"Amunicja, głupcze!". Europejski przemysł zbrojeniowy budzi się z letargu

"Gospodarka, głupcze!" - slogan, pod którym zdobył władzę amerykański prezydent Bill Clinton wydaje się - po drobnej zmianie - dobrą wskazówką dla władz państw Europy. Gdy fukuyamowski "koniec historii" okazał się mirażem dawno minionych lat 90., bezpieczna przyszłość kontynentu może zależeć od realizacji krótkiego planu. Da się go streścić do dwóch słów: "amunicja, głupcze!".

Rosyjska artyleria - na pierwszym planie Pion
Rosyjska artyleria - na pierwszym planie Pion
Łukasz Michalik

Wojna w Ukrainie pochłania amunicję w ilościach, jakich nie wyobrażano sobie od dziesięcioleci. Choć eksperckie analizy - jak choćby prognozy amerykańskiego thinktanku RAND - od lat wskazywały na ryzyko wybuchu pełnoskalowego konfliktu, niemal przez cały XXI wiek Zachód rozbrajał się, budując armie zdolne raczej do działań ekspedycyjnych, niż walk na terenie Europy.

Było to tym łatwiejsze, że siły zbrojne, także w Polsce, stały się łatwym sposobem na szukanie oszczędności budżetowych. Cięcia w kosztownych programach rozwojowych, pracach badawczych czy zamówieniach sprzętu były przez lata europejską codziennością.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Czy warto kupić statyw Ulanzi Fotopro F38 Quick Relase Video Travel Tripod 3318?

Wojna w Ukrainie gwałtownie przypomniała Europie starą zasadę. "Chcesz mieć pokój, szykuj się do wojny" - brzmi słynna łacińska sentencja. Jak - w kontekście ukraińskich doświadczeń - wygląda europejska zdolność do obrony?

Co najmniej 100 tys. pocisków na miesiąc

Wojna w Ukrainie bywa nazywana wojną dronów, ale - biorąc pod uwagi statystyki strat i charakter prowadzonych działań - stała się, podobnie jak I wojna światowa, wojną artylerii, odpowiadającej za większość poległych i rannych, jak i strat ponoszonych w sprzęcie.

Obie strony wystrzeliwują każdego dnia gigantyczne liczby pocisków - w przypadku Ukrainy jest to przedział 3-8 tys. pocisków dziennie. Dla Rosji, produkującej ok. 4 mln pocisków artyleryjskich rocznie, wskaźnik ten jest co najmniej dwukrotnie większy. Według źródeł ukraińskich w okresie największej aktywności własnej artylerii Rosja wystrzeliwała nawet 40 tys. pocisków każdego dnia.

W ostatnich tygodniach natężenie rosyjskiego ognia, pomimo dostaw amunicji z Korei Północnej czy Iranu, spadło o połowę. To efekt - jak informował na początku roku głównodowodzący Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Ołeksandr Syrski - skutecznego rażenia przez Ukraińców rosyjskiego łańcucha logistycznego, w wyniku czego znacząco ograniczono ilość docierającej na front amunicji.

Krab w Ukrainie
Krab w Ukrainie© X, @DefenceU

Tymczasem zapotrzebowanie Ukrainy sięga - jeśli przyjmiemy minimalną, dolną granicę zużycia - około 100 tys. pocisków artyleryjskich miesięcznie (ukraińscy decydenci przedstawiając potrzeby ukraińskiej armii mówią nawet o 300-600 tys. pocisków na miesiąc). Kto może tyle wyprodukować?

Produkcja mniejsza od zapotrzebowania

Stany magazynowe i zgromadzone przez poszczególne państwa zapasy broni i amunicji stanowią pilnie strzeżoną tajemnicę. Dane historyczne wskazują, że jeszcze w 1989 roku sama tylko Polska dysponowała gigantycznymi zapasami amunicji.

Dwie największe składnice przechowywały jej ponad 35 tys. ton, a łączne zapasy Polski - razem z amunicją strzelecką, lotniczą i morską - szacowano wówczas na 125 tys. ton. Przy założeniu, że większość tej masy przypadała na kilkudziesięciokilogramowe pociski artyleryjskie (pocisk kal. 122 mm waży ok. 21 kg, 152 mm - ok. 44 kg) mogło to oznaczać nawet 2-3 mln zmagazynowanych pocisków.

