W USA wybierano nie tylko prezydenta, ale i przyszłość eksploracji kosmosu

Wtorkowe wybory w USA dla amerykanów stanowiły moment, w którym decydowali o swojej przyszłości na najbliższe pięć lat. Dla świata ten wybór zaważyć może o sytuacji geopolitycznej, ale także o przyszłości eksploracji kosmosu.

Elon Musk i Melania Trump w Madison Square Garden, 27 października 2024 r.
Elon Musk i Melania Trump w Madison Square Garden, 27 października 2024 r.
Źródło zdjęć: © GETTY | The Washington Post

06.11.2024 | aktual.: 06.11.2024 21:23

Na wynik wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych większość z nas patrzy przez pryzmat wiążących się z nimi zmian w polityce zagranicznej USA, zarówno pod względem współpracy gospodarczej, jak i militarnego zaangażowania. Jednakże konsekwencje decyzji, jaką podjęli wyborcy w USA, odczujemy także w dziedzinie, na którą spoglądamy wciąż z potencjalnie dalszej perspektywy, czyli w sektorze kosmicznym. Nawet rok opóźnienia w realizacji projektów może mieć bowiem poważne konsekwencje dla rywalizacji świata Zachodu i Wschodu.

Wybory, w których waży się najbliższa przyszłość eksploracji kosmosu

Donald Trump, który w 2025 r. zostanie 47. prezydentem USA, jest mocno wspierany przez ikonę eksploracji załogowej kosmosu - astronautę Buzza Aldrina, drugiego człowieka, który spacerował po Księżycu. Jednak najbardziej wybija się tutaj osoba Elona Muska, który wyłożył na wsparcie kampanii wyborczej 120 milionów dolarów. Tego drugiego kojarzymy z dwoma wielkimi biznesami - Tesla i SpaceX.

Pierwszy, związany z elektromobilnością, może wydawać się solą w oku Donalda Trumpa, otwarcie przyznającego, że nie ma nic złego w intensywnej eksploatacji paliw kopalnych, a także negującego kwestię ocieplenia klimatu. To jednak złudne wrażenie, bo Tesla jest amerykańskim przedsięwzięciem, które stanowić może, nie tylko w USA, przeciwwagę dla chińskiej branży elektrycznych samochodów.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Bardziej interesująca dla zwolenników eksploracji kosmosu jest jednak przyszłość amerykańskiego sektora kosmicznego, którego kondycja, a także wzloty i upadki niejednego projektu naukowego czy też komercyjnego, zawsze w dużym stopniu były powiązane z polityką urzędującej administracji. Podobnego zdania są eksperci w branży, w tym Maciej Myśliwiec ze Space Agency.

- Wynik wyborów w USA z pewnością będzie miał znaczący wpływ na rozwój sektora kosmicznego w nadchodzących latach, zarówno w samych Stanach Zjednoczonych, jak i globalnie. Zmiany na stanowisku prezydenta mogą przyspieszyć lub zmodyfikować priorytety amerykańskiej eksploracji kosmicznej. Administracja Trumpa już wcześniej wyraźnie zainwestowała w programy kosmiczne, stawiając na szybki rozwój z pomocą sektora prywatnego i zapewniając dużą elastyczność takim firmom jak SpaceX - powiedział Maciej Myśliwiec w rozmowie z WP Tech.

Czy polecimy na Księżyc i Marsa szybciej?

SpaceX, pomimo pewnych potknięć, kroczy od sukcesu do sukcesu. W październiku 2024 r. łączna liczba misji kosmicznych firmy przekroczyła 400, a tylko w tym roku ma być ich prawie 150. Przy silnym poparciu urzędującego prezydenta, SpaceX jak i cały sektor prywatny mogą zyskać jeszcze więcej. Maciej Myśliwiec zwraca uwagę, że "w przypadku reelekcji Trumpa możemy oczekiwać kontynuacji tego trendu, co potencjalnie przyspieszy misje załogowe na Księżyc i Marsa".

- SpaceX z Elonem Muskiem na czele już dzisiaj pozostaje jednym z najważniejszych partnerów NASA i Departamentu Obrony, a jego bliska współpraca z nowym rządem USA może mieć istotne znaczenie dla finansowania jego projektów. Jeśli nowa administracja będzie nadal wspierać Muska, możliwe, że loty załogowe na Marsa mogą stać się realniejszym celem już w najbliższych dekadach. A SpaceX ostatnio udowodnił, że szybko i skutecznie rozwija swoją technologię w tym kierunku - ocenił Myśliwiec.

Donald Trump zgodnie z hasłem "Make America Great Again" zapewne będzie robił wszystko przy wsparciu potencjalnego doradcy w osobie Elona Muska, by ewentualne cięcia budżetowe nie dotknęły amerykańskiej branży kosmicznej, która ma obecnie jednego poważnego rywala w wyścigu na Księżyc - Chiny. Stanowią one poważne zagrożenie dla gospodarczej samodzielności USA, ale także Europy, a jednocześnie coraz szybciej pokonują kolejne kroki ekspansji w kosmos.

Tajkonauci, czyli chińscy astronauci, mają postawić stopę na Księżycu do 2030 r., jednakże, co podkreśla Maciej Myśliwiec, "działania kosmicznego sektora chińskiego i amerykańskiego nie są bardzo ze sobą powiązane". - Na tym etapie można powiedzieć, że Chiny konsekwentnie realizują swój program kosmiczny i tak naprawdę są obecnie liderem, jeżeli chodzi o eksplorację Księżyca. Niemniej gdybyśmy mieli duże natężenie działań ze strony sektora amerykańskiego, może się okazać, że będą musiały trochę zmodyfikować swój harmonogram - ocenia.

Zaangażowanie Elona Muska w politykę może przynieść nie tylko korzyści

Dla Chińczyków lądowanie, a dla Amerykanów powrót na Księżyc to kluczowe wyzwanie dla tych kosmicznych potęg na najbliższe lata. Warto zauważyć, że choć mówimy tu o dwóch najpotężniejszych gospodarkach świata, w przypadku USA ogromne znaczenie ma współpraca wielu wewnętrznych podmiotów, także spoza tego kraju - można powiedzieć, że na Księżyc wybierają się Chiny oraz reszta ludzkości reprezentowana przez USA.

Maciej Myśliwiec zauważa plusy, jak i potencjalne minusy tak dużego zaangażowania pojedynczego przedsiębiorstwa w wybory i politykę. - Zanim tam trafimy (na Marsa - przyp. red.), będziemy świadkami lądowania na Księżycu - programu, który teraz niestety doznaje znacznych opóźnień. Czy możemy spodziewać się większego zaangażowania NASA we współpracę ze SpaceX w tym zakresie? Przekonamy się, jednak pamiętajmy, że tak ścisła współpraca będzie rodzić ryzyko uzależnienia sektora od jednej, dominującej firmy - podkreśla.

- Warto mieć więc nadzieję, że Trump podobnie jak w poprzedniej kadencji nie będzie ograniczał wsparcia wyłącznie do SpaceX. Wówczas inne firmy, takie jak Blue Origin Jeffa Bezosa czy Dynetics, również miały możliwość rywalizacji o duże kontrakty, szczególnie w kontekście misji księżycowych. A to powinno przyspieszyć nasze księżycowe aspiracje i może jednak wylądujemy w tej dekadzie na Księżycu - dodaje.

Jak mówi Myśliwiec, "ewentualna polityka sprzyjająca konkurencji w sektorze prywatnym może otworzyć drzwi dla większej liczby prywatnych podmiotów, co pozwoliłoby na bardziej zróżnicowany i dynamiczny rozwój sektora". Ma jednak co do tego obawy. - Dominacja Muska, wynikająca z jego zaangażowania w kampanię Trumpa, będzie musiała być odpowiednio nagrodzona - przypuszcza.

Ważne jest, by ta potencjalna nagroda nie zburzyła przyjętego już planu. Jak twierdzi zastępca administratora NASA Jim Free, agencja musi trzymać się obecnych założeń - najpierw Księżyc w ramach programu Artemis, a dopiero później Mars.

A co z polskim sektorem kosmicznym?

Jak podkreśla nasz rozmówca, rozwój polskiego sektora kosmicznego jest ściśle związany z europejskim. - Dlatego zwiększona została składka do ESA. Oczywiście wszystko jest ze sobą powiązane, dlatego na tę chwilę i Europa jest uzależniona od SpaceX w zakresie wynoszenia towarów na orbitę - wyjaśnia.

To odniesienie do inauguracyjnego lipcowego lotu europejskiej rakiety Ariane 6, który -choć zakończony udanie - wykazał niedociągnięcia w projekcie. Jednakże nasz rozmówca podkreśla, że "Polski sektor ma swoje projekty i swoje cele które realizuje i nie powinien martwić się o ich realizację związku ze zmianą władzy w Stanach Zjednoczonych".

- Można oczywiście zastanowić się, jak będzie wyglądać potencjalna ekspansja polskich firm sektora kosmicznego i robotycznego na rynek amerykański, zapewne będzie obwarowana obostrzeniami, o których mówił Donald Trump w swojej kampanii. Jednak na tę chwilę nie wiemy jeszcze, jaka będzie rzeczywistość po zaprzysiężeniu nowego prezydenta - mówi Myśliwiec.

Karol Żebruń, dziennikarz WP Technologie

Komentarze (2)