Prawdziwy koszt zakupów uzbrojenia. Politycy nie mówią nam wszystkiego
Polska wydaje na zbrojenia miliardy złotych, jednak cena, jaką płacimy za sprzęt to z reguły dopiero początek wydatków. Równie wielkie kwoty trzeba w kolejnych latach wydać na eksploatację. To koszt, o którym politycy wolą nas nie informować.
Ile kosztuje broń, którą Polska kupuje w ostatnich latach? Informacjom o kolejnych umowach, podpisywanych przez MON z producentami sprzętu wojskowego, towarzyszą często wielomilionowe kwoty, dające obraz cen współczesnego uzbrojenia.
4,6 mld dol. za 32 samoloty F-35, maksymalnie 12 mld dol. za 96 śmigłowców AH-64E Apache Guardian, 4,7 mld dol. za 250 czołgów M1A2 Abrams SEPv3 czy do 15 mld dol. za 48 wyrzutni systemu Patriot.
Ceny robią wrażenie, stanowiąc często podstawę do porównań z zakupami innych państw. Kupujemy taniej czy drożej?
Zobacz także: Rozpoznasz te myśliwce i bombowce?
Trudne porównania
Kilka lat temu polityczną burzę wywołało zestawienie polskich i rumuńskich wydatków na system Patriot, gdzie Bukareszt za 3,5 baterii miał zapłacić 3,9 mld dolarów, a Warszawa za pierwsze dwie baterie aż 5 mld dol. Przepłacamy?
Niekoniecznie, bo polski pakiet to znacznie więcej pocisków, częściowa polonizacja, a przede wszystkim integracja z systemem zarządzania walką IBCS.
Podobne na pozór umowy dotyczące np. pozyskania samolotów czy czołgów, mogą w gruncie rzeczy dotyczyć zupełnie różnych kwestii. Mając wartość umowy i liczbę egzemplarzy możemy – wykonując proste dzielenie – uzyskać cenę każdego z nich. Co daje nam ta informacja? Zazwyczaj zupełnie nic.
Dzieje się tak dlatego, że zakup nowoczesnego uzbrojenia to coś więcej, niż po prostu pozyskanie określonej liczby egzemplarzy danego sprzętu. Niemal zawsze towarzyszą mu różne – a przez to trudne do porównania – pakiety logistyczne czy szkoleniowe.
Zakup sprzętu to dopiero początek
Przykładem może być choćby krążąca w publicznym dyskursie cena jednego F-35 z transzy przeznaczonej dla Polski. 87,3 mln dolarów za samolot może wydawać się sporą kwotą, ale to dopiero początek wydatków.
Aby zakup samolotu miał jakikolwiek sens, bywa łączony z zakupem przeznaczonej dla niego broni, części eksploatacyjnych (w tym także np. dodatkowych silników, co akurat w przypadku polskiego zamówienia jest uwzględnione) czy programem szkolenia pilotów. A w przypadku tych ostatnich cena zależy też od decyzji, czy kupujemy m.in. własne symulatory, które mogą kosztować tyle, co samolot, czy rozkładamy większe koszty na lata, godząc się na szkolenie za oceanem.
To dopiero początek wydatków, bo uwzględnić trzeba także koszt budowy niezbędnej infrastruktury, eksploatacji, przewidzianych przez producenta przeglądów i remontów czy – istotny w przypadku bardziej zaawansowanych typów broni – program modernizacyjny MLU (mid life upgrade), dzięki któremu starszy sprzęt dostaje "drugą młodość" pozwalającą na dłuższą, wieloletnią eksploatację.
Dopiero suma tych kosztów daje prawdziwy obraz ceny kupowanego sprzętu. Dlatego – aby uczciwie informować podatników o tym, na co są przeznaczane ich pieniądze – zamiast ceny zakupu sprzętu należałoby podawać łączny koszt zakupu i eksploatacji przez cały "cykl życia", który w przypadku współczesnego uzbrojenia zaplanowany jest często na dziesiątki lat.
Koszt, ale czego?
Problem w tym, że takie dane – choć powinny – nie są ujawniane i funkcjonują w przestrzeni publicznej. Tymczasem koszt zakupu broni to zazwyczaj ok. 30-50 proc. całości wydatków, które musi ponieść jej użytkownik.
Przykładem może być Australia, która – stojąc kilka lat temu przed potrzebą wyboru śmigłowca uderzeniowego – udostępniła dane pozwalające na porównanie maszyn Eurocopter Tiger, Bell AH-1Z Viper i AH-64E Apache Guardian (ostatecznie wybrano AH-64E).
W przypadku Apache’y koszt zakupu samego śmigłowca (wówczas było to ok. 52 mln dol. australijskich) stanowił około połowę całkowitego kosztu eksploatacji maszyny, obliczonej na 20 lat i nieuwzględniającej ewentualnych modernizacji. Australijskie zestawienie wykazało zarazem horrendalny koszt wieloletniej eksploatacji śmigłowców Tiger, co częściowo było związane z koniecznością serwisowania elementów tych maszyn na drugiej półkuli.
Dlatego tak ważne są informacje dotyczące nie tylko zakupów sprzętu, ale też kwestii związanych z jego utrzymaniem, naprawami czy zdolnością do samodzielnej modernizacji. Z tego powodu równie istotne, jak komunikaty o zakupie np. nowych czołgów są informacje, gdzie te czołgi będą serwisowane i kto będzie je naprawiał.
Rozwijane w Polsce Regionalne Centrum Kompetencyjne czołgów Abrams czy potwierdzone już pozyskanie zdolności w zakresie napraw kluczowych elementów śmigłowców Apache, w tym – częściowo - radarów kierowania ogniem AN/APG-78 Longbow to dobre wieści. Dają nadzieję, że przynajmniej część środków wydawanych podczas całego cyklu życia zakupionego sprzętu pozostanie w kraju, zasilając polską gospodarkę.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski