System Iskander. Groźna broń Rosji. Pociski byłyby w Warszawie po 3 minutach
Pociski balistyczne systemu Iskander mogą przenosić nawet "ładunek specjalny", czyli głowicę jądrową o mocy od 5 do 50 kT. Dla porównania bomba "Little Boy" zrzucona na Hiroshimę w 1945 roku miała moc 16 kT. Co skrywa rosyjski system?
Historia tych rakiet zaczęła się od rozbrojenia. Kiedy w grudniu 1987 roku Związek Radziecki i Stany Zjednoczone podpisały układ o likwidacji rakiet średniego i krótkiego zasięgu, siły zbrojne ZSRR stanęły wobec konieczności poważnej zmiany planów. Trzeba było zastąpić nie tylko starzejący się system krótkiego zasięgu Toczka, znany na zachodzie pod nadanym mu przez NATO kryptonimem SS-21 Scarab, ale też dopiero co wprowadzony do użytku, nowoczesny system Oka (SS-23 Spider). Stało się tak, ponieważ na mocy wspomnianego traktatu miały zostać zlikwidowane wszystkie rodzaje uzbrojenia rakietowego o zasięgu między 500 a 1500 km, a także ich linie produkcyjne, systemy wsparcia i wyrzutnie.
Ku niezadowoleniu Rosjan, system Oka został objęty postanowieniami układu i musiał zostać zniszczony, pozostawiając Armię Czerwoną bez nowoczesnej broni zdolnej do precyzyjnego atakowania odległych, ważnych celów. Tę lukę trzeba było czymś wypełnić, i to szybko.
Rozwiązaniem, które mogło zapewnić pożądane rezultaty w możliwie najkrótszym czasie, okazało się odkurzenie i modyfikacja odłożonego na półkę, zapoczątkowanego niemal dekadę wcześniej programu nowego systemu rakietowego o kryptonimie Iskander. Za projekt odpowiadało biuro konstrukcyjne KBM z Kołomny koło Moskwy, które miało duże doświadczenie z tego rodzaju bronią - to właśnie z ich desek kreślarskich zeszły systemy, które Iskander miał zastąpić: Toczka i Oka. Prace ruszyły i już na początku lat 90. odbyły się pierwsze testowe odpalenia nowych rakiet.
Tu małe wyjaśnienie dotyczące nazewnictwa. Określeniem 9K720 Iskander nazywany jest cały system (lub też, jak najczęściej określają to Rosjanie, kompleks) broni, składający się z wyrzutni, wozów dowodzenia i zabezpieczenia oraz pocisków.
Pod wieloma względami była to broń nietypowa. Chociaż kompleks Iskander miał mieć możliwość wykonywania uderzeń za pomocą pocisków z różnymi głowicami - od kasetowych, przez przeznaczone do niszczenia umocnień, aż do jądrowych - inaczej niż w innych systemach rakiety nie miały mieć wymiennych głowic. Zamiast tego każdy pododdział miał dysponować zapasem pocisków o różnym przeznaczeniu, dobieranych w miarę potrzeb do konkretnego zadania. Taka koncepcja pozwoliła uprościć konstrukcję rakiety, obniżyć koszty jej produkcji oraz umożliwiła szybsze zmiany środków ogniowych.
Kolejną zmianą, która została wprowadzona dość późno, bo już po pierwszych, testowych odpaleniach, było wprowadzenie pełnej modułowości kompleksu. Z opracowanych w ramach Iskandera samobieżnych wyrzutni miały być odpalane różne pociski rakietowe, zarówno balistyczne, jak i manewrujące (skrzydlate).
Odpalone z zaskoczenia, trudne do wykrycia, niemożliwe do trafienia
Wymogi, jakim sprostać miała nowa broń rakietowa Armii Czerwonej, były wyśrubowane. Określając je, Rosjanie brali pod uwagę, że potencjalny przeciwnik, jakim były wojska NATO, będzie miał prawdopodobnie przewagę w powietrzu, a także duże możliwości zwiadu elektronicznego i rozwinięte systemy zwalczania rakiet balistycznych.
9K720 Iskander, którego zadaniem było precyzyjne rażenie szczególnie ważnych celów - mogły być to punkty dowodzenia, węzły logistyczne, lokalizacje groźnych systemów uzbrojenia - musiał być w stanie po pierwsze przetrwać, a po drugie przeprowadzić skuteczny atak. Oczekiwano więc możliwości szybkiego i skrytego przemieszczania się samobieżnych wyrzutni, krótkiego czasu przygotowania do strzelania, wysokiej niezawodności, a następnie, możliwości pokonania przez pocisk systemów obrony przeciwlotniczej i precyzyjnego trafienia w cel.
