USAF planuje wycofanie ponad 300 samolotów i śmigłowców

USAF planuje wycofanie ponad 300 samolotów i śmigłowców

F-15C i F-15D z 65. Eskadry Agresorów w towarzystwie F-22A, 2008 r
F-15C i F-15D z 65. Eskadry Agresorów w towarzystwie F-22A, 2008 r
Źródło zdjęć: © USAF | MSgt Scott Reed
12.04.2023 18:36, aktualizacja: 05.05.2023 09:43

1 października zacznie się w Stanach Zjednoczonych rok podatkowy 2024. Dla amerykańskich sił powietrznych może się on stać czasem minirewolucji. W projekcie budżetu przewidziano wycofanie ze służby aż 310 maszyn przy pozyskaniu zaledwie dziewięćdziesięciu pięciu. USAF chce tym sposobem uzyskać oszczędności, które pozwolą przeznaczyć większą część budżetu – obliczonego na 215 miliardów dolarów, w tym 30 miliardów dla sił kosmicznych – na rozwój systemów nowej generacji.

Oczywiście nie sposób mówić o zaskoczeniu. Jak pisaliśmy pod koniec ubiegłego roku, dowództwo USAF-u od dawna planuje radykalne redukcje floty, wycofanie najstarszych, najmniej przydatnych i najbardziej awaryjnych (a więc i najdroższych w utrzymaniu) statków powietrznych. W roku budżetowym 2023 USAF chciał wykreślić ze stanu łącznie 260 samolotów różnych typów, również tych, których wycofanie proponowano w latach ubiegłych, między innymi niektórych F-22A, lecz Kongres utrącił część tych planów.

Nowy projekt budżetu dowodzi przede wszystkim, że nieubłaganie kończy się epoka dwóch samolotów uwielbianych (ze zgoła odmiennych powodów) przez miłośników lotnictwa – Raptora i Thunderbolta II. USAF ponownie chce wyciąć 32 najstarsze F-22A Block 30, używane obecnie do zadań niebojowych, głównie szkolenia, co oznaczałoby redukcję floty najpotężniejszych myśliwców świata do 151 egzemplarzy.

Amerykanie chcą się stopniowo przygotowywać do wprowadzenia do służby wciąż zagadkowego samolotu przewagi powietrznej Next Generation Air Dominance, który docelowo zajmie miejsce wszystkich Raptorów.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W przyszłym roku podatkowym USAF chce skreślić ze stanu czterdzieści dwa A-10 – dwa razy więcej niż w roku bieżącym. Szef sztabu USAF-u, generał CQ Brown, oczekuje wycofania wszystkich maszyn tego typu do końca dekady. Pentagon wiele lat temu doszedł do wniosku, że maszyna taka jak Warthog może jeszcze mieć zastosowanie na przykład w górach Afganistanu, ale nie poradzi sobie w starciu z przeciwnikiem dysponującym nowoczesną obroną przeciwlotniczą, takim jak Chiny czy Rosja. Brown powiedział, że USAF potrzebuje bardziej uniwersalnych samolotów bojowych, a Thunderbolt jest zanadto wyspecjalizowany.

Skreślenie ponad 60 egzemplarzy zredukuje liczebność floty Warthogów do około 220. Pierwsze dwadzieścia jeden zostanie wyjętych ze 163. Eskadry 122. Skrzydła Myśliwskiego Lotniczej Gwardii Narodowej Indiany, stacjonującego w Fort Wayne. Eskadra przesiądzie się teraz na F-16.

Kilka innych typów również zbliża się do końca służby, a ich liczebność we flocie będzie spadała. Przede wszystkim kontynuowane będzie także wycofywanie F-15C/D. W następnym roku podatkowym USAF zamierza skreślić ze stanu aż pięćdziesiąt siedem egzemplarzy, a docelowo wycofać typ do roku 2026. Na emeryturę odejdzie pojedynczy B-1B Lancer (wycofanie planowane na połowę lat 20.) i trzydzieści siedem z blisko stu śmigłowców poszukiwawczo-ratowniczych HH-60G Pave Hawk, które są obecnie zastępowane przez HH-60W.

USAF chce także skreślić dwa samoloty wczesnego ostrzegania i kontroli przestrzeni powietrznej E-3 Sentry z dwudziestu posiadanych (powoli zaczyna się wprowadzanie na ich miejsce Wedgetailów) i pięćdziesiąt dwa samoloty szkolno-treningowe T-1A Jayhawk (z około 170), których pełne wycofanie zaplanowano na rok 2025. Ponadto cięcia dotkną samolotów walki elektronicznej EC-130H Compass Call (dwa do wycofania), które wkrótce będą zastąpione przez nowe EC-37B oparte na płatowcu bizjeta Gulfstream G550, i samolotów walki psychologicznej EC-130J Commando Solo.

Jeszcze inne typy doczekają całkowitego wycofania właśnie w roku podatkowym 2024. Znajdą się w tym gronie latające cysterny KC-10A Extender (pozostało ich jeszcze dwadzieścia cztery), samoloty zarządzania polem walki E-8C JSTARS (trzy) i lekkie samoloty uderzeniowe A-29 Super Tucano (trzy, kupione wyłącznie w celach doświadczalnych w ramach przygotowań do programu OA=X). Budżetowy sekator sięgnie także floty systemów bezzałogowych. USAF chce się pozbyć wszystkich czterdziestu ośmiu Reaperów w najstarszej wersji Block 1 i jednego RQ-4 Global Hawka.

