Szalony Rosjanin. Celowo najechał rowerem elektrycznym na minę
Wojna w Ukrainie mimo swego okrucieństwa pełna jest sytuacji, które raczej jeszcze niedawno miałyby się prawo znaleźć wyłącznie w filmach akcji bądź grach pokroju Call of Duty czy Battlefield. Wyjaśniamy, jak Rosjanin przeżył.
Wyczynu dokonał rosyjski "korespondent wojenny" Andrey Filatov pracujący dla Russia Today, który jeszcze parę miesięcy temu został ranny podczas walk w obwodzie donieckim. Nagranie z jego kamerki GoPro przedstawia celowe najechanie rowerem elektrycznym na minę przeciwpancerną, która nie eksplodowała.
Andrey Filatov na rowerze elektrycznym vs mina przeciwpancerna
Zanim przejdziemy do szczegółów jak Rosjanin przetrwał swój wyczyn, to warto zaznaczyć, że rowery elektryczne stały się popularne wśród obydwu stron. Te pozwalają bowiem na pokonywanie znacznych dystansów nawet w trudnym terenie przy generowaniu bardzo niskiej sygnatury termicznej i akustycznej, czego nie można powiedzieć o zwykłych motocyklach.
Ponadto mogą służyć jako ruchome powerbanki co w przypadku np. rosyjskiego "korespondenta wojennego" jest przydatną sprawą, ponieważ umożliwia ładowanie całego sprzętu fotograficznego lub kamery w terenie, gdzie dostęp do energii elektrycznej jest luksusem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rosjanin na rowerze elektrycznym vs mina przeciwpancerna — oto kulisy jego przetrwania
Rosjanin przetrwał swój wyczyn dzięki temu, że był za lekki. Miny przeciwpancerne w przeciwieństwie do przeciwpiechotnych wymagają bardzo dużego nacisku do aktywacji. Na nagraniu widoczna mina wygląda na najbardziej pospolitą na wschodzie TM-62M charakteryzującą się wysokością 88 mm, średnicą 320 mm i zawierającą 7 kg trotylu.
Ładunek wybuchowy jest inicjowany przez zapalnik naciskowy MWCz-62, który w zależności od wersji aktywuje się przy nacisku 200 - 500 kg. W przypadku dolnego zakresu możliwe jest, aby człowiek w pełni wyposażony w kamizelkę kuloodporną wraz z płytami balistycznymi z np. sprzętem fotograficznym i zapasem racji żywnościowych poruszający się na rowerze elektrycznym miał masę w pobliżu dolnej granicy. W tym konkretnym przypadku Rosjanin zawdzięcza swoje życie temu, że był po prostu za lekki, aby aktywować zapalnik.
Przemysław Juraszek, dziennikarz Wirtualnej Polski