Ogromny sukces Ukraińców. Sześć samolotów trafionych na lotnisku w Rosji

Opublikowano zdjęcia satelitarne ukazujące skutki ataku ukraińskich dronów na rosyjskie lotnisko Marinowka w obwodzie wołogodzkim. Straty są poważne i obejmują również kluczowe dla działań Moskwy samoloty Su-34.

Skutki ukraińskiego ataku dronów na lotnisko Marinowka.
Skutki ukraińskiego ataku dronów na lotnisko Marinowka.
Źródło zdjęć: © X (dawniej Twitter) | MT Anderson
Przemysław Juraszek

W nocy z 21 na 22 sierpnia 2024 roku Ukraińcy przeprowadzili atak na rosyjskie lotnisko Marinowka, który spowodował pożar oraz serię wtórnych eksplozji. Okazało się, że Rosjanom nie udało się ewakuować na czas wszystkich stacjonujących tam około 30 maszyn. Uratowano jedynie te, które były zdolne do lotu, natomiast pozostałe, poddawane np. remontom, zostały zniszczone lub poważnie uszkodzone.

Warto zaznaczyć, że część maszyn na lotnisku była umieszczona w lekkich hangarach, zapewniających jedynie ochronę przed deszczem i pyłem. W rezultacie Rosjanie muszą każdorazowo ewakuować maszyny w przypadku wykrycia nadciągających dronów, ponieważ większość obrony przeciwlotniczej znajduje się na linii frontu lub w jej pobliżu, a nie na lotniskach oddalonych o kilkaset kilometrów od strefy walk.

Na zdjęciach wyraźnie widać całkowicie zniszczony samolot Su-34. Widać także przez otwór w hangarze po lewej stronie fragment skrzydła charakterystycznego dla Su-34 lub Su-35, co sugeruje, że ten egzemplarz również został poważnie uszkodzony. Dodatkowo, w trzecim hangarze znajdował się kolejny Su-34. Niektórzy komentatorzy zwracają uwagę, że mogło zostać zniszczonych nawet sześć samolotów, ponieważ trafione hangary mogły nie zostać ewakuowane na czas.

Atak skomentował rosyjski bloger wojskowy Fighterbomber, który podkreślił, że Rosjanie zdołali uratować wszystkie maszyny zdolne do lotu, natomiast te, które nie były sprawne z powodu np. braku części zamiennych, zostały zniszczone. Jest to poważna strata dla Rosji, która boryka się z problemami w produkcji nowych samolotów. Dużo łatwiej jest naprawić uszkodzone maszyny, które mogą służyć jako źródło części zamiennych dla działających samolotów. Jednak Ukraińcy skutecznie uniemożliwiają Rosjanom takie działania.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Su-34 - bez tych samolotów Rosjanie nie mają co liczyć na sukces

Rosyjskie bombowce taktyczne Su-34 odgrywają kluczową rolę w obecnym konflikcie na Ukrainie. Są one wyjątkowo skuteczne w misjach bombardowania celów naziemnych, wykorzystując kierowane bomby FAB z modułami naprowadzania UMPK. Nie istnieją na świecie fortyfikacje polowe, które przetrwałyby bezpośrednie trafienie 500-kilogramową bombą, a tym bardziej pobliskie trafienie większymi, jak 3-tonowy gigant FAB-3000.

Rosjanie zrzucają te bomby na ukraińskie pozycje wykryte za pomocą tzw. "mięsnych szturmów", co w praktyce uniemożliwia skuteczne wykorzystanie fortyfikacji do obrony. Samolot Su-34 może przenosić do 14 ton uzbrojenia na 12 pylonach, w tym zasobniki z niekierowanymi rakietami S-8, pociski Ch-25, bomby szybujące z rodziny FAB oraz pociski Raduga Ch-59 o zasięgu ponad 200 km. Su-34 może jednocześnie przenosić sześć bomb FAB-500, trzy FAB-1500 lub jedną FAB-3000.

Unikalną cechą Su-34 jest kabina pilotów umieszczona w tytanowej "wannie", która ma zapewniać ochronę przed ostrzałem z systemów lufowych, takich jak Gepard, oraz przed odłamkami pocisków przeciwlotniczych. Co więcej, piloci są rozmieszczeni nietypowo – siedzą obok siebie, a nie jeden za drugim, co według Rosjan ma poprawiać komunikację.

Po uwzględnieniu strat podczas wojny w Ukrainie Rosja powinna teoretycznie dysponować około setką samolotów Su-34, jednak w rzeczywistości sprawnych może być co najwyżej połowa z nich. Rosjanie borykają się z poważnymi problemami w produkcji nowych samolotów, a także części zamiennych dla istniejącej floty.

Przemysław Juraszek, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Wyłączono komentarze

Sekcja komentarzy coraz częściej staje się celem farm trolli. Dlatego, w poczuciu odpowiedzialności za ochronę przed dezinformacją, zdecydowaliśmy się wyłączyć możliwość komentowania pod tym artykułem.

Redakcja Wirtualnej Polski