Czesi ufundowali dar dla Ukraińców. Będzie ratował życie żołnierzy
Czesi stojący za zbiórką "Prezent dla Putina" nie zwalniają tempa i tym razem pochwalili się sfinansowaniem zakupu dla Sił Zbrojnych Ukrainy zdalnie sterowanego systemu rozminowywania Bożena-5. Wyjaśniamy, dlaczego jest to sprzęt kluczowy.
Czeska zbiórka "Prezent dla Putina" sfinansowała wiele bardzo potrzebnego Ukrainie sprzętu w postaci np. wieloprowadnicowej wyrzutni rakietowej RM-70 "Wampir", czołgu T-72 SCARAB czy przeciwlotniczych pick-upów MR-2 Viktor. Teraz twórcy zbiórki pochwalili się zebraniem 651 tys. euro na zakup słowackiego systemu Bożena-5.
Warto zaznaczyć, że jedynie na terenach wyzwolonych szacuje się, iż aż 250 tys. km kw. jest zaminowane, co oznacza, że względnie bezpiecznie można się poruszać wyłącznie po głównych drogach, które zostały oczyszczone przez wojsko. Reszta terenu będzie stanowić zagrożenie nawet przez parę dekad.
Miny są wykorzystywane przez obydwie strony wojny i są tanim środkiem ograniczania mobilności operacyjnej przeciwnika. W przypadku Rosjan pamiętamy ich ogromne straty podczas walk pod Wuhłedarem, a w przypadku Ukraińców rosyjskie miny stanowią ogromny problem w obwodzie zaporoskim.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Robot ze Słowacji, który stworzy bezpieczne ścieżki przez pole minowe
Bożena-5 to zdalnie sterowany system przeciwminowy wyposażony w trał przeciwminowy wraz z obracającym się elementem zawierającym obciążniki umieszczone na łańcuchach.
Te, uderzając z impetem w ziemię, mają dużą szansę na zdetonowanie min typu np. TM-62. Jest to bardzo proste, ale zarazem skuteczne rozwiązanie. Jego minusem jest jednak szybkość pracy, ponieważ Bożena-5 porusza się z prędkością od 4 do 9 km/h.
Słowacka konstrukcja waży około 12 ton i mierzy 2,3 m wysokości, co w połączeniu z możliwością zdalnego sterowania z 5 km, dobrze nadaje się do wysłania w rejon linii frontu, gdzie obszar pola minowego mogą nadzorować np. strzelcy wyborowi.
Oczywiście takiego robota można łatwo wyeliminować przeciwpancernym pociskiem kierowanym, ale jego strata jest wielokrotnie bardziej akceptowalna niż utracenie drużyny saperskiej czy pojazdów załogowych.
Przemysław Juraszek, dziennikarz Wirtualnej Polski