Rakieta nad Polską. Czym strzelali Rosjanie?

Niedługo po godzinie 4:20 (w niedzielę 24 marca) w polską przestrzeń powietrzną wleciała rosyjska rakieta, skąd po 39 sekundach wróciła na terytorium Ukrainy. Jaka dokładnie broń mogła znaleźć się nad Polską? Przybliżamy szczegóły.

Tu-95 - zdjęcie poglądowe
Tu-95 - zdjęcie poglądowe
Źródło zdjęć: © wikimedia
Norbert Garbarek

24.03.2024 | aktual.: 25.03.2024 14:47

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Rosjanie w ostatnim czasie zmienili taktykę ataków – podaje agencja Unian, która zwraca uwagę, że przeciwnik Ukrainy przeprowadza zmasowane ostrzały co jeden lub dwa dni. W ostatnich atakach Rosja regularnie używa bombowców Tu-95, które zaatakowały Ukrainę również w niedzielę. Z dużym prawdopodobieństwem można więc zakładać, że to właśnie jeden z łącznie 14 znajdujących się 24 marca nad Ukrainą bombowców przenosił broń, która "zgubiła się" i dotarła nad Polskę. To zaś ogranicza krąg podejrzanych broni do kilku modeli.

Bombowce Tu-95 nad Ukrainą

Do niedzielnego ataku na Ukrainę Rosjanie mieli wykorzystać kilka różnych rakiet – podają ukraińskie źródła. "Wróg po raz kolejny użył rakiet manewrujących Ch-101/Ch-555/Ch-55 z bombowców strategicznych Tu-95" – czytamy w komunikacie Administracji Wojskowej Miasta Kijowa na Telegramie.

Jednocześnie media nie informują o pojawieniu się nad Ukrainą broni innych niż wspomniane Ch-101, Ch-555 i Ch-55. Potwierdzeniem tego, że agresor tym razem ograniczył wykorzystany arsenał, może być fakt, iż Ukraińcy nie donoszą o charakterystycznych dla pocisków 3M22 Cyrkon gwizdach podczas przelotu – na co z kolei zwracano uwagę po ataku rakietowym z 21 marca.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Z dostępnych obecnie informacji wynika więc, że w polskiej przestrzeni powietrznej mogła się znaleźć jedna z trzech wspomnianych rakiet o oznaczeniu 101, 555 lub 55. Niejako potwierdzają to również słowa rzecznika Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych ppłk. Jacka Goryszewskiego, który zwracał uwagę, że pocisk poruszał się z prędkością niemal 800 km/h. To parametr osiągalny dla każdej z trzech wspomnianych rakiet.

Warto również zwrócić uwagę na fakt, iż jeszcze w ostatnich dniach grudnia 2023 r., kiedy to polską przestrzeń powietrzną naruszyła rosyjska rakieta, również wszelkie podejrzenia kierowano w stronę rakiety Ch-101. Warto też dodać, że Ch-101 to jeden z popularniejszych pocisków wykorzystywanych przez Rosję w trakcie wojny w Ukrainie. Jej produkcję rozpoczęto jeszcze w latach 2010-2011, w związku z czym Ch-101 jest jedną z nowszych i jednocześnie stale produkowanych rakiet w Federacji Rosyjskiej.

Rakiety przenoszone przez Tu-95

Generalnie rzecz ujmując każdy z trzech pocisków, o którym wspominają źródła ukraińskie, to konstrukcje zbliżone do siebie. Zarówno Ch-555, jak i Ch-101, stanowią modernizację podstawowego Ch-55. Różnice wynikają jednak m.in. z nieco innego kształtu lub osiągów konkretnych pocisków.

Ch-101 została stworzona jako broń trudna do wykrycia (o charakterze stealth) – odpowiada za to spłaszczony kadłub, którego długość sięga 7,4 m, zaś jego waga to 2,4 t. Za skuteczne uderzenie odpowiada natomiast głowica bojowa, której maksymalna waga może wynosić nawet 480 kg i po wystrzeleniu dociera na odległość nawet 4,5 tys. km. Co więcej jednak, w wybranych modelach, które są przeznaczone do precyzyjnego ataku, Rosjanie montują układy naprowadzania Otblesk-U, który nie tylko poprawia celność, ale też jest trudny do zakłócenia. Maksymalna prędkość Ch-101 sięga niemal 1000 km/h.

Pozostałe dwie rakiety, które mogły na kilkadziesiąt sekund wlecieć w polską przestrzeń powietrzną, to natomiast Ch-55 i Ch-555. Pierwsza z nich osiąga donośność na poziomie 3 tys. km i mierzy 6 m długości, a przy tym rozpędza się do ok. 950 km/h. Ch-555 to z kolei zmodernizowana wersja Ch-55, w której zamiast głowicy jądrowej umieszczono konwencjonalną głowicę burzącą o masie ponad 300 kg. Zmiana wymusiła modernizację zbiorników paliwa, a przy tym wpłynęła na zasięg rakiety, który spadł do 2,8 tys. km.

Norbert Garbarek, dziennikarz Wirtualnej Polski