Chińskie dźwigi portowe – niepozorne narzędzie w rękach chińskiego wywiadu
Amerykańska straż wybrzeża opublikowała dyrektywę, która wymusi na portach użytkujących chińskie urządzenia portowe zwiększenie środków ostrożności w zakresie cyberbezpieczeństwa. Decyzja jest pokłosiem ubiegłorocznego skandalu, który wybuchł wokół chińskich dźwigów STS (ship-to-shore). Chińska spółka celowo wprowadzała luki w zabezpieczeniach oprogramowania, przez co istniało ryzyko przejęcia zdalnej kontroli nad urządzeniami i zbierania informacji dla chińskiego wywiadu. W tle pojawia się też osobny wątek chińskich wpływów w europejskich portach.
W 2023 roku pojawiły się doniesienia mówiące, że FBI odkryło urządzenia do zbierania danych na dźwigach w porcie morskim Baltimore. Dźwigi STS zostały wyprodukowane przez chińską spółkę Shanghai Zhenhua Heavy Industries Company Limited (ZPMC). W toku dalszego dochodzenia okazało się, że firma ma powiązania z chińskim wywiadem, zaś nieautoryzowany montaż modemów mógł wspomóc w uzyskaniu zdalnego dostępu do urządzeń w amerykańskich portach.
W kolejnych miesiącach przeprowadzono rozległe kontrole w amerykańskich portach wykorzystujących chińskie dźwigi i suwnice. Sprawdzono ponad 200 urządzeń. Izba Reprezentantów stwierdziła, że luki w oprogramowaniu i modemy mogą posłużyć zarówno do szpiegowania na rzecz Chińskiej Republiki Ludowej, jak i do paraliżu amerykańskich portów poprzez zdalne przejęcie kontroli.
Modemy nie były zainstalowane na wszystkich przebadanych dźwigach, a poza tym nie ma stuprocentowej pewności, czy aby na pewno mogą być użyte zgodnie z obawami Amerykanów. Ale aż 80% wszystkich dźwigów portowych używanych przez Amerykanów powstało w Chinach. Zresztą Chińczycy mają światowy monopol na produkcję tego typu urządzeń. Administracja prezydenta Joe Bidena wolała więc dmuchać na zimne i przyznała USCG dodatkowe uprawnienia z zakresu kontroli i analizy zagrożeń cybernetycznych w portach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nowe obowiązki dla zarządów portów
Efektem było opublikowanie w lutym ubiegłego roku dyrektywy MARSEC. Nakłada ona na zarządy portów obowiązek wdrożenia nowych standardów bezpieczeństwa dla sieci i systemów portowych. Z kolei w ubiegłym roku opublikowano kolejną aktualizację do dyrektywy, na której mocy porty użytkujące chińskie dźwigi muszą zaktualizować zarządzanie ryzykiem. Nie ujawniono jednak, co dokładnie zostało zmienione.
Dokument zastrzega, że zarządcy i operatorzy muszą skontaktować się bezpośrednio ze strażą wybrzeża lub kapitanatem portu, ponieważ zawarte w nim informacje są wrażliwe dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych i nie mogą zostać udostępnione ogółowi. Dalej stwierdzono, iż dodatkowe środki ostrożności są konieczne, aby zapobiec "incydentowi w krajowym systemie transportowym" z powodu powszechności urządzeń portowych produkowanych w Chinach.
W aktualizacji podkreślono też, że zbieranie informacji wywiadowczych i zakłócanie funkcjonowania infrastruktury krytycznej USA leży w interesie Chińskiej Republiki Ludowej, a dokonywane ma być poprzez luki w zabezpieczeniach i nadprogramowych modułach. Według informacji podawanych przez CBNC, część zarządów portów wcześniej zaimplementowała w chińskich urządzeniach inne oprogramowanie sterujące, produkowane przez europejskie firmy. Mowa między innymi o szwajcarskiej ABB, niemieckich Siemensie i Liebherze, fińskiej Konecranes oraz dwóch japońskich TMEIC i Nidec.
Oczywiście amerykańskie decyzje ponownie zaogniają napięte stosunki dyplomatyczne na linii Waszyngton–Pekin. Już po opublikowaniu w lutym pierwszej dyrektywy, chińskie ministerstwo spraw zagranicznych stwierdziło, że zarzuty Amerykanów są paranoją. Z kolei ZPMC, produkująca większość urządzeń portowych na światowym rynku, stwierdziła, że jej produkty nie stanowią zagrożenia dla bezpieczeństwa w cyberprzestrzeni.
Pekin w przeszłości wielokrotnie angażował się w różnego rodzaju działania szpiegowskie i operacje wpływu, również w Europie. Pamiętajmy też, że to chiński statek przerwał w 2023 roku gazociąg Balticconnector, a kolejny podejrzewany jest o uszkodzenie dw óch kabli telekomunikacyjnych na Bałtyku. Od zeszłego poniedziałku statek ten – Yi Peng 3 – przetrzymywany jest przez duńską marynarkę wojenną w cieśninie Kattegat.
Dodajmy też, że pod koniec października do gdańskiego terminalu kontenerowego Baltic Hub przybyła dostawa czterech nowych suwnic STS o wysięgu 73 metrów i udźwigu 65 ton. Urządzenia trafią do terminala T3 i mają za zadanie zwiększyć jego przepustowość. Zwróciliśmy się do Baltic Hubu z prośbą o komentarz w tej sprawie, ale nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Jak legalnie utrudniać logistykę NATO
Przy okazji warto poruszyć również wątek chińskiego nabrzeża w gdyńskim porcie. Jedno z nabrzeży dzierżawione jest od 2007 roku przez spółkę Hutchison Port Holdings z siedzibą w Hongkongu. Firma ta do 2089 roku firma ma do dyspozycji plac o powierzchni 20 hektarów i 600-metrowy fragment nabrzeża. W przypadku obsługi cywilnego ruchu towarowego nie ma żadnych problemów, a firma co roku uczciwie płaci śmiesznie niską kwotę 294 tysięcy złotych z tytułu dzierżawy. Problem pojawia się w przypadku transportu uzbrojenia i innego sprzętu wojskowego.
W sierpniu 2023 roku dzierżawca zablokował wyładunek amerykańskiego sprzętu w gdyńskim porcie, ponieważ dziób statku wystawał na pięćdziesiąt metrów w głąb chińskiego nabrzeża. Co gorsza, terminal znajduje się prawie naprzeciwko PGZ Stoczni Wojennej, w której powstają fregaty rakietowe "Miecznik", i Portu Wojennego, a dokładnie basenu IX. W basenie znajdują się pirsy remontowe i miejsce postoju dla większych okrętów – fregat typu Oliver Hazard Perry (i w przyszłości dla nowych fregat), które są za duże, aby wejść do wewnętrznych basenów PW Gdynia. Wówczas próbowano porozumieć się z Hutchisonem w sprawie rozładunku, jednak firma uparła się na swoim i do rozładunku ostatecznie nie doszło.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Natowski sprzęt wojskowy w polskim porcie Gdynia
Obecnie Amerykanie tymczasowo korzystają z pobliskiego doku do rozładunku swojego sprzętu wojskowego, sprzętu Sojuszu Północnoatlantyckiego, a także tego przeznaczonego dla Ukrainy. Rozwiązaniem problemu miało być wpisanie chińskiego terminalu na listę infrastruktury krytycznej we wrześniu ubiegłego roku. Są to nieoficjalne informacje – lista takich obiektów jest niejawna. Na ile byłoby to skuteczne rozwiązanie? Czas pokaże. Dodajmy też, że w marcu zablokowano dzierżawę gdyńskiego terminalu zbożowego przez chińskie konsorcjum.
Gdynia nie jest jedynym europejskim portem "legalnie okupywanym" przez Pekin. Chiny są akcjonariuszami w wielu portach w Europie – Belgii, Francji, Grecji, Włoszech, Malcie, Holandii, Hiszpanii i Szwecji. Zwłaszcza Grecy mają duży problem z chińskim zarządem. Ostatnio chińskie firmy wykupiły prawie jedną czwartą udziałów w porcie morskim w Hamburgu. Kanclerz Olaf Scholz zezwolił w 2023 roku na sprzedaż 24,99% udziałów hamburskiego terminalu kontenerowego chińskiemu przedsiębiorstwu China Ocean Shipping Company (COSCO). A to wszystko przy krytycznych opiniach ekspertów do spraw bezpieczeństwa na temat skutków transakcji.
Notabene COSCO jest jednym z największych chińskich inwestorów w europejskich portach. Eksperci podnoszą głosy, że w przypadku ewentualnego konfliktu, lub nawet standardowego wyładunku uzbrojenia na ćwiczenia, sytuacja taka jak ta w gdyńskim porcie może stać się codziennością.
Autor: Szymon Rutkowski