Uciekł z armii Putina. Odpalał pierwsze Iskandery w Ukrainie
Opozycyjna wobec putinowskiej władzy "Nowaja Gazieta" opublikowała wyznanie żołnierza jednostki rakietowej, który zdezerterował z armii Federacji Rosyjskiej. Uciekinier opowiedział m.in. pierwszych dniach wojny, kiedy nakazano jego jednostce rozpoczęcie ostrzału Ukrainy przy użyciu Iskanderów.
Rosyjski żołnierz przedstawiający się imieniem Kamil, opowiedział serwisowi "Nowaja Gazieta Europe" o tym jak wyglądały pierwsze chwile wojny. Były wojskowy, który uciekł ze służby, wyznaje, że czuje się bezpośrednio odpowiedzialny za zbrodnie, których putinowski reżim dopuścił się na terytorium Ukrainy.
Operator Iskanderów
Kamil wyznaje, że wybrał kontraktową służbę wojskową ze względu na warunki finansowe. Jego wyborem okazały się wojska rakietowe, a konkretnie obsługa Iskanderów, czyli lądowych pocisków balistycznych krótkiego zasięgu przewożonych i wystrzeliwanych z mobilnej platformy samochodowej.
Iskander jest wykorzystywany do uderzeń na cele lądowe przeciwnika znajdujące się co najmniej 50 km od wyrzutni. W zależności od wersji broń może razić cele w odległości 280 km (Iskander-E) lub nawet do 500 km (Iskander-M).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak pisał Konstanty Młynarczyk, rakiety kompleksu Iskander zaprojektowano w taki sposób, żeby "maksymalnie utrudnić ich wykrycie i zniszczenie". Jedną z ich charakterystycznych cech jest prędkość hipersoniczna wynosząca pomiędzy Mach 6 i 7 (od ok. 7350 km/h do ok. 8600 km/h). Rakieta może być wyposażona w gamę różnorodnych głowic, w tym nawet głowice termojądrowe.
Jednostka, w której służył Kamil zlokalizowana była w rejonie Ułan-Ude, trzeciego co do wielkości miasta Syberii. Stamtąd pod koniec 2021 r. żołnierze i sprzęt zostali przerzuceni na Białoruś w celu przeprowadzenia ćwiczeń. Już wtedy jednak wśród żołnierzy krążyły pogłoski, że w rzeczywistości jadą na wojnę. Na Białorusi skoszarowano ich na terenie poligonu artyleryjskiego i pozostawiono samym sobie na ok. miesiąc. Dezerter wspomina, że przez cały ten czas jedynym jego zadaniem było pilnowanie sprzętu, na który składało się ok. 15 wyrzutni Iskanderów typu TEL.
Wyrzutnia taka składa się z nośnika, na którym umieszczony jest jeden lub kilka pocisków (na prowadnicach lub w pojemnikach transportowo-startowych). Podczas transportu pociski leżą poziomo, a podczas odpalenia podnoszone są do właściwej pozycji startowej. Koordynaty startowe są przekazywane do obsługi pocisku ze stanowiska dowodzenia.
Rankiem 24 lutego 2022 r. o godzinie 5:00 rano obsługa wyrzutni, w skład której wchodził Kamil, odpaliła pierwszego Iskandera, rakietę o długości 7,3 metra i o prawie metrowej średnicy. Pocisk poleciał na południe. Krótki czas później żołnierz został zastąpiony na służbie przez swojego zmiennika, który wcześniej oglądał wiadomości i rozwiał wszelkie wątpliwości Kamila co do tego, że wojna się zaczęła. Dla żołnierza był to szok.
Tak usprawiedliwiali ostrzały Ukrainy
Wojskowi operujący na białoruskim poligonie artyleryjskim w kolejnych dniach otrzymywali z oficjalnych i półoficjalnych źródeł informacje o dalszych ruchach rosyjskich sił. O błędach i zbrodniach wojennych nie mówiono prawie wcale, skupiając się na sukcesach natarcia i odpalaniu Iskanderów.
Kamil wspomina, jak oglądał obrazy z miast obróconych w gruzy. Choć jego koledzy usprawiedliwiali zniszczenia, zwalając je na opór kijowskich władz, to przyszły dezerter zdawał sobie sprawę z bycia współsprawcą zbrodni. Ten fakt go przeraził.
Po sześciu miesiącach pozwolono mu wziąć urlop. Zdał sobie wtedy sprawę, że nie powinien już wracać do swojej jednostki na Białorusi. Ze względu na wrześniową mobilizację kontraktowi żołnierze mieli jednak zakaz opuszczania szeregów sił zbrojnych. Dezerter udał się więc pociągiem do Mińska i stamtąd wsiadł w samolot do Astany w Kazachstanie. Białoruscy celnicy mimo wątpliwości przepuścili żołnierza. Obecnie pracuje on w drukarni i oczekuje zakończenia wojny, upadku putinowskiej władzy oraz amnestii.
Mateusz Tomiczek, dziennikarz Wirtualnej Polski