HIMARS nowym Bayraktarem. Z pociskami ATACMS może zmieść Rosjan
Wprowadzenie HIMARS-ów do walki w Ukrainie zbiegło się nie tylko z zatrzymaniem rosyjskiej ofensywy i ograniczeniem ukraińskich strat, ale również z coraz trudniejszą sytuacją sił agresora w rejonie Chersonia. Być może to dopiero początek problemów Rosjan, bo HIMARS-y pokazały tylko część swoich możliwości. Wraz z dostawami pocisków ATACMS, ukraińskie wyrzutnie staną się groźniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Dlaczego?
28.07.2022 | aktual.: 28.07.2022 11:56
Cel zamiast obszaru. Tak w ogromnym skrócie można podsumować różnicę pomiędzy sposobami, w jakie NATO i Rosja wykorzystują swoją artylerię rakietową. Wraz z dostawami HIMARS-ów i kierowanych pocisków GMLRS, Ukraina zaczęła walczyć na natowską modłę – nowe wyrzutnie strzelają rzadziej, mniejszą liczbą pocisków, ale za to daleko (nawet na 80-85 km) i celnie, bo odchylenie od punktu celowania nie przekracza zazwyczaj kilku metrów.
Na efekty nie trzeba było długo czekać – kluczowe dla sytuacji na froncie stały się nie bezpośrednie starcia walczących żołnierzy, ale skuteczne porażenie rosyjskiej logistyki. Częstym obrazem ostatnich tygodni są płonące magazyny, eksplodujące zapasy amunicji i ataki rakietowe, których rosyjska obrona przeciwlotnicza – mimo starań – nie jest w stanie powstrzymać.
Same HIMARS-y nie oznaczają dla Ukrainy nowych możliwości, bo ten sam efekt można uzyskać, prowadząc ogień kilkunastoma wyrzutniami pocisków niekierowanych. Kluczowy jest jednak fakt, że zamiast kilkunastu wyrzutni, można użyć tylko jednej – łatwiejszej do ukrycia, mniej absorbującej ze względu na obsługę i pochłaniającej mniej różnego rodzaju zasobów, jak choćby paliwo. I niezwykle celnej, dzięki czemu można atakować bez obaw o straty wśród cywilów. A to nie koniec zalet tej broni.
Moduły zamiast rurowych wyrzutni
Dotychczasowe sukcesy HIMARS-ów uzyskano, stosując pociski GMLRS. Amerykański system ma jednak znacznie większe możliwości. Co stanowi o przewadze HIMARS-a, czy szerzej – nowoczesnej artylerii rakietowej – nad artylerią rakietową w jej starszym wydaniu? Kluczową przewagą wcale nie są tu same pociski czy fakt, że przewozi je szybka i stosunkowo lekka ciężarówka.
Atutem nowoczesnych typów artylerii rakietowej, którego nie sposób przecenić, są moduły ogniowe: standaryzowane pojemniki z prowadnicami, gdzie umieszcza się pociski rakietowe. Gdy spojrzymy na starsze wyrzutnie, jak rosyjski BM-30 Smiercz, ujrzymy pojazd, na którym znajduje się 12 rurowych prowadnic. Po wystrzeleniu pocisków każdą z nich należy osobno załadować.
W przypadku wyrzutni MLRS 12 pocisków załadowanych jest do dwóch modułów ogniowych – po oddaniu pełnej salwy wystarczy wymienić puste moduły na pełne i wyrzutnia jest ponownie gotowa do walki. HIMARS ma tylko jeden moduł ogniowy, ale zasada jest ta sama – z reguły przeładowuje się cały zasobnik z pociskami, a nie poszczególne pociski.
To rozwiązanie ma jeszcze jedną zaletę – użycie standaryzowanych modułów oznacza możliwość stosowania pocisków o różnym kalibrze i możliwościach. Zamiast modułu mieszczącego sześć GMLRS-ów o średnicy 227 mm każdy, można załadować zasobnik z jednym pociskiem ATACMS.
ATACMS – pocisk balistyczny do HIMARS-ów
MGM-140 ATACMS to pocisk kalibru 610 mm – pokaźna rakieta o długości czterech metrów i masie przekraczającej półtorej tony. Podobnie jak GMLRS, jest to pocisk kierowany, który może uderzać z bardzo dużą precyzją. Od GMLRS-a różni go jednak zasięg dochodzący do 300 km i znacznie większa masa głowicy bojowej.
ATACMS to pocisk balistyczny, który pod względem możliwości można zgrubnie umieścić gdzieś pomiędzy starymi rosyjskimi systemami Toczka i nowszym Iskanderem. W przeciwieństwie do nich nie wymaga jednak wyspecjalizowanych, potężnych wyrzutni wraz z całym zapleczem – zamiast nich wystarczy odpowiedni moduł, załadowany do lekkiego HIMARS-a.
O dostawy tej właśnie broni apeluje – m.in. ustami ministra obrony Ołeksija Reznikowa – Ukraina. O spełnienie tej prośby toczy się w Stanach Zjednoczonych polityczna batalia. ATACMS dałby Ukrainie zupełnie nowe możliwości – w zasięgu znalazłyby się zarówno okupowane przez Rosję terytoria, jak również znaczna część macierzystego obszaru Rosji.
O tym, jak bardzo Rosjanie obawiają się tej broni, dobitnie świadczy fakt, że wystarczyły plotki o możliwości przekazania Ukrainie ATACMS-ów, aby Rosja ewakuowała bazę w Sewastopolu – większość Floty Czarnomorskiej została w lipcu przebazowana z Krymu do Noworosyjska.
Mordercze tempo
Współczesna walka artylerii stała się zabawą w kotka i myszkę. Zakorzeniony przez filmy wojenne obraz szeregów armat, które ze swoich stanowisk prowadzą długi ostrzał, nie ma dziś wiele wspólnego z rzeczywistością, podobnie jak długotrwałe ostrzeliwanie przeciwnika rakietami. Gdy po obu stronach walczą w miarę nowoczesne, mobilne systemy, artyleria – zarówno lufowa, jak i rakietowa – musi być w ruchu.
Czas na wykonanie zadania ogniowego bywa liczony w zaledwie w dziesiątkach sekund. Bardzo często od zatrzymania pojazdu, poprzez wypracowanie danych potrzebnych do prowadzenia ognia, do wystrzelenia pocisków mija minuta-dwie. Chwilę później – gdy wystrzelone pociski wciąż jeszcze są w powietrzu, lecąc do celu – haubica czy wyrzutnia jest już w ruchu i zmienia swoją pozycję.
Wszystko po to, aby uniknąć ognia kontrbateryjnego, prowadzonego m.in. w oparciu o dane uzyskane z radarów artyleryjskich. Te namierzają lecące pociski i na podstawie ich trajektorii są w stanie wskazać miejsce, z którego zostały wystrzelone, przekazując własnej artylerii dane o groźnym celu.
ATACMS, czyli Rosja w zasięgu ognia
Właśnie dlatego tak ważny stał się zasięg ognia, czyli parametr, którym zachodnia artyleria góruje nad rosyjską. Wprowadzenie do walki HIMARS-ów z pociskami GMLRS wymusiło na Rosji rozproszenie i ewakuację magazynów w strefie przyfrontowej, co radykalnie zmniejszyło rosyjskie możliwości prowadzenia walki.
Zobacz także
Gdy obok GMLRS-ów Ukraina otrzyma także pociski ATACMS, żaden obiekt na okupowanym terytorium nie będzie bezpieczny. W zasięgu znajdzie się nie tylko Krym i Most Krymski, ale całe Morze Azowskie, pół Białorusi z Mińskiem i znaczny obszar Rosji, ze Smoleńskiem, Briańskiem, Kurskiem czy Woroneżem. Bezpiecznie nie byłoby nawet na przedmieściach nie tak przecież odległej od Moskwy Tuły.
Nic dziwnego, że Biały Dom obawia się eskalacji i udostępnienia Ukrainie potężnej broni, której użycie mogłoby skłonić Rosję do niesymetrycznej odpowiedzi, prowadzącej do III wojny światowej. Z drugiej strony nie brakuje głosów – jak choćby szefa komisji ds. sił zbrojnych Izby Reprezentantów Adama Smitha – aby dać Ukrainie broń i przeważyć w końcu szalę trwającego konfliktu.
Dostawy ATACMS-ów są decyzją o fundamentalnym znaczeniu: mogą zmienić oblicze ukraińskiej wojny, ale oznaczają też ryzyko, że jej dalszy przebieg zostanie wyrwany spod jakiejkolwiek kontroli. Na to Waszyngton nie może sobie pozwolić.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski