Amerykanie wracają do eksploracji kosmosu. Wykonali właśnie ważny krok
Bierzemy się za eksplorację kosmosu, a nie tylko jego badanie, na poważnie. Dzięki determinacji niepoprawnego marzyciela, jakim jest Elon Musk, i megalomanii prezydenta Donalda Trumpa, ludzkość reprezentowana głównie przez Amerykanów wraca na Księżyc. I poleci jeszcze dalej.
20.01.2020 | aktual.: 20.01.2020 17:37
W niedzielę 19 stycznia 2020 roku o godzinie 16.32 polskiego czasu kapsuła załogowa Dragon oddzieliła się do rakiety nośnej Falcon 9 i samodzielnie powróciła na Ziemię. Chwilę później Falcon 9 zmienił się w kulę ognia na skutek eksplozji. Był to ostatni test przed pierwszą, załogową misją prywatnej firmy kosmicznej SpaceX należącej do milionera Elona Muska.
To mały krok dla człowieka
Niedzielna misja była sprawdzeniem tak zwanej sekwencji oddzielenia kapsuły pasażerskiej od rakiety nośnej. To zabezpieczenie dla astronautów na wypadek awarii statku. Jej powodzenie samo w sobie nie było przełomowym osiągnięciem. Dokładnie to samo potrafiliśmy już 50 lat temu, gdy Amerykanie rozwijali program kosmiczny Apollo. Dało to jednak zielone światło dla lotu na Międzynarodową Stację Kosmiczną.
Późniejsza eksplozja Falcona 9, czyli rakiety nośnej, była przewidzianym skutkiem ubocznym. Rakieta lecąca z prędkością ponad 1000 km/h, która została nagle pozbawiona aerodynamicznego czubka (którym była kapsuła Dragon), zaczęła niekontrolowanie drgać i została rozerwana przez działające siły. Strata była wliczona w koszty.
Najważniejszy element, czyli oddzielenie kapsuły załogowej Dragon i sprowadzenie jej bezpiecznie na powierzchnię Ziemi (a konkretnie na powierzchnię Oceanu Atlantyckiego), zakończyła się pełnym sukcesem. Oznacza to, że Dragon, który do tej pory transportował jedynie zapasy i wyposażenie na znajdującą się na niskiej orbicie ziemskiej Międzynarodową Stację Kosmiczną, może brać na pokład pasażerów.
Dragon zabierze ludzi w kosmos już niedługo. Pierwszy lot załogowy kapsułą SpaceX przewidziany jest jeszcze w pierwszym kwartale 2020 roku, czyli w ciągu nadchodzących dwóch miesięcy.
Nowa era lotów załogowych
Jest to sukces z co najmniej trzech powodów. Po pierwsze, Amerykanie mogą usamodzielnić się w wysyłaniu swoich astronautów na ISS, bo do tej pory korzystali z usług Rosjan: ich statków i rakiet Sojuz. Po drugie, mogą w ogóle kontynuować latanie na ISS, bo wykorzystywany do tej pory Sojuz odbył niedawno swój ostatni lot. Po trzecie, Elon Musk i SpaceX dorzucą do swojego portfolio sprzedażowego loty załogowe na orbitę. Obok wystrzeliwania satelitów i zaopatrywania Międzynarodowej Stacji Kosmicznej będzie to na pewno dochodowa pozycja dla amerykańskiej firmy kosmicznej.
Test ucieczkowy Dragona jest też ważnym krokiem w planach NASA, które zakładają powrót do eksploracji kosmosu przez ludzi, a nie tylko przez roboty. Po złotej erze misji Apollo, w której ludzkość postawiła stopę na Księżycu, a która dawno się zakończyła i wielu z nas nawet nie ma okazji jej pamiętać, wracamy w kosmos. Przy czym fakt, że "my" nie oznacza bezpośrednio astronautów z Europy czy Polski, nie ma większego znaczenia. W tym wyścigu wszyscy jesteśmy w jednym zespole - i jednocześnie nie ma wątpliwości, że prawdziwą siła są Amerykanie.
Zbiornik na ciekły azot dla programu Artemis
Plany NASA na najbliższe lata są niezwykle ambitne, zwłaszcza jeśli porównamy je z ostatnimi dwoma dekadami. Plany zaczną się od programu Artemis. To imię greckiej bogini Księżyca, siostry Apolla, którego imieniem nazwany był pierwszy program podboju srebrnego globu. Już zaledwie za 4 lata, czyli w 2024 roku, NASA planuje ponownie umieścić na Księżycu człowieka. Jednocześnie po raz pierwszy swój ślad zostawi tam kobieta-astronautka.
Księżyc to początek
Przyśpieszenie w programie kosmicznym NASA to efekt decyzji Donalda Trumpa, który 11 grudnia 2017 r. podpisał Dyrektywę w Sprawie Polityki Kosmicznej. Zakłada ona m.in. współpracę NASA z prywatnymi partnerami (takimi jak SpaceX) oraz wysłanie człowieka na Księżyc.
Jednak Księżyc jest tylko przystankiem w nowym planie amerykańskiego podboju kosmosu. Z czasem ten przystanek zmieni się w bazę wypadową dla kolejnych, dalszych misji. W tym celu NASA chce zbudować bazę "Gateway" znajdującą się na orbicie Księżyca. Ma ona wspomagać zarówno misje księżycowe, jak i marsjańskie.
Oficjalny plakat NASA reklamujący projekt Gateway
Pomysł takiej Międzynarodowej Stacji Kosmicznej tyle że na orbicie Księżyca, spotkał się ze sporą krytyką. Byli uczestnicy programów kosmicznych argumentują, że baza wokół Księżyca nie zagwarantuje lepszych możliwości badawczych niż już działający ISS, a do tego nie pozwoli wykorzystać warunków i zasobów samego Księżyca. Ma też być mało pomocna w późniejszych misjach na Marsa, bo wszystkie elementy i tak trzeba będzie wysłać z Ziemi.
Do powrotu na Księżyc (i późniejszego zdobycia Marsa) potrzebny jest nowy środek transportu. Chociaż program Apollo zakończył się w 1972 roku, to ludzkość nadal nie zbudowała potężniejszej rakiety niż Saturn V, który ponad 45 lat temu wynosił astronautów na Księżyc. Dzisiejsze rakiety kosmiczne wyglądają jak zabawki na tle Saturna V. W tym celu NASA buduje SLS, czyli Space Launch System – najpotężniejszą rakietę kosmiczną w historii.
Kosmiczni pasażerowie wynoszeni przez SLS będą podróżować w statku Orion. Będzie on dowoził astronautów zarówno do bazy Gateway, zabierał w podróże wokół Księżyca, a także na jego powierzchnię, gdzie w 2028 ludzie mają być stałymi gośćmi.
Lata dwudzieste będą bogate w kosmiczne wydarzenia, jednak żadne z nich nie będzie tak znaczne, jak te, które ma mieć miejsce jeszcze w kolejnej dekadzie, po roku 2030. To wtedy NASA planuje wysłać człowieka na Marsa.
Agencji NASA po piętach depcze Elon Musk, który także buduje swoją gigantyczną rakietę: Starship. Jej sposób użycia będzie jednak inny. Zamiast tankować paliwo jednorazowo na Ziemi, Starship będzie mógł uzupełniać je na kolejnych przystankach (np. na orbicie). Musk znany ze swej megalomanii stawia sobie też większe cele niż NASA. Podczas gdy amerykańska agencja kosmiczna chce wysłać pierwszą misję załogową w 2030, przedsiębiorca chce do 2050 umieścić tam milion ludzi.
W tych ogromnych i dalekosiężnych planach niedzielny test ucieczkowy Dragona jest tylko małym krokiem. W nadchodzących miesiącach i latach będziemy takich kosmicznych kroków widzieć coraz więcej, a każdy z nich będzie odważniejszy. Już w 2020 powinniśmy zobaczyć start rakiety SLS, a za 3 lata załogową, turystyczną misję statku Starship. I chociaż mało prawdopodobne, aby ktoś z nas załapał się na którykolwiek lot, to na pewno będziemy się nimi ekscytować, tak jak ludzkość ekscytowała się lądowaniem na Księżycu w 1969 roku.