Rosjanie pozostawili część floty na Krymie. Jest w opłakanym stanie
Rosjanie mieli wycofać okręty patrolowe z Morza Czarnego. Nie oznacza to jednak, że w rosyjskich bazach nie ma żadnych okrętów. Rzecznik Sił Morskich Sił Zbrojnych Ukrainy, kpt. Dmytro Pletenczuk potwierdził, że na tymczasowo okupowanym Krymie nadal znajdują się okręty Floty Czarnomorskiej Federacji Rosyjskiej, lecz są one w złym stanie technicznym. Jednym z nich jest Konstantin Olszański.
16.07.2024 | aktual.: 16.07.2024 19:49
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Niedawno w mediach pojawiła się informacja, jakoby Rosja wycofała okręty z Morza Czarnego. Podejrzewano, że Moskwa chce w ten sposób chronić okręty, które pozostają na wyposażeniu Floty Czarnomorskiej, odsuwając je z miejsc potencjalnych ataków.
Jak zauważyła Karolina Modzelewska, dziennikarka Wirtualnej Polski, rosyjska Flota Czarnomorska ostatnio nie ma szczęśliwego okresu, zmaga się zarówno z ukraińskimi atakami, jak i z wewnętrznymi problemami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rosyjskie niedobitki na Krymie
Ukraińska agencja Unian podaje, że na tymczasowo okupowanym Krymie nadal znajdują się okręty rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. Jak przekazał Rzecznik Sił Morskich Sił Zbrojnych Ukrainy, kpt. Dmytro Pletenczuk, wśród nich statki zaopatrzeniowe, uszkodzone okręty desantowe oraz ukraiński okręt desantowy "Konstantin Olszański", który okupanci przejęli w 2014 r., a teraz próbują go naprawić.
- Na Krymie nadal znajdują się okręty wsparcia, że tak powiem, floty pomocniczej. Są to jednostki, które w zasadzie są częścią floty, ale należą również do wojska. Nie są jednostkami cywilnymi, ale nie mają potężnej broni. Mogą wykonywać różne zadania. Na przykład holowanie, pomoc na morzu, poszukiwanie i ratownictwo. Innymi słowy, mają wiele zadań, bez których marynarka wojenna nie może się obejść - powiedział Pletenczuk. Ponadto, według rzecznika, na Krymie pozostają duże okręty desantowe.
- Wciąż jest ich tam pięć, ale jest z nimi jedna rzecz nie tak - oni (Rosjanie) nie mogą ich naprawić. Nawiasem mówiąc, jeden z tych okrętów to ukraiński Konstantin Olszanski, który zdecydowano się odbudować zamiast zniszczonego Mińska - powiedział Pletenczuk. Wyjaśnił, że Olszański i Mińsk to ten sam projekt (775), a ukraiński okręt, który okupanci plądrowali przez 9 lat, postanowili odrestaurować zamiast własnego okrętu.
Okręt Konstantin Olszański
Konstantin Olszański to duży okręt desantowy projektu 775/I, który został zbudowany w 1985 r. w Stoczni Północnej w Gdańsku. Początkowo służył on we Flocie Czarnomorskiej marynarki wojennej ZSRR, a następnie Rosji pod oznaczeniem BDK-56 i nazwą Konstantin Olszański, następnie został przekazany Ukrainie. W 2014 r. okręt przejęli Rosjanie.
Długość całkowita wynosi 112,5 m, szerokość wynosi 15 m, a zanurzenie maksymalne 3,7 m. Wyporność standardowa to 2900 t, natomiast pełna to 4400 t. Konstruktorzy wykorzystali 2 silniki wysokoprężne o mocy 19 200 KM, które pozwalają osiągnąć prędkość do 17,5 w (maksymalny zasięg szacuje się na 600 Mm przy prędkości 12 w).
Projekt 775/II przewidywał wyposażenie okrętów w artylerię, która składała się z czterech uniwersalnych armat o kalibrze 57 mm. Były one rozmieszczone w dwóch wieżach, z dwoma działami w każdej, oznaczonych jako AK-725. Te wieże były strategicznie umieszczone - jedna na przodzie, a druga na tyle okrętu, po obu stronach nadbudówki. Kontrolę nad nimi sprawował radar artyleryjski Bars, który umożliwiał precyzyjne kierowanie ogniem. Okręty te miały na pokładzie zapas 2200 nabojów kal. 57 mm do tych armat.
Oprócz tego, okręty projektu 775/II były wyposażone w systemy samoobrony. W skład tych systemów wchodziły dwie poczwórne wyrzutnie pocisków przeciwlotniczych o bardzo bliskim zasięgu, oznaczone jako Strieła-3. Te pociski były samonaprowadzające się na podczerwień, co zwiększało ich skuteczność. Na pokładzie okrętu znajdywały się 32 takie pociski.
Konstantin Olszański był jednym z okrętów późnej budowy, co oznaczało, że został on wyposażony w dodatkowe uzbrojenie. W tym przypadku były to dwie dwudziestoprowadnicowe wyrzutnie niekierowanych pocisków rakietowych o kalibrze 122 mm, oznaczone jako Grad-M. Każda z tych wyrzutni mogła pomieścić 160 pocisków, co dawało łączny zapas 320 pocisków. Wyrzutnie były przeznaczone do wsparcia desantu.
Paweł Maziarz, dziennikarz Wirtualnej Polski