Odpowiedzią na pierwszą grupę wymagań było posadowienie wszystkich systemów kompleksu, a więc wozów dowodzenia, wozów transportowo-załadowczych oraz oczywiście samych wyrzutni na uniwersalnych, terenowych podwoziach dających im odpowiednią mobilność. Łatwo przemieszczające się w każdym terenie, starannie maskowane pojazdy zapewniają możliwość odpalenia pocisków w ciągu tylko piętnastu minut od otrzymania rozkazu, jeśli przyjdzie podczas marszu - jeżeli wyrzutnie będą przygotowane, rakiety mogą wystartować w zaledwie 4 minuty.
Teraz ciężar wykonania zadania spoczywa już na samych pociskach. Rakiety 9M723K1 kompleksu Iskander zostały zaprojektowane tak, żeby maksymalnie utrudnić ich wykrycie i zniszczenie: poruszają się z prędkością hipersoniczną, do której rozpędza je pracujący na odcinku pierwszych kilkunastu kilometrów silnik marszowy na paliwo stałe.
Po jego wypaleniu nie są jednak, jak wiele innych, bezwładnym pociskiem poruszającym się po trajektorii balistycznej. Ich tor lotu jest mocno spłaszczony, a jego najwyższy punkt nie przekracza 50 km nad ziemią, przez co cały czas znajdują się w obrębie atmosfery. Taka trajektoria opóźnia wykrycie nadlatujących pocisków przez radary dalekiego zasięgu, dając obrońcom mniej czasu na reakcję, oraz umożliwia wykorzystanie lotek, które wraz ze sterami gazodynamicznymi pozwalają 9M723K1 na wykonywanie nawet bardzo gwałtownych manewrów.
W trzy minuty do Warszawy
To prawdziwy problem dla systemów obrony przeciwrakietowej przeciwnika. Wystrzelona rakieta nie porusza się po przewidywalnej trajektorii, zmierzając do możliwego obliczenia celu - zamiast tego może zakręcać, albo nagle zmienić kierunek lotu nawet (według danych rosyjskich) o 90 stopni! Co więcej, w końcowej fazie ataku, właśnie wtedy, kiedy potencjalnie mogłyby ją zestrzelić systemy takie jak Patriot, pocisk systemu Iskander może wykonywać zaskakujące uniki z przeciążeniami sięgającymi 20-30 g. Biorąc pod uwagę, że nawet w przypadku przewidywalnych, poruszających się po stałej trajektorii pocisków skuteczność Patriotów jest daleka od stuprocentowej, może to praktycznie uniemożliwić przechwycenie i zniszczenie atakującego Iskandera.
Według informacji rosyjskich mediów, wiosną tego roku Rosja rozpoczęła wdrażanie nowej wersji pocisków balistycznych kompleksu Iskander - tym razem z technologią stealth. Zmodernizowane rakiety mają być pokryte powłoką pochłaniającą fale radarowe, czyniąc je znacznie trudniejszymi do wykrycia, a więc także skracając czas na reakcję i zmniejszając szansę na zniszczenie ich przez przeciwpociski.
W przypadku ataku za pomocą systemu Iskander rozmieszczonego w Obwodzie Kaliningradzkim na cel położony w okolicy Warszawy czasu i tak nie ma wiele: rosyjski pocisk doleciałby do celu w ciągu około trzech minut.
Uderzenie byłoby precyzyjne - naprowadzany za pomocą systemu nawigacji bezwładnościowej Iskander ma CEP (Circular Error Probable, prawdopodobny błąd kołowy) rzędu 20-30 m, co oznacza, że statystycznie co najmniej połowa wystrzelonych pocisków trafi nie dalej, niż 20-30 metrów od punktu celowania. Rosjanie opracowali jednak do rakiet 9M723 systemy samonaprowadzające wykorzystujące albo optyczne rozpoznawanie terenu, albo aktywne skanowanie radarowe, a prawdopodobne jest, że nowsze wersje używają też sygnału satelitów nawigacyjnych GLONASS - w tej sytuacji, jak szacują eksperci, pociski mogą trafiać z dokładnością CEP rzędu nawet 5 metrów, czyli z chirurgiczną precyzją.
To, co stanie się z trafionym przez pocisk systemu Iskander celem, zależy od głowicy bojowej. Według dostępnych informacji Związek Radziecki, a później Rosja opracowały rakiety wyposażone w głowice z burzącym materiałem wybuchowym (do niszczenia celów punktowych), kasetowe (do atakowania celów powierzchniowych), których strefa rażenia obejmuje aż 15 km2, oraz penetrujące, do niszczenia schronów. Najgroźniejszą wersją są jednak pociski z tak zwanym ładunkiem specjalnym, czyli głowicą jądrową o mocy od 5 do 50 kT (od 5000 do 50 000 ton TNT). Dla porównania bomba "Little Boy" zrzucona na Hiroshimę w 1945 roku miała moc 16 kT.