Fabryka amunicji w Scranton w Pensylwanii
Fabryka amunicji w Scranton w Pensylwanii© East News | CHARLY TRIBALLEAU

Obecnie europejskie i natowskie zdolności można szacować przede wszystkim na podstawie statystyk przemysłu. Przed 2022 rokiem Stany Zjednoczone produkowały ok. 14 tys. pocisków artyleryjskich kalibru 155 mm miesięcznie.

Jeszcze mniejsza była skala produkcji w Europie. Polska - co w jednej z wypowiedzi ujawnił były premier - produkowała zaledwie 30-40 tys. pocisków artyleryjskich rocznie, bazując przy tym na importowanych ładunkach miotających

Największy producent amunicji artyleryjskiej, koncern Rheinmetall, wytwarzał ok. 70 tys. pocisków rocznie. W efekcie, aby udzielić Ukrainie skutecznej pomocy, konieczne było zorganizowanie międzynarodowej "koalicji amunicyjnej" zmuszonej - wobec szczupłości własnych zapasów - do skupowania pocisków na całym świecie.

Zachód produkuje coraz więcej amunicji

Jednocześnie Zachód nie ignoruje ukraińskich doświadczeń. Sam tylko Rheinmetall (koncern służy jako przykład ze względu na dostępne dane o skali produkcji) w bieżącym roku wyprodukuje 700 tys. pocisków, zwiększając produkcję 10-krotnie. Do 2027 roku linie produkcyjne niemieckiego koncernu ma opuszczać nawet 1,1 mln pocisków rocznie, a plany przewidują dalsze zwiększanie produkcji - aż do 1,4 mln pocisków.

Panzerhaubitze 2000 (Pzh 2000)
Panzerhaubitze 2000 (Pzh 2000)© Materiały prasowe | KMW

Przemysłowa machina ruszyła także w USA, które w 2025 roku zamierzają produkować 90 tys. pocisków miesięcznie. Także Polska, kosztem 11 mld złotych, pod koniec 2023 roku zamówiła w PGZ ok. 300 tys. sztuk amunicji artyleryjskiej kalibru 155 mm, która ma zostać dostarczona do 2029 r. Kolejne zamówienie - na 800 tys. pocisków - zadeklarowano w roku 2023. Uruchomiony został także program o nazwie Narodowa Rezerwa Amunicyjna, zakładający zwiększenie zapasów, szacowanych obecnie na 30 tys. pocisków.

Skalę produkcji warto zestawić z zapotrzebowaniem. Przy ostrożnym założeniu przyjęcia do służby 500 armatohaubic Krab i K9 (umowa ramowa z 2022 przewiduje zakup 692 samych tylko armatohaubic K9!) wystrzeliwujących 30-40 pocisków dziennie dzień walki oznaczałby zużycie na poziomie nawet 20 tys. pocisków. Oznaczałoby zużycie rocznej, przedwojennej produkcji Polski w ciągu dwóch dni.

Podobne analizy - dla Bundeswehry - w 2022 roku przedstawił Frank Haun, szef niemieckiego koncernu KMW, a w 2025 roku - dla francuskiego lotnictwa - instytut IFRI. Trzeba przy tym pamiętać, że takie obliczenia są obarczone bardzo dużym marginesem błędu i służą raczej pokazaniu skali braków czy zapotrzebowania, niż przewidywaniu po ilu godzinach Europa faktycznie musiałaby skapitulować.

Zwłaszcza, że problem niewystarczających zapasów został już na Zachodzie dostrzeżony. Moce produkcyjne - choć nie powstają z dnia na dzień - są rozbudowywane, a skala produkcji stopniowo rośnie. Choć na froncie walczą czołgi czy haubice, wojna to przede wszystkim starcie gospodarek. Dla Zachodu - o ile nie zaniedba dalszego wzmacniania swojego potencjału obronnego - to dobra wiadomość.

Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie