USS "Nemo". Zapomniany Polak, który pomógł Amerykanom przejąć U-Boota z Enigmą

USS "Nemo". Zapomniany Polak, który pomógł Amerykanom przejąć U‑Boota z Enigmą

Kiosk zdobytego przez Amerykanów U-505
Kiosk zdobytego przez Amerykanów U-505
Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Łukasz Michalik
04.06.2023 18:19

O istnieniu USS "Nemo" wiedziało niewielu. Rodziny służących na nim marynarzy poinformowano o śmierci całej załogi i zatonięciu okrętu. Stawką były największe tajemnice III Rzeszy. W ich zdobyciu pomógł Polak wcielony do niemieckiej marynarki wojennej.

W 1944 roku wynik Bitwy o Atlantyk był już przesądzony. Niemiecka flota – głównie okręty podwodne – wciąż usiłowała przerwać komunikację pomiędzy Ameryką i Europą, ale ponosiła coraz większe straty. Rozwój technologii i coraz doskonalsza taktyka walki stopniowo przechylały szalę zwycięstwa na stronę aliantów.

Mimo tego niemieckie U-Booty wciąż stanowiły śmiertelne zagrożenie, a ich zwalczanie i ochrona konwojów pochłaniały gigantyczne zasoby. Jednym z oficerów, delegowanych do walki z niemieckimi okrętami podwodnymi był kontradmirał Vincent Gallery.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

U-505 kontra TG23.3

Oficer ten, dowodząc lotniskowcem eskortowym USS "Guadalcanal", wsławił się nowatorską taktyką nękania U-Bootów. Ponieważ niemieckie okręty, korzystając z osłony nocy wynurzały się, aby po zmroku przewietrzyć pokład i naładować akumulatory, adm. Gallery zainicjował – niepraktykowane wcześniej – nocne patrole samolotów. Były one ryzykowne dla pilotów, ale skutecznie utrudniały działania Kriegsmarine.

W połowie 1944 roku pod dowództwem Gallery’ego znajdował się nie tylko lotniskowiec, ale także zespół niszczycieli, tworzących razem grupę zadaniową przeznaczoną do tropienia U-Bootów.

Na jej drodze pojawił się U-505. Jego dowódca, Harald Lange, 4 czerwca 1944 roku uznał zespół okrętów bojowych za niemal bezbronny konwój i rozpoczął przygotowania do ataku.

Lotniskowiec eskortowy USS "Guadalcanal"
Lotniskowiec eskortowy USS "Guadalcanal"© Domena publiczna

U-505 szybko z myśliwego stał się zwierzyną. Został zaatakowany przy pomocy "jeża" – 24-prowadnicowej wyrzutni, miotającej bomby głębinowe na około 250 metrów. Była to bardzo groźna broń: dawała okrętom nawodnym możliwość atakowania zanurzonych U-Bootów przed własnym dziobem, a nie – jak w przypadku klasycznych bomb głębinowych – dopiero po przepłynięciu nad nimi i zrzuceniu bomb za rufę.

Sukces na przekór procedurom

Uszkodzenia U-505 zmusiły okręt do wynurzenia. U-Boot, choć uzbrojony w działo 105 mm, na powierzchni był całkowicie bezbronny wobec grupy atakujących go okrętów wojennych. Harald Lange rozkazał załodze ewakuację połączoną – co było standardową procedurą – z samozatopieniem opuszczanego okrętu.

O ile ewakuacja wyszła Niemcom bez zarzutu, gorzej zrealizowano drugą część planu. Odpowiedzialny za uruchomienie ładunków wybuchowych oficer uciekł z pokładu przed wykonaniem swojego zadania, pozostali nie wiedzieli, jak bezpiecznie uruchomić zapalniki, a otwarcie tylko jednego z zaworów oznaczało, że okręt napełniał się wodą bardzo powoli.

U-505 po zdobyciu przez Amerykanów. Widoczny brak wyważenia okrętu, który ma uniesiony dziób i zanurzoną rufę
U-505 po zdobyciu przez Amerykanów. Widoczny brak wyważenia okrętu, który ma uniesiony dziób i zanurzoną rufę© Domena publiczna

Trwało to wystarczająco długo, by na opuszczony przez Niemców okręt Amerykanie – choć wcześniej go ostrzelali - zdołali wysłać grupę abordażową. Ta szybko opanowała U-505 i zamknęła zawór. Vincent Gallery naruszył przy okazji szereg przygotowanych na taką okazję procedur - zgodnie z nimi powinien był zdobyty okręt bezzwłocznie zatopić. Oficer zaryzykował jednak złamanie rozkazów, a podjęte ryzyko przyniosło wyjątkowe profity.

Początkowo Gallery’emu groził jednak sąd wojenny – wywiad obawiał się, że informacja o zdobyciu okrętu skłoni Niemców do zmiany sposobu szyfrowania komunikacji. Ta, za sprawą polskich kryptologów, Mariana Rejewskiego, Henryka Zygalskiego i Jerzego Różyckiego, a także pracy brytyjskiego Government Communications Headquarters, była przez aliantów odczytywana.

Polak na pokładzie U-505

Na U-505 znajdowała się nowa, niemiecka broń – torpedy elektryczne i z zapalnikami akustycznymi. Amerykanie przejęli także dokumenty z procedurami dla załóg okrętów, informacje o nowobudowanych jednostkach, jak również mapy – w sumie niemal pół tony cennych papierów. A nade wszystko dwie maszyny szyfrujące Enigma wraz z księgą kodów i kompletną dokumentacją.

Dowództwo było świadome wagi znaleziska, a zarazem konieczności utrzymania go w sekrecie. Ze zdobycia niemieckiego okrętu uczyniono ścisłą tajemnicę. Aby ułatwić jej zachowanie, jednostka została przemianowana (głównie na potrzeby komunikacji) na USS "Nemo", ogłoszono zatopienie U-505, a rodziny niemieckiej załogi zostały poinformowane o śmierci bliskich.

Agnes Meyer Driscoll - łamaczka japońskich szyfrów
Agnes Meyer Driscoll - łamaczka japońskich szyfrów© Domena publiczna

Sama załoga została oddzielona od innych, niemieckich jeńców. Nie dotyczyło to jednego z marynarzy Kriegsmarine – Polaka, Edwarda Feliksa. Ten okazał się członkiem ruchu oporu, który przeniknął do niemieckiej marynarki, a po udanym abordażu na U-505 pomógł Amerykanom utrzymać uszkodzony okręt na wodzie.

Klucz do szyfrów państw Osi

Zdobycie U-505 nie było – wbrew obiegowej opinii – przełomem w kwestii łamania Enigmy. Ta nie stanowiła dla aliantów sekretu od początku wojny. Alianci znali bowiem zarówno sekret niemieckiej komunikacji – w tym deszyfrowali wiadomości kodowane słynną Enigmą - jak i szyfry japońskie.

W złamaniu tych ostatnich bezcenną rolę odegrała utalentowana kryptolożka, Agnes Meyer Driscoll, która rozpracowała kolejne, oznaczane kolorami, szyfry japońskie. Dotyczy to także szyfru "Purple" (to oznaczenie zarówno szyfru, jak i maszyny szyfrującej), którego pierwszym przykładem była wiadomość wysłana z Warszawy do Tokio w 1939 r.

Przejęcie U-505 było jednak bezcenne z innego powodu: pozwalało na bezpośrednie odczytywanie części niemieckich wiadomości, a to oznaczało uwolnienie ograniczonych zasobów – oszczędzono w ten sposób co najmniej 13 tys. godzin pracy maszyn obliczeniowych, które mogły zostać użyte do łamania innych szyfrów.

Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)