Tajne niemieckie bazy w Arktyce. Od nich zależał los wojny
Podczas II wojny światowej Niemcy zbudowali w Arktyce sieć baz meteorologicznych. Niektóre – załogowe – skapitulowały wiele miesięcy po upadku III Rzeszy. Inne – automatyczne – pozostawały tajemnicą przez długie dziesięciolecia. Jedną z nich, Wetter-Funkgerät Land-26, odkryto ponad 30 lat po wojnie.
W październiku 1943 roku u wybrzeży Labradoru wynurzył się niemiecki okręt podwodny. U-537 był jedną z 87 jednostek typu IXC/40 – dużych, oceanicznych okrętów, przeznaczonych do dalekich patroli. 77-metrowa jednostka była obsługiwana przez 48 oficerów i marynarzy, a jej przepastne zbiorniki paliwa pozwalały na pokonanie ponad 25 tys. km.
Tak imponujący zasięg mógł przydać się podczas polowania na alianckie okręty – na tę okoliczność okręt miał 6 wyrzutni torped i 105-mm działo. Zadaniem U-537 tym razem nie było jednak zwalczanie alianckiej żeglugi – okręt wykonywał znacznie ważniejszą misję.
Misja U-537
Po przybyciu do amerykańskiego wybrzeża (Nowa Funlandia formalnie należała wówczas do Wielkiej Brytanii) U-Boot wysadził na brzeg grupę kierowaną przez meteorologa, doktora Kurta Sommermeyera. Niemcy transportowali nietypowy ładunek: beczki, z których każda miała metr lub więcej średnicy i ważyła około 100 kg.
Korzystając z zasobników, w ciągu kilku godzin Niemcy zbudowali na kanadyjskiej ziemi automatyczną stację meteorologiczną. Wyprodukowana przez koncern Siemensa aparatura zawierała komplet przyrządów pomiarowych, a także sprzęt komunikacyjny, potężne niklowo-kadmowe baterie i dwa 10-metrowe maszty. Do jednego z nich przymocowano antenę, a na drugim umieszczono aparaturę do pomiaru kierunku i siły wiatru.
Automatyczna stacja meteorologiczna
Stacja Wetter-Funkgerät Land-26, znana także jako Kurt, co trzy godziny wykonywała pomiar, którego wyniki były automatycznie transmitowane podczas 2-minutowych sesji nadawania. Kurt mógł nadawać miesiącami – gdy wyczerpywała się jedna bateria, następowało automatyczne przełączenie na następną i tylko od liczby pojemników z bateriami zależało, jak długo stacja będzie działać.
Wetter-Funkgerät Land-26 miała zasilanie na pół roku, a Niemcy – aby zwiększyć szanse aparatury na przetrwanie – dołożyli starań, by wyglądała jak kanadyjski sprzęt meteorologiczny: oznaczenia na pojemnikach były w języku angielskim, a w pobliżu sprzętu jego instalatorzy rozrzucili kanadyjskie śmieci i amerykańską paczkę papierosów.
Skuteczny kamuflaż
Wysiłek, aby zamaskować obecność stacji okazał się zbędny – alianci zagłuszali częstotliwość, na której nadawała, a sprzęt z powodu awarii przestał działać już po miesiącu. Mimo to, przez wyjątkowo długi czas pozostawał niewykryty. Przetrwał nie tylko zakończenie wojny i kapitulację Niemiec, ale także kilka powojennych dziesięcioleci.
Dopiero w 1977 roku natrafił na nią jeden z geomorfologów badających arktyczne tereny, jednak kamuflaż okazał się skuteczny – badacz uznał, że trafił na jakiś kanadyjski sprzęt wojskowy. Dopiero w 1980 roku jeden z emerytowanych pracowników Siemensa, badając historię firmy, natrafił na wzmianki o Wetter-Funkgerät Land-26.
Dzięki jego staraniom udało się ustalić jej lokalizację i w 1981 roku do instalacji dotarła kanadyjska straż przybrzeżna, co pozwoliło zabezpieczyć cenny historycznie sprzęt, który trafił później do muzeum.
Nicienie w mięsie niedźwiedzia
Wetter-Funkgerät Land-26 była tylko jedną z licznych stacji meteorologicznych, jakie w czasie II wojny założyli Niemcy w Arktyce. Podczas tajnych misji niemieccy meteorolodzy dotarli nawet do rosyjskiego archipelagu Ziemi Franciszka Józefa na Morzu Barentsa, gdzie na Ziemi Aleksandry założyli załogową stację meteorologiczną.
Jej personel miał wyjątkowego pecha – po zjedzeniu tatara z niedźwiedzia polarnego wszyscy, z wyjątkiem jednego wegetarianina, zostali zainfekowani nicieniami, które wywołały m.in. halucynacje.
Arktyczna stacja obsadzona przez majaczących polarników została pospieszenie, choć nie bez przeszkód, ewakuowana samolotem Focke-Wulf Fw 200 Condor. Chroniące ją pola minowe zostały zlokalizowane i rozbrojone dopiero w latach 90. XX wieku.
Ostatnia kapitulacja
Znacznie więcej szczęścia miał personel stacji Haudegen, założonej na Spitsbergenie. Solidnie zbudowana i zabezpieczona, wyposażona m.in. w saunę i wytwórnię wodoru dla balonów badających wyższe warstwy atmosfery, stacja dotrwała do zakończenia wojny.
Na wieść o kapitulacji III Rzeszy, kierujący stacją kpt. dr Wilhelm Dege postanowił kontynuować badania i nadal nadawać informacje – już nie zaszyfrowane, ale dostępne dla każdego. Placówka skapitulowała oficjalnie dopiero we wrześniu 1945 roku, będąc ostatnim zwartym niemieckim oddziałem, który poddał się aliantom.
Automaty meteorologiczne
Obok stacji załogowych, Niemcy rozwinęli także sieć automatycznych instalacji. Jedną z nich była właśnie Wetter-Funkgerät Land-26, jednak nie wszystkie stacje pomiarowe znajdowały się na stałym lądzie czy lodzie.
Niemcy opracowali także specjalne boje meteorologiczne, w tym również takie, które w ustalonym czasie wypuszczały niewielkie balony z aparaturą pomiarową, aby uzyskać dane zebrane na znacznej wysokości. Niektóre boje nadawały jeszcze wiele lat po wojnie.
Bezcenne prognozy
Dlaczego Niemcy z takim uporem budowali stacje meteorologiczne w mroźnych, niedostępnych rejonach? Arktyka jest kluczem do pogody w Europie – znając warunki meteorologiczne na dużych szerokościach geograficznych, niemieccy meteorolodzy byli w stanie opracować z wyprzedzeniem prognozy pogody dla Europy, a dane te były bezcenne dla prowadzenia wojny.
Choć dane mogły być dostarczane także przez samoloty albo wynurzające się w celu zebrania danych U-Booty, takie misje nie dość, że angażowały bezcenne zasoby, wiązały się także z poważnym ryzykiem. Dlatego III Rzesza z takim uporem budowała sieć stacji i obserwatoriów meteorologicznych. Nie można wykluczyć, że niektóre z nich ciągle czekają na odkrycie gdzieś wśród lodów Arktyki.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski