Polacy masowo umierają. Książka o smogu pokazuje, dlaczego tak się dzieje

Już za chwilę zacznie się okres, w którym "nie będzie dało się oddychać". Normy znowu zostaną przekroczone, a polskie miasta znajdą się na niechlubnych listach - z najgorszym powietrzem na świecie. Polska książka o smogu dostarcza wiele szokujących danych, które tłumaczą to zjawisko.

Polacy masowo umierają. Książka o smogu pokazuje, dlaczego tak się dzieje
Źródło zdjęć: © iStock.com | mychadre77
Adam Bednarek

20.10.2019 | aktual.: 20.10.2019 18:00

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Dane przerażają. Z najnowszego raportu Europejskiej Agencji Środowiska wynika, że w 2016 roku z powodu smogu zmarło przedwcześnie prawie 50 tys. Polaków. To trzeci wynik w Europie. Dodajmy do tego analizy NFZ, z których wynika, że w roku 2017 zmarło więcej Polaków niż przed laty, na co wpływ miało zanieczyszczone powietrze. Oddychamy i umieramy. Jak do tego doszło?

Książka "Smog. Diesle, kopciuchy, kominy" odpowiada na to niełatwe pytanie. Niełatwe, bo choć dyskusje zwykle są czarno-białe ("to wszystko przez palenie śmieciami!" - twierdzą jedni, a drudzy z kolei obwiniają kopcące samochody) to smog w Polsce jest sprawą dużo bardziej skomplikowaną.

"Smog. Diesle, kopciuchy, kominy" to kolejny kamyczek do ogródka Polski po 1989 roku, która nie poradziła sobie z ważnymi dla społeczeństwa kwestiami. Nasze polskie szkodliwe powietrze to wspólny efekt biedy, ignorancji, a także chęci szybkiego zysku, źle pojmowanej oszczędności i nieodpowiedzialnej polityków.

Momentów, po których można się zdenerwować, jest wiele. Do nich należy opis firm, które zarabiały na sprzedaży podkładów kolejowych, nasączonych rakotwórczym olejem kreozotowym. To dzięki niemu przez 50 lat tory nietknięte były wilgocią czy grzybami.

Kiedy PKP zdecydowało się na modernizację, zbierane lub kupowane podkłady dla wielu stały się idealnym materiałem do palenia w piecach. Prościej było je sprzedać i zarobić, niż zutylizować - co przez lata było nawet wręcz niemożliwe do zrealizowania. Ot, typowa polska specjalność: wystarczy brak odpowiednich przepisów i jakiejkolwiek kontroli, by ktoś znalazł sposób na to, jak zarabiać na szkodliwym procederze.

Cwaniactwo idące w parze z biedą musiało doprowadzić do takiej sytuacji. Tyle że Polska zatruwana była i jest nie tylko dlatego, że ludzi nie stać na dobrej jakości węgiel albo by móc podłączyć się do instalacji gazowych. To właśnie uzmysławia "Smog. Diesle, kopciuchy, kominy" - przyczyn tragicznej sytuacji jest więcej.

Klasa średnia też truje

Dla wielu zaskakujący i uderzający może być fragment o Polakach z klasy średniej, którzy także swoje dołożyli do śmierdzącego powietrza. "Za smog odpowiada ta część społeczeństwa, którą stać na luksus kominka" - pisze Chełmiński.

Dym z kominka również zawiera mnóstwo szkodliwych substancji. W książce czytamy, że wiele miast i województw nie zdecydowało się dopisać zakazu korzystania z kominków, bo politycy nie chcieli podpaść klasie średniej.

Kominek w jednorodzinnym domu to przecież symbol luksusu, spełnienia marzeń, prestiżu. W konsekwencji nawet zamożne dzielnice dużych miast smrodziły i truły rodaków. Zaskakujący obraz polskiego smogu, za który odpowiada nie tylko paląca śmieciami bieda, ale też ci z bogatych rodzin, którzy chcieli ogrzać się w cieple swojego domowego, bogatego ogniska.

Inną wartością książki "Smog. Diesle, kopciuchy, kominy" jest obalenie popularnych mitów. Bardzo często słyszymy, że smog to wymysł "ekoterrorystów" lub nagonka wrogów polskiego przemysłu węglowego. Kiedyś nikt o takich szaleństwach jak śmierdzące powietrze nie słyszał.

Walka ze smogiem trwa od dawna

Tymczasem, jak przypomina Chełmiński, w Gdańsku już w 1989 roku powstały fundacje zajmujące się pomiarem jakości powietrza. I już wówczas był to olbrzymi problem. Jak opowiada jedna z zaangażowanych osób, słynnym gdańskim lwom "ciekły nosy", bo rozpuszczały je kwaśne deszcze. W latach 80. i 90. w Krakowie działały też ruchy zajmujące się walką o czyste powietrze. Choć wówczas największym wrogiem był przemysł, bo to on truł najmocniej.

Możemy zżymać się na cwaniaków handlujących złej jakości węglem czy drogowych oszustów, którzy wycinają filtry z samochodów, bo szkoda im tysiąc zł rocznie na jego czyszczenie. Tyle że problem smogu w Polsce to przede wszystkim lata systemowych zaniedbań.

Jeden z bohaterów książki słusznie zauważa, że nikt nie nauczył ludzi właściwego palenia w piecach, ani nawet nie przedstawił alternatywy. Inny szokujący moment w książce to ten, kiedy matka dziecka chodzącego do warszawskiego przedszkola poskarżyła się urzędnikom, że obok stoi kopcący komin. Dym w zależności od wiatru leciał albo w stronę podstawówki, albo właśnie przedszkola. Co usłyszała? "A gdzie pani w Warszawie widzi kominy?".

Chełmiński przypomina, jak władze Warszawy wyjaśniały, że "w ramach gospodarki niskoemisyjnej" wydają 16 mld zł na walkę ze smogiem. W jej ramach budowano… boiska szkolne. Na wymianę najbardziej kopcących pieców, jak czytamy w książce, nie wydano wówczas ani złotówki, o czym mówił jeden ze smogowych aktywistów.

Będzie lepsze powietrze?

Lektura książki o smogu z jednej strony jest przygnębiająca. Z drugiej pokazuje, że sprzeciw ma sens. Nie licząc przykładów z przełomu lat 80. i 90., walka ze smogiem możliwa była dzięki rozwojowi technologii. Niemal wszystkie społeczne inicjatywy zaczęły się od wpisów zdenerwowanych mieszkańców. To na Facebooku skrzykiwali się ci, którzy mieli dość oddychania trującym powietrzem. Potem doszły do tego aplikacje mierzące jakość powietrza.

Tylko że technologii nie możemy przeceniać, czego książka "Smog. Diesle, kopciuchy, kominy" jest przykładem. Autor opisuje nowoczesny, super ekologiczny biurowiec stojący w Katowicach. Jego możliwości są imponujące, ale co z tego, skoro obok stoi kopcąca kamienica. Gdyby nie ona, filtr w wentylacji biurowca wymieniano by raz w roku. W sezonie zimowym trzeba robić to raz w miesiącu.

"Walki ze smogiem nie da się wygrać w pojedynkę. Nawet mając duże pieniądze i najnowocześniejsze zdobycze techniki" - podsumowuje autor.

Może nam się wydawać, że o smogu w Polsce wiemy już wszystko. Jednak zebrane fakty i zestawione obok siebie pokazują skalę problemu. Z jednej strony książka "Smog. Diesle, kopciuchy, kominy" zwyczajnie wkurza, uzmysławiając, do jak dużych zaniedbań doszło. I jak wiele czynników się na to złożyło.

Z drugiej strony Chełmiński daje nadzieję - nie jesteśmy skazani na fatalne powietrze. Przedstawia bohaterów, którzy walcząc z urzędnikami-ignorantami sprawili, że dziś smog jest tematem, o którym często i głośno się dyskutuje. Udowadnia, że odpowiednimi przepisami, budżetem oraz zaangażowaniem można poprawić jakość powietrza - czego zaskakującym przykładem jest Kraków. Może gdy więcej osób sięgnie po książkę "Smog. Diesle, kopciuchy, kominy" życie tysięcy Polaków uda się uratować.

Komentarze (251)