Z tego powodu Chiny próbują skopiować superbroń Ameryki, jaką jest konstelacja satelitów Starlink.

Chińska rakieta Długi Marsz 5B na stanowisku startowym
Chińska rakieta Długi Marsz 5B na stanowisku startowym
Źródło zdjęć: © Defence Talk
Łukasz Michalik

29.02.2024 | aktual.: 29.02.2024 15:39

Starlink zrobił na chińskich decydentach tak duże wrażenie, że – wraz z poszukiwaniem sposobów na jego zniszczenie – władze w Pekinie postanowiły go skopiować. Kosmiczna rywalizacja dotyczy zarówno zamiaru zbudowania przez Państwo Środka orbitalnej infrastruktury komunikacyjnej, jak również możliwie szybkiego zajęcia niskich orbit przez konstelacje satelitów.

Chiny udowodniły już własne zdolności antysatelitarne w 2007 r., niszcząc na orbicie własnego satelitę FY-1C. Równolegle tworzone i testowane – na razie bez niszczenia obiektów na orbicie – są inne rodzaje broni, jak lasery, bojowe satelity czy broń mikrofalowa. Ich ewentualne użycie wiąże się jednak z bardzo poważnymi problemami, związanymi m.in. z tworzeniem znacznych ilości poruszających się bez nadzoru kosmicznych śmieci.

Dlatego za najbardziej pożądane rozwiązanie uznano nie samo zniszczenie Starlinka, co pozyskanie przez Chiny możliwości, jakie zapewnia amerykańska konstelacja. Wnioski takie zawarto w opublikowanym jeszcze w 2022 r. raporcie, przygotowanym przez zespół badawczy pod kierunkiem Rena Yuanzhena z Pekińskiego Instytutu Śledzenia i Telekomunikacji.

Główny nurt opinii jest taki, że nasze środki zaradcze powinny być konstruktywne. Oznacza to budowę własnych satelitarnych sieci internetowych.

Anonimowy członek zespołu Rena YanhuzenaPekiński Instytut Śledzenia i Telekomunikacji

Cywilna infrastruktura i wojskowa łączność

Starlink – satelitarny internet Elona Muska – powstał jako usługa dla cywilów, gwarantująca dostęp do internetu niezależnie od warunków pogodowych, ukształtowania terenu czy dostępności infrastruktury.

Choć nie jest pozbawiony wad, bardzo szybko udowodnił swoją przydatność nie tylko dla amatorów oglądania Netfliksa na odludziu, ale także dla specyficznego i wymagającego użytkownika, jakim jest wojsko.

Ukraiński żołnierz z anteną Starlinka
Ukraiński żołnierz z anteną Starlinka© Mil.in.ua

Amerykańskie siły powietrzne doceniły jego działanie w rejonie Arktyki, gdzie zawodzą inne kanały komunikacji, a Siły Kosmiczne – na co zwraca uwagę serwis Defense One - traktują Starlinka jako dodatkowy, alternatywny kanał komunikacji przeznaczony dla podmiotów rządowych. Nieograniczony geograficznie kanał łączności ułatwia także kontrolę i wymianę danych, m.in. z różnego rodzaju bezzałogowcami.

Prawdopodobnie najbardziej przemawiającym do wyobraźni przykładem jest jednak wojna w Ukrainie, gdzie jego znacznie zauważył m.in. szef ukraińskiego wywiadu wojskowego gen. Kyryło Budanow.


Starlink jest wykorzystywany przez niemal wszystkie rodzaje wojsk i zapewnia możliwość przesyłania danych nawet w sytuacji, gdy przeciwnik stara się zakłócić komunikację.

Gen. Kyryło BudanowSzef ukraińskiego wywiadu wojskowego

Z tego względu Pentagon współpracuje ze SpaceX przy rozwoju usługi Starshield – kanału komunikacji dla wojska, korzystającego z cywilnej infrastruktury, tworzonej przez satelity Starlink.

Z punktu widzenia użytkowników z innych państw Starlink ma jednak istotne wady: jest usługą prywatną, a jego działanie zależy od aktualnych przekonań Elona Muska. Znane są przypadki nagłej niedostępności usługi w rejonach ofensywnych działań Ukraińców czy problemach z jej działaniem w rejonie Tajwanu.

Koszt kosmicznego transportu

Chiński odpowiednik Starlinka – mimo zainteresowania najwyższych władz państwowych jego rozwojem – znajduje się obecnie w fazie eksperymentalnej. Pierwsze, testowe mikrosatelity komunikacyjne trafiły na orbitę w połowie 2023 r. Kolejne wyniosiono w listopadzie, a w grudniu na orbitę podobny ładunek trafił aż dwukrotnie.

Barierą, która uniemożliwia Chinom rozmach na miarę inicjatywy SpaceX są jednak koszty. O ile SpaceX dzięki elementom wielokrotnego użytku może pozwolić sobie na liczne starty, o tyle Chiny – wciąż uzależnione od tradycyjnych rakiet nośnych – nie są w stanie budować własnej konstelacji w tempie, z jakim robi to prywatna, amerykańska firma.

Start rakiety Falcon 9, której pierwszy moduł jest odzyskiwany i wielokrotnie wykorzystywany, to koszt ok. 62 mln dolarów. Koszt wyniesienia ładunku spada w trym przypadku do 1,7-2 tys. dolarów, a w przypadku wykorzystania rakiety Starship jest szacowany jeszcze niżej – na ok. 1,3-1,5 tys. dol. za kilogram.

Tymczasem Chiny, korzystające z najnowszych rakiet Długi Marsz 5B, są w stanie dostarczyć na orbitę kilogram ładunku mniej więcej, płacąc za to ponad dwukrtonie więcej. Przełom ma nastąpić dopiero za sprawą przyszłościowej rakiety Długi Marsz 9, która – zdaniem źródeł chińskich – powinna zredukować koszty kosmicznego transportu do poziomu porównywalnego ze Starshipem. Dopracowanie rakiety wymaga jednak czasu, a pierwszy start jest planowany dopiero na lata 2028-2030.

Umieszczenie dziesiątek tysięcy satelitów na orbicie stało się możliwe dopiero po wypuszczeniu przez SpaceX rakiet wielokrotnego użytku. Nie dostrzegam, aby Chiny miały w tym momencie takie same możliwości.

Xia LuoshanKomentator i analityk zajmujący się chińską obronnością

Chiński plan zakłada budowę konstelacji złożonej z niemal 13 tys. satelitów (Starlink docelowo – ma liczyć aż 40 tys.). Ich żywotność, szacowana na około 5 lat pracy na orbicie stawia jednak przed twórcami konstelacji poważny problem, związany nie tylko z jej budową, ale także utrzymaniem i zastępowaniem zużytych satelitów nowymi.

To problem, który Pekin – próbując skopiować Starlinka – będzie musiał w przyszłości rozwiązać, wzorem SpaceX radykalnie zmniejszając koszty wynoszenia ładunków na ziemską orbitę.

Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie