Turbiny na Bałtyku mogą opóźnić wykrycie rakiet. Szwecja wstrzymuje budowę
Szwecja zdecydowała się na zablokowanie budowy na Bałtyku 1,8 tys. nowych turbin, które mogłyby podwoić produkcję energii. Ze względu na swoją lokalizację mogłyby opóźnić reakcję na rosyjski atak.
06.11.2024 | aktual.: 06.11.2024 19:33
13 z 14 wniosków złożonych przez inwestorów zostało odrzuconych z powodu ich negatywnego wpływu na bezpieczeństwo kraju. Plany zakładały budowę 1,8 tys. turbin zlokalizowanych na farmach rozciągających się od Wysp Alandzkich na północy do cieśniny Sund na południu.
Wielkie inwestycje energetyczne miały osiągnąć łączną moc 30 GW, czyli więcej niż wynosi aktualne zapotrzebowanie Szwecji. Choć nowe turbiny mogłyby zabezpieczyć szwedzkie potrzeby energetyczne, władze pozwoliły na budowę tylko jednej farmy u zachodnich wybrzeży kraju w cieśninie Skagerrak.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zgodę wyrażono dla farmy Posejdon, która ma generować – jak podaje agencja Reutera – aż około 5,5 TWh energii elektrycznej rocznie.
Zobacz także: Rozpoznasz te myśliwce i bombowce?
Dlaczego Szwedzi zrezygnowali z większości tak obiecujących inwestycji? Odpowiedzią jest bezpieczeństwo kraju. Większość z planowanych turbin miała zostać wzniesiona na morzu pomiędzy Szwecją i obwodem królewieckim, uznawanym za źródło zagrożenia.
Turbiny wiatrowe jako zagrożenie dla bezpieczeństwa
Dlaczego farmy wiatrowe mają stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa? Jest to wynik ich wpływu na skuteczność działania radarów, co może utrudnić lub opóźnić wykrycie lecącego obiektu. Szczegółowo wyjaśnia to Paweł Szpakowski z Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej.
W praktyce – zdaniem Szwedów – oznacza to skrócenie okienka czasowego pozwalającego na reakcję szwedzkich systemów obronnych z dwóch do zaledwie jednej minuty. Jak wynika z dołączonych grafik, niekorzystny wpływ turbin miałby dotyczyć zarówno rosyjskich pocisków manewrujących, jak i balistycznych.
Rosyjska broń w obwodzie królewieckim
W obwodzie królewieckim Rosja ma do dyspozycji oba rodzaje broni. Jak wskazuje analiza Instytutu Europy Środkowej, choć po ataku na Ukrainę Rosją poważnie osłabiła stacjonujące w obwodzie siły lądowe, jako element odstraszania zachowała systemy rakietowe.
Należą do nich stacjonujące na lądzie pociski Iskander-M o zasięgu co najmniej 500 km, zdolne do przenoszenia głowic nuklearnych (wg. IEŚ to 12 systemów i 24 pociski).
W obwodzie znajdują się także okręty wojenne z różnego typu pociskami manewrującymi. Obok starszych systemów przeciwokrętowych, jak P-270 Moskit-M, 3M24 Uran czy P-120 Malachit, część okrętów (korwety typu Karakurt i Bujan-M) ma na pokładach nowoczesne pociski Kalibr-NT o zasięgu nawet 2 tys. km.
Od sierpnia 2022 roku w obwodzie królewieckim stacjonują także trzy samoloty MiG-31, zdolne do przenoszenia hipersonicznych pocisków Ch-47M2 Kindżał.
Żadna z tych broni nie jest dla zachodnich systemów obrony powietrznej poważnym problemem – Kalibry, Kindżały czy Iskandery są w Ukrainie z powodzeniem niszczone. Aby było to możliwe, konieczne jest jednak ich wykrycie wystarczająco wcześnie, aby obrona powietrzna zdołała zareagować. Jak widać, skrócenie okienka czasowego o połowę zostało przez Szwedów uznane za niedopuszczalne ryzyko.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski