Rosjanie obawiają się desantu. Umacniają południe Ukrainy minami PDM‑1M
Rosjanie obawiają się ukraińskiego desantu na wybrzeżu. Z tego powodu fortyfikują południe Ukrainy. Do polowych umocnień, których budowę odkryto już wiele miesięcy temu, dołączyły nowe zabezpieczenia. W udostępnionych przez Rosjan materiałach widać miny PDM-1M. Zostały opracowane w bardzo specyficznym celu.
22.02.2023 00:42
Fotografie udostępniane przez Rosjan w serwisach społecznościowych pokazują, że na południu Ukrainy tworzone są przeszkody, które mają uniemożliwić przeprowadzenie desantu. Nie chodzi tu jednak o budowę umocnień, rowów przeciwczołgowych czy charakterystycznych zapór, nazywanych "zębami smoka", ale o miny.
Na zdjęciach, udostępnionych przez Rosjan, widać łódź motorową wyładowaną nietypowymi minami. Są to miny PDM-1M, zaprojektowane jako broń przeciwdesantowa. Jak są zbudowane i w jaki sposób działają?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ich przeznaczeniem jest płytka, przybrzeżna woda. Są one umieszczane na niewielkiej głębokości tak, aby nadpływające amfibie czy łodzie desantowe przechyliły pręt, odpowiedzialny za inicjację ładunku wybuchowego (pręt ten może być przechylony także przez fale przy stanie morza powyżej 5).
Miny przeciwko łodziom
Mina ma nietypowy kształt – to pół kuli, umieszczone na płaskiej płycie. Taka forma broni ma swoje uzasadnienie: ułatwia ustawienie jej na płaskim dnie, gdzie stalowa płyta pełni rolę obciążenia, stabilizującego minę – żeliwne obciążenie waży 55 kg, a sama mina – 21 kg, z czego 10 przypada na ładunek wybuchowy.
Po ustawieniu PDM-1M aktywowany jest jej zapalnik, który odbezpiecza minę po czasie zależnym od temperatury otoczenia – od kilku minut przy 30 stopniach Celsjusza do 2,5 godziny w temperaturze około 0 stopni. Po umieszczeniu na głębokości co najmniej 110 cm zarówno mina, jak i pręt inicjujący wybuch, pozostają pod powierzchnią wody.
Rosyjska wojna informacyjna
Nie wiadomo, gdzie dokładnie Rosjanie ustawiają zapory z min PDM-1M. Na dostępnych zdjęciach są widoczne miny ułożone na lądzie, a także znajdujące się na pokładzie niewielkiej łodzi motorowej BL-680.
Ponieważ w ostatnich miesiącach - w przeciwieństwie do początku agresji - rosyjskie władze dość skutecznie kontrolują publikowane online materiały, można przypuszczać, że również i w tym przypadku nie ma mowy o przypadkowym wycieku fotografii, które należy tym samym traktować jako element wojny informacyjnej.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski