Kosmiczne przesądy. Najdziwniejsze rytuały towarzyszące lotom w kosmos
Jurij Gagarin tydzień przed swoim historycznym lotem kosmicznym posadził drzewo tuż obok kazachskiego hotelu, w którym mieszkał. Dwa dni przed startem został ostrzyżony. W noc poprzedzającą lot obejrzał swój ulubiony film. W dniu, w którym miał wsiąść do Wostoka 1 umieszczonego na czubku rakiety, w połowie drogi na wyrzutnię wysiadł z przewożącego go autobusu i oddał mocz na tylne, prawe koło pojazdu. Odtąd wszyscy kosmonauci i astronauci wybierający się w podróż kosmiczną z kosmodromu Bajkonur robią dokładnie to samo. Dlaczego?
Lot Gagarina był pierwszą w historii podróżą człowieka na ziemską orbitę. Kosmonauta na Ziemię wrócił cały i zdrowy. Powtórzenie sekwencji czynności wykonanych przez słynnego kosmonautę ma zapewnić pomyślny lot kolejnym śmiałkom. Biorąc pod uwagę stosunkowo niewielką liczbę śmiertelnych wypadków związanych z lotami w kosmos, można powiedzieć, że ta metoda przynosi oczekiwany skutek.
Bajkonur zaskakuje
"Żeby opuścić Ziemię, trzeba dotrzeć na jej krańce" – tak o lotach kosmicznych wypowiada się Scott Kelly, amerykański astronauta, który spędził 340 dni na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Z perspektywy astronautów szkolących się w Stanach Zjednoczonych tak właśnie wygląda pierwszy etap ich kosmicznej podróży. Amerykańscy członkowie kolejnych ekspedycji wyruszających w kierunku ISS po kilkunastu godzinach spędzonych w samolocie docierają do Moskwy. Stamtąd kierują się do oddalonego o około 70 kilometrów na wschód Gwiezdnego Miasteczka. To miejsce, w którym znajduje się ośrodek od przeszło pięćdziesięciu lat szkolący kosmonautów. Odkąd NASA w roku 2011 wycofała z użycia promy kosmiczne, monopol na wystrzeliwanie ludzi w przestrzeń kosmiczną posiada Roskosmos.
Rosyjska agencja kosmiczna przewozi astronautów i kosmonautów na odległe od Moskwy o 2600 kilometrów kazachstańskie pustkowie. Pustkowie, które w okresie zimnej wojny zapewniało Związkowi Radzieckiemu schronienie przed ciekawskimi oczami amerykańskiego wroga. Dla zmyłki kosmodromowi Bajkonur, bo o nim mowa, nadano nazwę kazachstańskiej wsi położonej kilkaset kilometrów dalej! Dziś jedyny czynny port kosmiczny otwiera swoje wrota przed astronautami z całego świata. Pierwsze powitanie bywa zwykle surowe – z podchodzącego do lądowania samolotu astronauci oglądają zazwyczaj jałowe, pozbawione wysokiej roślinności stepy i porozrzucane gdzieniegdzie stare rdzewiejące anteny satelitarne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przyzwyczajeni do umiarkowanego klimatu astronauci w Bajkonurze nie mają najłatwiejszego życia. Latem panują tam męczące upały, zimą – nawet kilkudziesięciostopniowe mrozy. Ci, którzy spodziewają się futurystycznego kompleksu kosmicznego (w końcu loty kosmiczne to symbol wyżyn nauki i myśli technicznej) doznają zawodu. W cieniu astronautycznego sprzętu – ogromnej wieży startowej, przy której ustawiana jest potężna rakieta – walają się stare maszyny, a spacerujący po terenie kosmodromu spotykają zabłąkane psy lub pasących bydło kazachstańskich chłopów. To miejsce przypomina raczej obszar, na którym rakieta mogłaby się rozbić bez nawet najmniejszego rozgłosu – nikt by tego nie zauważył. Surowy kazachstański step jest jednak spełnieniem marzeń wszystkich astronautów i kosmonautów, którzy po latach wyczerpujących szkoleń wjeżdżają na szczyt ogromnej rakiety, by wkrótce znaleźć się 400 kilometrów ponad powierzchnią Ziemi.
Wygląd bajkonurskiego kosmodromu to nie jedyne, co może dziwić przybywających spoza Rosji astronautów. Rosjanie są bardzo przesądni i nawet loty w kosmos nie stanowią tu wyjątku. Cóż… Kiedy masz zasiąść na czubku wielkiej rakiety wypełnionej tonami wybuchowej mieszanki paliwowej, błogosławieństwo czy talizman nie zaszkodzą. ;) Astronauci i kosmonauci muszą przejść przez każdy z etapów "ceremonii" przedstartowej.
Niektóre zwyczaje sięgają pierwszego w historii lotu człowieka w kosmos, co oznacza, że astronauci kontynuują tradycje ustanowione przez samego Gagarina i towarzyszący mu ówcześnie zespół naziemnej obsługi lotu. Nie wszystkie te rytuały wiążą się z przesądnym myśleniem. Wiele z nich pojawiło się spontanicznie i dziś stanowi element lotów kosmicznych tak ważny, jak ważne jest pasowanie na ucznia dla pierwszoklasistów. To obowiązek, który jest istotnym elementem integracji załogi i odgrywa rolę kosmicznych otrzęsin. Przejście przez rytuały to jeden z symboli przynależności do elitarnego grona kosmicznych podróżników.
Lepiej nie ryzykować
Pamięć o Gagarinie towarzyszy astronautom już od pierwszych dni spędzanych w Rosji. Jeszcze w Moskwie odwiedzają cmentarz przy Alei Kosmonautów, gdzie pochowane są prochy Gagarina, a także czterech innych kosmonautów, którzy zginęli w katastrofach Sojuza 1 i Sojuza 11. Po przyjeździe do Gwiezdnego Miasteczka kosmiczni podróżnicy oddają hołd pierwszemu kosmonaucie, składając kwiaty – najczęściej czerwone goździki – pod jego pomnikiem. To jednak nie koniec wspomnień o pierwszym człowieku, który odbył podróż w kosmos.
Na każdym z kolejnych etapów przygotowań do startu pamięć o Gagarinie towarzyszyć będzie astronautom odtwarzającym zapoczątkowane przez niego tradycje. Na około dwa tygodnie przed startem załogi przyjeżdżają do Bajkonuru. Zatrzymują się w hotelu dla kosmonautów – kompleksie budynków wybudowanych jeszcze w czasach zimnej wojny. W pobliżu hotelu znajduje się aleja drzew sadzonych przed każdą misją. To miejsce przypomina obecnie park, w którym stale przybywa drzew sadzonych przez nowe załogi przylatujące do Bajkonuru.
Hotel dla kosmonautów oddalony jest o 20 minut drogi od wyrzutni. W jej kierunku na dwa dni przed startem zmierza rakieta ustawiona na specjalnym wagonie kolejowym. Zwykle operacja ta rozpoczyna się o godzinie siódmej lokalnego czasu. Załogi nie mogą oglądać ustawianej do pionu rakiety, ponieważ Rosjanie uważają, że to przynosi pecha. Personel pracujący na kosmodromie i goście odwiedzający to miejsce zostawiają na torach kolejowych monety. Wierzy się, że monety spłaszczone przez koła pociągu przewożącego rakietę przynoszą szczęście. Sojuzy mogą startować bez względu na porę dnia i warunki pogodowe.
Są jednak dni, w które nie planuje się żadnych startów. Tak się składa, że tego samego dnia, 24 października, w 1960 i 1963 roku, miały miejsce dwa opłakane w skutkach wypadki. Jedna z katastrof spowodowana została wybuchem międzykontynentalnego pocisku balistycznego na platformie startowej. Zginęło wówczas wielu wojskowych, inżynierów i techników obecnych w pobliżu wyrzutni. W 1963 roku doszło natomiast do pożaru, w wyniku którego zginęło osiem osób. To zwykły przypadek czy z dwudziestym czwartym października naprawdę jest coś nie tak? Nie wiadomo, ale w Bajkonurze wolą nie ryzykować. Przed startem członkowie załóg odbierają specjalne błogosławieństwo od prawosławnego kapłana.
W czasach Gagarina święcenie kosmonautów nie było praktykowane. Tradycję tę zapoczątkował kosmonauta Aleksandr Viktorenko, który jako pierwszy poprosił o błogosławieństwo dla swojej załogi przed jej wystrzeleniem na stację kosmiczną Mir. Obecnie prawosławny pop święci nie tylko astronaut ów, lecz także statek, w którym zasiądą, i rakietę, która wyniesie ich w przestrzeń. Nie ma znaczenia, jakiego wyznania są astronauci ani nawet, czy są wierzący. Parę kropel święconej wody (a raczej solidny jej kubeł, na co wskazują niektóre fotografie) nie zaszkodzi, szczególnie tym, których tego typu obrzędy podnoszą na duchu.
Do rytuałów praktykowanych na kilka dni przed wylotem należy także wizyta u fryzjera, wznoszenie toastu lampką szampana po podpisaniu drzwi pokoju, w którym mieszka załoga oraz zwiedzanie bajkonurskiego muzeum, w którym prezentowane są liczne pamiątki związane z misją Gagarina. Nie może się obyć także bez składania podpisów na setkach zdjęć i pocztówek, które później rozdawane są bliskiej rodzinie załogi, pracownikom kosmodromu i ważnym osobistościom przybywającym do Kazachstanu, by podziwiać start rakiety.
Na chwilę przed startem
Start rakiety to jeden z najniebezpieczniejszych momentów misji. Choć wszystko dopięte jest zawsze na ostatni guzik, a nad bezpieczeństwem załogi i bezawaryjnym przebiegiem startu czuwają setki osób, dla astronautów to zwykle stresująca chwila. Dla relaksu (choć personel kosmodromu nie ukrywa, że także na szczęście) załogi przed wylotem oglądają film "Białe słońce pustyni". Produkcję z lat 70. ubiegłego wieku po raz pierwszy obejrzeli kosmonauci Wasilij Łazariew i Oleg Makarow w 1973 roku. Po powrocie na Ziemię żartowali, że seans przyniósł im szczęście. Jak widać, niektórzy wzięli to zbyt serio i odtąd każdy, kto leci w kosmos, musi zapoznać się z tym właśnie dziełem kinematografii.
Seans ma zapewnić wieczorny relaks i ułatwić zasypianie w noc poprzedzającą start. W tak silnych emocjach raczej trudno zmrużyć oko, więc astronauci zażywają zazwyczaj leki nasenne. Dzięki nim mogą zregenerować się przed ważnym dniem wymagającym wiele wysiłku i koncentracji. Rano na kosmicznych podróżników czeka śniadanie. Rosyjscy kucharze dostosowują menu do preferencji astronautów i kosmonautów. Każdy dostaje to, co lubi lub to, co zdaniem kucharza najbardziej przypomina śniadanie serwowane w danej kulturze.
Z tego powodu na talerzu amerykańskich astronautów najczęściej lądują sadzone jajka i bekon. Po posiłku czas na spotkanie z lekarzem. To ostatni moment, w którym obsługa medyczna może odwołać start z powodu złej fizycznej kondycji astronauty. Rosyjscy lekarze wykonują także dodatkową czynność: przecierają ciała astronautów wacikami nasączonymi alkoholem. W przeszłości czynność ta miała zdezynfekować skórę kosmonautów i zabić ostatnie potencjalne zarazki, jakie znajdowały się na ich ciałach przed założeniem kombinezonów. Choć obecnie przestrzega się kilkunastodniowej kwarantanny, alkoholowe obmywanie nadal pozostaje częścią przedstartowych rytuałów.
Załoga przygotowana do lotu jest gotowa do opuszczenia budynku, ale... No właśnie. Rosyjski zwyczaj nakazuje przed wyjściem w podróż usiąść w milczeniu i chwilę odczekać. Astronauci bezwzględnie podporządkowują się temu przesądowi. Gdy w końcu kierują się w stronę autobusu, który ma zawieźć ich do innego budynku, maszerują w otoczeniu bliskich i dziennikarzy przy akompaniamencie pewnej piosenki. Mowa tu o utworze "Trava u doma", którego tekst wyraża nastrój towarzyszący raczej załogom przebwającym od dłuższego czasu w kosmosie, a nie załodze, dla której lot w kosmos jest powodem do ekscytacji: "I nie śni nam się huk kosmodromu ani ten lodowaty ciemny błękit, marzymy za to o trawie przed domem... o trawie, trawie zielonej".
Astronauci przewożeni są do budynku, w którym wykonane zostaną ostatnie czynności poprzedzające wyjazd na płytę startową. Ważnym momentem jest zakładanie ciśnieniowych kombinezonów. Najwięcej czasu zajmuje sprawdzanie poprawności ich założenia, próby ciśnieniowe i ostatnie kontrole. Choć obsługa poświęca tej procedurze wiele uwagi, robi to częściowo na marne. (O tym, dlaczego, za chwilę). Oprócz strojów włożyć należy także pieluchę i bieliznę chroniącą skórę przed wewnętrzną powłoką skafandra. Do ciał astronautów przyłączane są również elektrody. Dzięki nim medyczna kontrola naziemna będzie w stanie monitorować funkcje życiowe kosmicznych podróżników.
Przed wyjazdem na wyrzutnię astronautów czeka jeszcze jedna (jedna z wielu!) konferencja. Załoga oddzielona szybką od dziennikarzy, a także zgromadzonych bliskich i współpracowników, odpowiada na ostatnie pytania i żegna się ze zgromadzonymi. To właśnie czas na słynny autobus. W połowie drogi do rakiety kierowca zatrzymuje pojazd, by członkowie załogi mogli dopełnić jednego z najdziwniejszych rytuałów.
Gagarin w trakcie przejazdu na wyrzutnię poczuł potrzebę oddania moczu. Zrobił to, obsikując prawe tylne koło wiozącego go autobusu. Każda załoga powtarza te czynności, co wiąże się z rozszczelnieniem skafandrów, które wcześniej przeszły już próbę ciśnieniową. Tę próbę trzeba więc ponowić tuż przed wejściem do statku. Odkąd w kosmos latają także kobiety, ciekawostkę stanowi sposób, w jaki wpisują się one w tradycyjny zwyczaj. Astronautki przewożą ze sobą mocz w butelce i to nim oblewają koło. Nie ma innej możliwości – każdy bez wyjątku musi dopełnić obowiązku!
Gdy w końcu załoga pojawia się na wyrzutni, astronauci wchodzą na kilka pierwszych stopni prowadzących do dźwigu osobowego i machają do ostatnich ludzi znajdujących się na płycie. Później na szczyt rakiety wiezie ich winda.
Kto jeszcze leci z astronautami?
Przed startem wszystkie komunikaty podawane są załodze w języku rosyjskim. To z tego powodu astronauci chcący wybrać się w podróż na Międzynarodową Stację Kosmiczną język rosyjski muszą znać jak własną kieszeń. Kilka godzin poprzedzających start astronauci spędzają w statku, przeglądając listy kontrolne i przygotowując statek do podróży. Zwykle ten czas w całości poświęcają obowiązkom, ale jeśli moment startu opóźnia się, mają chwilę relaksu dla siebie. W kwietniu 1961 roku Gagarin także miał odrobinę wolnego czasu. Poprosił kontrolera misji o odtworzenie muzyki przez interkom.
Pech chciał, że pod ręką kontrolera była płyta z rosyjskimi balladami miłosnymi. Na szczęście obecnie astronauci nie są na nie skazani. Sami mogą wybrać listę utworów, które umilają im czas oczekiwania. Podobnie jest z utworami, które rano na stacji kosmicznej budzą ich ze snu. Załogi wybierają swoje ulubione kawa łki, a naziemna kontrola włącza je dla nich w porze budzenia.
Na płycie wyrzutni przesądy i rytuały nie kończą się. Kiedy załogi docierają w przestrzeń kosmiczną i następuje procedura MECO (ang. main engine cut off, a więc wyłączenie silnika ostatniego stopnia rakiety), astronautom stan nieważkości sygnalizują zabrane przez nich maskotki. To one towarzyszą im w podroży i to one unosząc się w przestrzeni, są pierwszym sygnałem mikrograwitacji. Astronauci są ciasno przypięci do foteli, a wszelkie przedmioty zabezpieczone, dlatego małe pluszaki jako pierwsze doświadczają stanu nieważkości. Załogi często zabierają ze sobą maskotki swoich dzieci.
Źródło: Miesięcznik "Astronomia" 12/2019