Zestrzelić admirała Yamamoto! P‑38 Lightning: samolot, który wziął odwet za Pearl Harbor
Admirał Isoroku Yamamoto był wybitnym japońskim dowódcą. To on upokorzył Amerykę niespodziewanym atakiem na Peral Harbor. Gdy nadarzyła się okazja, aby go zabić, Amerykanie nie szczędzili sił i środków. W roli egzekutorów mieli wystąpić piloci samolotów P-38 Lightning.
02.02.2020 14:22
Admirał Isoroku Yamamoto wyróżniał się na tle japońskich oficerów. Absolwent Harvardu, dobrze znający Stany Zjednoczone, doskonale rozumiał potęgę gospodarczą Ameryki. Rozumiał też główną japońską słabość – uzależnienie od dostarczanych z zewnątrz surowców. Yamamoto wiedział, że jego kraj nie ma szans w długotrwałej wojnie z Ameryką. Różnica potencjałów była zbyt wielka.
Dlatego, na przekór sfanatyzowanym militarystom z dowództwa marynarki, występował przeciwko inwazji na Chiny i starał się możliwie długo utrzymywać poprawne stosunki ze Stanami Zjednoczonymi. A gdy wojna z mocarstwem stała się nieunikniona, opracował jedyny – jak się wówczas wydawało – rozsądny plan zwycięstwa.
Miał je zapewnić jeden potężny cios, który zniszczy amerykańską Flotę Pacyfiku. O pokonaniu i zajęciu Stanów nie było mowy, ale eliminacja floty, a zwłaszcza najcenniejszych lotniskowców, miała zmusić Amerykę do zawarcia pokoju. Dzięki temu Japonia miała zyskać swobodę działania na Pacyfiku. Praktyczną realizacją tego planu był atak na Pearl Harbor.
Zabić Yamamoto
Okazja do wzięcia odwetu na znienawidzonym dowódcy pojawiła się dopiero dwa lata później. Był to czas, gdy Japonia – choć pozostawała groźnym przeciwnikiem – została skutecznie powstrzymana i utraciła inicjatywę.
Sporą zasługę w przerwaniu długiego pasma japońskich zwycięstw miał fakt, że Amerykanie łamali część japońskich szyfrów, w tym szyfr purpurowy, kodowany za pomocą urządzeń, będących rozwinięciem niemieckiej Enigmy.
To właśnie dzięki przechwyceniu jednej z depesz amerykańskie dowództwo dowiedziało się, że najważniejszy japoński dowódca postanowił odwiedzić wielką bazę w Rabaul i wysunięte garnizony, aby obecnością wśród żołnierzy podtrzymać morale i umocnić wolę walki. Yamamoto miał zarazem nadzorować początek ważnej operacji – powietrznej ofensywy, wymierzonej przeciwko amerykańskiej bazie na wyspie Guadalcanal.
Takiej okazji nie można było zmarnować!
Operacja "Zemsta"
Wstępem do operacji o kryptonimie "Zemsta" (ang. vengeance) była analiza, czy zabójstwo wysokiego rangą dowódcy przeciwnika jest akceptowalne z prawnego punktu widzenia. Analiza – mimo rozbieżnych opinii – wypadła pozytywnie, w czym udział miało powołanie się na przykład… polskiego króla, Władysława Warneńczyka, zabitego pond 500 lat wcześniej na polu bitwy.
Pozostawało zaplanowanie i przeprowadzenie skomplikowanej operacji lotniczej, do czego zaangażowano m.in. legendarnego Charlesa Lindbergha – pierwszego człowieka, który przeleciał nad Atlantykiem. Wstępna opinia była jednoznaczna: takie zadanie może wykonać tylko jeden typ samolotu: P-38 Lightning.
Jedyny taki samolot
P-38 Lightning był wyjątkową maszyną. Po raz pierwszy wzniósł się w powietrze 27 stycznia 1939 r. Dwusilnikowy i dwukadłubowy, jak na myśliwiec był wielki, ciężki i – zazwyczaj - niezbyt zwrotny (choć w pewnym zakresie prędkości i pułapu był wstanie wymanewrować wiele lżejszych maszyn jednosilnikowych).
Miał za to inne atuty: centralnie umieszczone uzbrojenie, pozwalające na celny ogień na dużych dystansach, opancerzenie kabiny pilota, wysoką prędkość nurkowania, duży zasięg i dwa silniki, co podczas walk nad pełnym rekinów oceanem było zaletą trudną do przecenienia. W późniejszym okresie wojny okazał się również bardzo uniwersalny – poza rolą myśliwca był używany jako maszyna rozpoznawcza i bombowiec.
Podczas walk na Pacyfiku piloci Lightningów, choć prowadzili maszyny mniej zwrotne od japońskich myśliwców, byli w stanie, narzucić wrogowi walkę na własnych warunkach. Do końca wojny zestrzelili więcej japońskich maszyn, niż piloci jakiegokolwiek innego typu samolotu.
Daleki patrol
Nic dziwnego, że misję zestrzelenia Yamamoto powierzono właśnie Lightningom. Okolice wyspy Bougainville, gdzie zaplanowano przechwycenie japońskich maszyn, były oddalone w linii prostej o około 700 kilometrów od najbliższego amerykańskiego lotniska.
Co gorsza, lot do celu nie mógł odbywać się po prostej – aby amerykańska formacja pozostała niewykryta, musiała omijać liczne, obsadzone przez Japończyków wysepki, co dodatkowo zwiększało dystans. Mimo tego, po podwieszeniu dodatkowych zbiorników paliwa, Lightningi były w stanie go pokonać.
Do ataku, ustalonego na 18 kwietnia 1943 r., wytypowano 18 maszyn zakładając, że tak ważna postać będzie lecieć w silnej eskorcie. Faktycznie tak było – japońscy oficerowie lecieli dwoma Mitsubishi G4M, znanymi jako Betty lub Cygara, w asyście sześciu „Zer” – legendarnych A6M, które w początkowym okresie wojny dziesiątkowały amerykańskich pilotów. Do bezpośredniego ataku na Betty (Amerykanie nie wiedzieli, że w powietrzu spotkają dwa samoloty tego typu) wyznaczono 4 maszyny. Reszta miała zająć się „Zerami”.
Zabójcze szyfry
Choć dwa Lightningi musiały zawrócić i przerwać misję z powodu awarii, Amerykanie, atakując z przewagą prędkości, zestrzelili oba bombowce, a przy okazji jeden z samolotów osłony. Nie udało się ustalić, kto zapisał na swoim koncie samolot, którym podróżował Yamamoto – to historyczne zwycięstwo zostało podzielone pomiędzy dwóch pilotów, Thomasa Lanphiera i Rexa Barbera.
Spór o skalę ich zasług trwał przez długie dekady i do tej pory, choć obaj piloci od dawna nie żyją, nie został zakończony. Niewykluczone, że ta kwestia już na zawsze pozostanie tajemnicą.
Po udanej misji Stany Zjednoczone dołożyły starań, aby Japończycy nie dowiedzieli się o złamaniu Szyfru Purpurowego. Wprowadzono w błąd własnych pilotów, informując ich o pomocy wywiadu Australii albo meldunku od obserwatora, który miał widzieć admirała Yamamoto na lotnisku. Z tego samego powodu w rejonie Bougainville zaczęły pojawiać się patrole Lightningów, sprawiając wrażenie, że egzekucja Yamamoto była dziełem przypadku.