A co w zamian? Najbardziej pozytywną wiadomością jest zwiększenie zamówienia na samoloty bojowe F-15EX Eagle II. Pierwotnie miało ich być zaledwie osiemdziesiąt, co może nie jest ilością aptekarską, ale też nijak nie zaspokoiłoby potrzeb. Teraz do tej liczby doszły kolejne dwadzieścia cztery – to wciąż mniej niż pierwotnie planowane 144, ale Pentagon będzie mógł załatać przynajmniej część dziur pozostających po wycofaniu ze służby starych Eagle’i.

Dodatkowo USAF pozyska kolejne czterdzieści osiem F-35A (zrezygnowano przy tym z wyposażania ich w silniki nowego typu), piętnaście latających cystern KC-46A Pegasus, siedem śmigłowców MH-139A Grey Wolf i jedną powietrzną stację przekaźnikową dla łączności na polu walki E-11A BACN (Battlefield Airborne Communications Node).

Wprawdzie bezpośrednich zakupów będzie mało, ale USAF przewiduje spore nakłady na rozwój nowych konstrukcji i pozyskiwanie ich w przyszłości. Sam program bombowca B-21 Raider ma pochłonąć 5,3 miliarda dolarów – 3 miliardy na prace w ramach fazy rozwoju inżynieryjnego i produkcyjnego, a reszta na zakup samolotów. 276 milionów pójdzie na prace "redukujące ryzyko" w programie NGAD, co wywinduje jego łączną jawną wartość do poziomu około 2 miliardów (jawną – bo część prac na pewno realizowana jest w ramach tak zwanych czarnych budżetów).

Osobno przewidziano 35 milionów na program Next Generation Adaptive Propulsion, czyli napęd samolotu załogowego NGAD, oraz 470 milionów na program Collaborative Combat Aircraft, czyli rozwój lojalnego skrzydłowego w ramach systemu systemów NGAD.

Inne ciekawe wydatki to między innymi: 3,7 miliarda na program międzykontynentalnych pocisków balistycznych LGM-35A Sentinel, 911 milionów na rozwój pocisku manewrującego Long-Range Stand-Off (LRSO), 200 milionów na dalsze prace nad wymianą silników w B-52H, 150 milionów na rozwój broni hipersonicznej AGM-183A ARRW (w tym próby w locie), 384 miliony na drugi program broni hipersonicznej – HACM – czy 8 milionów na prace koncepcyjne nad latającą cysterną nowej generacji.

Osobno warto zwrócić uwagę na kwotę 384 milionów dolarów na rozwój zaawansowanego systemu zarządzania polem walki (ABMS). W roku podatkowym 2024 miałyby się zacząć prace nad modyfikacją KC-46A, tak aby umożliwić im działanie w roli powietrznej stacji przekaźnikowej BACN czy nawet samolotu dowodzenia. Luźno powiązany z pracami nad ABMS jest program SAOC (Survivable Airborne Operations Center), czyli poszukiwanie następców samolotów dowodzenia strategicznego E-4B Nightwatch; tu zarezerwowano 791 milionów dolarów.

Zaplanowano również duże zakupy amunicji. Wojna w Ukrainie pokazała (czy raczej przypomniała), że nie ma czegoś takiego jak nadmiar amunicji w magazynach, a jeśli miałoby dojść do wojny z Chinami, możliwość swobodnego użycia amunicji precyzyjnej – zarówno pocisków, jak i bomb – może przesądzić o wyniku niektórych starć.

Dlatego przewidziano między innymi miliard dolarów na pociski AGM-158 JASSM-ER, AGM-158C LRASM i AIM-120 AMRAAM. Pozyskanie aż 550 JASSM-ów będzie oznaczało wykorzystanie maksymalnych rocznych mocy przerobowych Lockheeda Martina, ale docelowo skala produkcji miałaby wzrosnąć do 810 rocznie.

Jak zwraca uwagę Joseph Trevithick, nowy projekt budżetu stanowi dowód na to, że dowództwo USAF-u coraz bardziej zdecydowanie spogląda w kierunku samolotów nowej generacji i chce się uwolnić od ciężaru starszych platform. Większość samolotów poprzedniej generacji (zwłaszcza, ale nie tylko A-10) uznano za nieprzystające do współczesnego pola walki i nieprzydatne w ewentualnej wojnie z Chinami. Widać to zwłaszcza w dziedzinie samolotów bojowych.

Widać również, że nawet bajecznie bogate amerykańskie siły zbrojne nie mają kufra bez dna, żeby czerpać stamtąd pieniądze. Stąd konieczność racjonalizacji i wycofania niektórych samolotów, nawet jeżeli wydają się potrzebne – tak jak E-3 Sentry. Sekretarz sił powietrznych Frank Kendall przyznaje, że bez tych maszyn prowadzenie nowoczesnej wojny w powietrzu jest niemożliwe, ale obecny stan floty sprawia, że część E-3 funkcjonuje tylko na papierze, a USAF-owi brakuje zasobów, aby utrzymać w gotowości całą flotę. Pozbycie się dwóch maszyn pozwoli (czy raczej: ma pozwolić) skoncentrować wysiłki na egzemplarzach w lepszym stanie technicznym. Podobnie wygląda uzasadnienie stopniowej redukcji floty Lancerów.

Łukasz Golowanow, dziennikarz konflikty.pl

Źródło artykułu:konflikty.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie