Węgierska pilotka śmigłowca Mi‑24 "zestrzeliła" myśliwiec F‑15. Dwa razy
Czy śmigłowiec Mi-24 ma jakiekolwiek szanse w starciu z nowoczesnym myśliwcem? Mogłoby się wydawać, że w takim zestawieniu jest jedynie skazanym na zestrzelenie celem. Przeprowadzone przez amerykańskich i węgierskich pilotów ćwiczenia dowiodły jednak, że odpowiednia taktyka i sprzyjające okoliczności potrafią zmienić ofiarę w groźnego łowcę.
10.01.2022 | aktual.: 24.02.2022 15:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Opisywana historia, przytaczana przez węgierski serwis Air Base, wydarzyła się podczas manewrów Load Diffuser 2008. Podczas ćwiczeń piloci F-15 ze 159. Skrzydła Gwardii Narodowej Luizjany mieli okazję szkolić się razem z pilotami samolotów i śmigłowców węgierskiego lotnictwa.
Jednym z zadań, jakie wymyślono dla ćwiczących, było starcie pary F-15 z parą śmigłowców Mi-24. Chodziło o to, aby piloci samolotów nauczyli się zwalczać śmigłowce, ukrywające się za przeszkodami terenowymi. Po stronie Węgrów do ćwiczeń wytypowano dwie załogi – jednym lecieli Péter Stumpf "Stumpfi" i Zsolt Szaniszló "Sunny Boy", a drugim Endre Maczák "Bendike" i Éva "Vivi" Horváth.
Przewaga techniczna
Samoloty miały do dyspozycji (działanie uzbrojenia symulowano) pociski średniego zasięgu AIM-120 AMRAAM, naprowadzane za pomocą celowników nahełmowych pociski krótkiego zasięgu AIM-9X Sidewinder i działka.
Węgierskie śmigłowce miały tylko sterowane wielkokalibrowe karabiny maszynowe – choć teoretycznie śmigłowiec Mi-24 może przenosić przeciwlotnicze pociski R-60 czy Igła, Węgry ich nie stosowały. Podział zadań wydawał się jasny: śmigłowce miały pełnić rolę ruchomego celu.
Ze względu na fakt, że były to ćwiczenia, załogi zarówno samolotów, jak i śmigłowców nie mogły przekraczać narzuconych limitów eksploatacyjnych, a tym samym w pełni wykorzystać manewrowości swoich maszyn.
F-15 kontra Mi-24
Przebieg ćwiczeń okazał się jednak odmienny od przewidywań. Gdy przeanalizowano zapis dwudniowych starć okazało się, że śmigłowce wyszły z niego bez szwanku. Z czterech F-15 trzy zostały "zestrzelone", z czego dwa zestrzelenia uzyskała porucznik Éva "Vivi" Horváth. Jak to możliwe?
Kluczem do sukcesu okazało się mistrzowskie wykorzystanie przez załogi śmigłowców rzeźby terenu. Choć stacja radiolokacyjna samolotów sprostała arcytrudnemu zadaniu i wykrywała, a następnie śledziła na tle ziemi znikające co chwilę cele, komputer sterujący uzbrojeniem nie był w stanie wypracować danych, pozwalających na wystrzelenie pocisków AMRAAM.
Gdy dystans się skracał, problem z namierzeniem nieustannie znikającego celu miały także głowice Sidewinderów (choć teoretycznie wersja X pozwala na atak bez wcześniejszego namierzenia celu), a celowniki nahełmowe nie poprawiały sytuacji – pokryte kamuflażem śmigłowce były na tle ziemi trudne do zauważenia.
Efekt był taki, że Amerykanie nie byli w stanie naprowadzić na śmigłowce swojego uzbrojenia. Jednocześnie samoloty przeleciały na tyle blisko swoich niedoszłych celów, że te uzyskiwały pewne trafienia ze swoich karabinów maszynowych. Można tylko spekulować, czy byłyby one w stanie faktycznie zestrzelić F-15, jednak uszkodzenie maszyn, eliminujące je z dalszej walki, było prawdopodobne.
Śmigłowce, które zestrzeliły F-15
Ćwiczenia dobitnie pokazały, że przewaga techniczna – nawet tak przytłaczająca, jak w opisywanym przypadku – nie przesądza wyniku starcia. Dobra znajomość możliwości własnych maszyn, umiejętne wykorzystanie warunków terenowych i cech sprzętu przeciwnika pozwoliły na dokonanie nieprawdopodobnego wyczynu.
Choć były to tylko ćwiczenia, na kadłubach dwóch węgierskich śmigłowców pojawiły się kontury "zestrzelonych" samolotów – symbole odniesionego w powietrzu zwycięstwa.