Z armatą na drony. Polska pracowała nad nowoczesnym systemem, ale prace przerwano
Przebieg wojny w Ukrainie zasygnalizował, a rosyjski nalot na Polskę potwierdził, że Polskie zdolności antydronowe są niewystarczające. Dotyczy to m.in. uzbrojenia, które pozwala tanio, ale skutecznie, zwalczać proste drony przeciwnika. Polska nie tylko od lat ma taką broń, ale rozwijała jej nowoczesny odpowiednik. Tyle że z niego zrezygnowano.
Wydarzenia z nocy 10 września zainicjowały publiczną dyskusję na temat polskich zdolności do zwalczania masowo produkowanych przez Rosję dronów. Polska obrona okazała się skuteczna: zagrożenie zostało wykryte odpowiednio wcześnie, łańcuch decyzyjny zadział prawidłowo, niebezpieczni intruzi zostali wyeliminowani, a sojusznicy spełnili swój obowiązek.
Choć wojsko nie komentuje, dlaczego zestrzelono tylko kilka z ponad 20 rosyjskich bezzałogowców, prawdopodobnie był to wynik podjętej decyzji, a nie braku możliwości. Taką hipotezę uwiarygadnia m.in. liczba przenoszonych przez F-16 i F-35 pocisków i ich skuteczność.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Doświadczanie wydarzeń muzycznych w XXI w. | Historie Jutra
Trzeba jednak pamiętać, że komfort zużywania drogich pocisków powietrze-powietrze na mało wartościowe cele dotyczy sytuacji, gdy Polska i NATO nie znajdują się w stanie wojny. W razie hipotetycznego konfliktu, gdy przeciwnik może dysponować dziesiątkami tysięcy bezzałogowców, konieczne jest stosowanie innych, bardziej ekonomicznych metod.
Obok zagłuszarek i innych systemów walki radioelektronicznej Polska potrzebuje systemów z "kinetycznymi efektorami". Czyli broni, która celnym trafieniem fizycznie zniszczy drona w powietrzu. Takie systemy Polska już ma, niektóre produkuje, część z nich służy w wojsku, a inne, już opracowane, mają być zamawiane. Skoro jest tak dobrze, dlaczego mówimy o problemie?
Wynika on z niewielkiej liczby używanej broni i – w konsekwencji – braku systemowych rozwiązań, pozwalających na jej masowe, skuteczne stosowanie.
Armata ZU-23-2
Sztandarowym przykładem jest – produkowana od lat 60. XX wieku także w Polsce – armata ZU-23-2, czyli podwójnie sprzężona, strzelająca 23-mm pociskiem. To broń wchodząca w skład wielu systemów jak Pilica czy Pilica+, unowocześniana i modernizowana w Polsce, a nawet eksportowana.
Co więcej, do niedawna Polska dysponowała także jej poczwórną, mobilną wersją - zestawem przeciwlotniczym ZSU-23-4 (ros. Szyłka), ale broń ta została prawdopodobnie przekazana Ukrainie.
W Polsce opracowano także i - według deklaracji wiceministra obrony Cezarego Tomczyka – niedawno zamówiono "potwora z Tarnowa", czyli opracowany w Zakładach Mechanicznych Tarnów wielolufowy karabin maszynowy, również dający nadzieję na skuteczną, choć punktową obronę.
PIT RADWAR i polski Skynex
Firma PIT RADWAR rozwija również i prezentuje na targach broni polski odpowiednik niemieckiego Skyneksa – system o większym kalibrze, strzelający programowalnymi pociskami 35 mm. Dzięki możliwości programowania momentu eksplozji pocisku, do niszczenia powietrznych celów wystarczą nawet pojedyncze naboje.
Obserwując walki w Ukrainie, świat wychwala stare, niemieckie Gepardy, czyli opracowane w czasie zimnej wojny "czołgi przeciwlotnicze", przeżywające w Ukrainie drugą młodość. Niemcy opracowali także ich następcę - nowoczesny system Skynex, który dzięki programowalnej amunicji znacząco skraca czas zniszczenia drona i liczbę potrzebnych do tego pocisków.
Polski łowca dronów
Warto przypomnieć, że także Polska pracowała nad podobnym systemem, a nawet zbudowała dwa egzemplarze i wprowadziła je do służby. Była to część większego programu budowy trzech broni – naramiennej wyrzutni MANPADS, która później przekształciła się w pocisk Grom i Piorun, rakietowego, samobieżnego systemu PZR Loara oraz również samobieżnego systemu artyleryjskiego – PZA Loara.
Loara, która mogła zostać wpleciona w większy system obronny, potrafiła działać również autonomicznie. Miała własne sensory, pozwalające na wykrywanie, śledzenie i niszczenie celów, a także gąsienicowe podwozie. Miało to pozwolić na towarzyszenie przemieszczającym się wojskom zmechanizowanym, jednak z czasem – na fali odprężenia po zimnej wojnie - uznano to za rozwiązanie zbyt kosztowne.
Powstały tylko dwa egzemplarze artyleryjskiej Loary – zbudowano je na przełomie wieków, a do służby trafił jeden. Przekazano go w 2004 roku do dywizjonu przeciwlotniczego 10. Brygady Kawalerii Pancernej, gdzie służył do 2010 r.