Czy Turcja przekaże Amery­kanom S‑400 i wróci do programu F‑35?

Pojawia się szansa na usunięcie kości niezgody w NATO. Zgodnie z informacjami, do których dotarł grecki dziennik Kathimerini, latem Stany Zjednoczone przedstawiły propozycję rozwiązania problemu dotyczącego systemu obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej S-400 Triumf pozyskanego przez Turcję. W ramach negocjacji, które są ponoć na bardziej zaawansowanym etapie, niż wcześniej sądzono, wysocy rangą urzędnicy amerykańscy wysunęli propozycję przeniesienia komponentów rosyjskiego systemu pod kontrolę Stanów Zjednoczonych.

Wyrzutnia systemu S-400 Triumf.
Wyrzutnia systemu S-400 Triumf.
Źródło zdjęć: © Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International | Vitaly V. Kuzmin

16.10.2024 13:57

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

– Moje źródła w regionie twierdzą, że podczas wizyty w Turcji w dniach 1–2 lipca Celeste Wallander, zastępczyni sekretarza obrony do spraw bezpieczeństwa międzynarodowego, i Michael Carpenter, specjalny doradca prezydenta i starszy dyrektor do spraw Europy w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, omawiali z tureckimi odpowiednikami potencjalne zawarcie umowy dotyczącej samolotów F-35 – powiedział Michael Rubin, pracownik naukowy Ameri­can Enterprise Institute i były urzędnik Pentagonu. – W zamian za ponowne przystą­pie­nie do programu F-35 zażądali, aby Turcja przekazała im S-400 lub przekazała je do kontrolowanego przez USA sektora w bazie İncirlik.

Formalnie umożliwiłoby to Turcji utrzymanie baterii na swoim terytorium, ale w istocie oznaczałoby przekazanie kontroli Amerykanom. Co więcej, Ankara nie złamałaby w ten sposób warunków i wiążących klauzul w umowie z Rosją.

Według nieoficjalnych informacji pierwsza amerykańska propozycja została odrzucona przez delegatów znad Bosforu. Pomimo złożoności problemu wydaje się, że obie strony chcą, aby dyskusje zakończyły się sukcesem, gdyż rozwiązałoby to poważny problem Waszyngtonu i NATO oraz umożliwiłoby Ankarze powrót do programu F-35. Dzień po wizycie ambasada USA w Ankarze bardzo ogólnie poinformowała, że Wallander i Carpenter rozmawiali z tureckimi urzędnikami o rozszerzeniu partnerstwa na dodatkowe obszary i pogłębieniu długotrwałych więzi obronnych.

– Od 2019 roku przekazywaliśmy Turcji nasze stanowisko w sprawie nabycia przez nią systemu S-400 i konsekwencji, które przewiduje prawo – powiedział rzecznik Pentagonu Javan Rasnake zapytany przez Kathimerini o dokładny stan negocjacji między obiema stronami. Nie zaszły żadne zmiany w amerykańskim stanowisku ani w prawie.

Ale to tylko po części prawda, gdyż plan przeniesienia systemów do konkretnej lokalizacji wraz z inicjatywami ustawodawczymi z Kongresu dowodzą, że za oceanem nadal przywiązuje się dużą wagę do wysiłków na rzecz rozwiązania kwestii S-400. Według źródeł Kathimerini odpowiedź Turcji na tym etapie nie jest pozytywna, ale oczekuje się, że dyskusje będą kontynuowane w tym tygodniu na marginesie Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku.

Amerykański, holenderski i duński F-35A nad Arizoną.
Amerykański, holenderski i duński F-35A nad Arizoną.© USAF | Airman 1st Class Dominic Tyler 56th Fighter Wing Public Affairs)

Rubin twierdzi natomiast, że stanowisko tureckie jest takie, iż S-400 należy zatrzymać pod kontrolą państwową, zobowiązując się do nieużywania systemu. Postawa ta wydaje się sztywna i nie wiadomo, czy Turcy będą skłonni do ustępstw. USA wszakże, mimo poważnych problemów, które w dalszym ciągu pogarszają stosunki z Turcją, są ponoć gotowe na zniesienie sankcji nałożonych na mocy Ustawy o przeciwdziałaniu wrogom Ameryki przez sankcje (CAATSA). Oznaczałoby to ponowne włączenie Ankary do programu F-35.

– Zamiast sprzedawać Turcji F-35, zespół Bidena mógłby równie dobrze po prostu przekazać samoloty Rosji i Chinom i ominąć pośrednika – stwierdził gorzko Rubin. – To naprawdę szczyt strategicznej głupoty i pokazuje, że pomimo całej retoryki i postępów ostatniej dekady zbyt wielu w Waszyngtonie jest gotowych wepchnąć Ateny i Nikozję pod autobus.

Do amerykańskich działań na arenie międzynarodowej z rezerwą podchodzi strona grecka, cały czas trzymająca rękę na pulsie. Grecja i Turcja – dwaj sojusznicy z NATO – są nie tylko tradycyjnymi wrogami, ale też prowadzą aktywną rywalizację polityczno-wojskową. Osią sporu są wyspy na Morzu Egejskim i ewentualne korzyści ekonomiczne z ich posiadania. 5 września premier Kiriakos Mitsotakis w rozmowie z amerykańskim sekretarzem stanu Antonym Blinkenem przekazał swoje zaniepokojenie. W Kongresie stronnictwa progreckie uważnie monitorują sprawę i są gotowe dostosować strategię do rozwoju sytuacji.

Z kolei republikański kongresmen Gus Bilirakis, który wcześniej zabiegał o nałożenie kontroli na transfer uzbrojenia Ankarze, jest bardziej zdecydowany. Jego zdaniem każda próba osłabienia postanowień CAATSA lub stworzenia wyjątku od sankcji dla Turcji sprawiłaby, że Stany Zjednoczone i ich sojusznicy ze wschodniej części Morza Śródziemnego – Grecja i Cypr – wzmocniłyby swoich przeciwników. Z całym przekonaniem mówi o konieczności utrzymania Ankary poza programem F-35.

Kiriakos Mitsotakis i Antony Blinken.
Kiriakos Mitsotakis i Antony Blinken.© State Department | Chuck Kennedy

Czy jednak to będzie takie łatwe? W relacjach Turcji i Stanów Zjednoczonych panuje ostatnio zdecydowane ocieplenie klimatu. Świadczy o tym chociażby zgoda na modernizację 79 F-16C/D do wersji F-16V, a także zakup 40 nowych F-16 Block 70/72. Potencjalne umowy uzupełnione byłyby pakietem uzbrojenia. Wartość wszystkich transakcji mogłaby sięgnąć nawet 23 miliardów dolarów. W zamian Turcja przestała blokować przystąpienie Szwecji do Organizacji Paktu Północnoatlantyckiego.

Warto przypomnieć, że 31 sierpnia prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan zapowiedział powstanie lokalnego odpowiednika izraelskiej Żelaznej Kopuły. Ankara ma utworzyć siecio­cent­ryczną sieć obrony powietrz­nej Stalowa Kopuła (Çelik Kubbe po turecku), na który składać się będzie kilka rozwijanych i produkowanych w kraju systemów prze­ciw­lot­ni­czych o różnym zasięgu. To krok w kierunku uszczelnienia ochrony tureckiego nieba. Warto jednak zauważyć, że S-400 nie znalazł się w projektowanym przedsięwzięciu.

Biorąc pod uwagę powyższe, teoretycznie można byłoby pokusić się o rezygnację z rosyjskiego uzbrojenia. Ale S-400 to zupełnie inna jakość, w szczególności w zakresie dystansu, na którym może zwalczać cele. Wykorzystując pocisk 40N6E, dalsza granica strefy ognia znajduje się w odległości 400 kilometrów. W kwietniu planowano rozmieszczenie systemu wzdłuż granicy z Irakiem, co miało być wsparciem dla planowanej wówczas ofensywy w irackim Kurdystanie.

Kolejnym aspektem przemawiającym za rezygnacją z S-400 mogłaby być inna inicjatywa. Podczas brukselskiego szczytu ministrów obrony NATO, który odbył się 15 lutego, szefowie resortów Niemiec, Grecji i Turcji (odpowiednio Boris Pistorius, Nikolaos Dendias i Yaşar Güler) ogłosili, że Ateny i Ankara dołączą do niemieckiej inicjatywy European Sky Shield Initiative.

Czy jednak ten zbiór pomysłów ma jakąkolwiek szansę na realizację? Nie wiadomo, tym bardziej że już wcześniej pojawiały się pomysły sprzedaży S-400 Ukrainie bądź Pakistanowi, ale do tej pory żaden się nie ziścił. Wydaje się, że Turcja chciałaby zjeść ciastko i mieć ciastko.

Autor: Andrzej Pawłowski

Komentarze (0)