Kosmonauta skazany na śmierć. 203 usterki Sojuza 1 nie dały mu żadnych szans
23.04.2023 13:46, aktual.: 30.12.2023 08:32
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Temperatura rośnie. Zabiliście mnie, dranie" – brzmiały ostatnie zarejestrowane słowa Władimira Komarowa podczas misji Sojuz 1. Radziecki kosmonauta miał świadomość, że radzieccy decydenci poświęcili go w imię propagandowego sukcesu.
Oto #HIT2023. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
23 kwietnia 1967 roku statek Sojuz 1 wyruszył w swoją pierwszą misję kosmiczną. W jego 3-osobowej kabinie znajdował się tylko jeden człowiek – doświadczony kosmonauta Władimir Komarow. Plan misji przewidywał, że Komarow wystartuje sam, ale powróci na Ziemię wraz z dwoma innymi kosmonautami. Jak to możliwe?
Założenia misji były bardzo ambitne. Po sukcesach, jakie ZSRR odniósł dzięki statkom kosmicznym Wostok i Woschod, nadszedł czas na kolejne, spektakularne przedsięwzięcie, które miało być wstępem do radzieckich misji księżycowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Misja statków kosmicznych Sojuz 1 i Sojuz 2
Sojuz 1 miał na orbicie spotkać się z drugim statkiem kosmicznym, bliźniaczym Sojuzem 2, a podczas spotkania miała nastąpić wymiana załóg. Nie przewidywano dokowania – dwóch z trzech kosmonautów z załogi Sojuza 2 miało dzięki spacerowi kosmicznemu dostać się do Sojuza 1 i na jego pokładzie, wraz z Władimirem Komarowem, powrócić na Ziemię.
Tak ambitne przedsięwzięcie wiązało się z wieloma technicznymi wyzwaniami, ale jego znaczenie nie ograniczało się do testów i zdobywania doświadczenia – chodziło o uświetnienie 50. rocznicy Rewolucji Październikowej.
Nic zatem dziwnego, że zespól odpowiedzialny za budowę obu Sojuzów i przygotowanie misji działał pod ogromną presją. Była ona tym większa, że w Sojuzach nieustannie odkrywano różne usterki i błędy. Wyznaczony jako rezerwowy pilot Sojuza 1 Jurij Gagarin – prywatnie przyjaciel Komarowa – miał nawet (według jednostkowej, niepotwierdzonej relacji) wnioskować o przesunięcie startu, a nawet próbować nie dopuścić do rozpoczęcia misji.
Awarie w kosmosie
Władimir Komarów wyruszył na orbitę zgodnie z planem. Problemy zaczęły się niemal natychmiast – nie zadziałał układ odpowiedzialny za rozwijanie paneli słonecznych, przez co Sojuz 1 nie był poprawnie zasilany. Nie działał prawidłowo układ chłodzenia i system odpowiedzialny za orientację w przestrzeni, w wyniku czego statek wirował w nieskoordynowany sposób.
Przebieg misji pokazuje, że Komarow był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Mimo licznych usterek dokonał niemożliwego: ustabilizował Sojuza, przeszedł na ręczne sterowanie i wykorzystując Księżyc jako punkt odniesienia (czujniki wykorzystujące do tego celu gwiazdy były "ślepe", bo zamontowano je zbyt blisko silników) odzyskał nad statkiem pełną kontrolę.
Kosmonauta doskonale rozumiał, że zbudowany i wykonany dokładnie tak samo jak jego statek Sojuz 2 nie daje szans na przeprowadzenie skomplikowanej misji i zgłosił to centrum kontroli lotu. Start Sojuza 2, którego rakieta była już tankowana, został przełożony – prawdopodobnie nie na skutek meldunków Komarowa, ale w wyniku przechodzącej nad kosmodromem burzy. To jedna wystarczyło, by uratować życie 3-osobowej załogi.
Po kilku godzinach Sojuz 1 ponownie – na skutek awarii – wyrywał się spod kontroli, co spowodowało decyzję o pospiesznym zakończeniu misji. Komarow kolejny już raz dokonał niemożliwego. Przejął sterowanie na statkiem i ustawił go pod idealnym kątem do wejścia w atmosferę: tak, aby nie spłonąć, a jednocześnie by statek kosmiczny wrócił na Ziemię na terytorium ZSRR.
Tragiczne lądowanie Sojuza 1
Starania kosmonauty były jednak bez znaczenia – choć krytyczny manewr wejścia w atmosferę został wykonany bezbłędnie, nie zadziałał główny spadochron. Komarow zdołał uruchomić spadochron zapasowy, ale ten – na skutek błędu konstrukcyjnego – znajdował się w cieniu aerodynamicznym niewielkiego spadochronu hamującego. Był on wystarczający, aby ustabilizować położenie Sojuza w przestrzeni, ale zbyt mały, by znacząco zmniejszyć prędkość spadającego statku kosmicznego.
Kosmonauta miał czas, aby zorientować się, że nie ma szans na ratunek. Zarejestrowano jego złorzeczenia pod adresem władz ZSRR, które – czego był świadomy – w poszukiwaniu propagandowego sukcesu przyspieszyły misję, nie zostawiając czasu na dopracowanie sprzętu. Część tych nagrań została później upubliczniona.
Sojuz 1 uderzył w ziemię z prędkością około 180 km/h. Impet uderzenia zmiażdżył kapsułę, a jednocześnie doprowadził do eksplozji paliwa z rakiet hamujących, mających zadziałać podczas ostatniej fazy lądowania. Statek wraz ze swoim pilotem został całkowicie strawiony przez ogień – wydobyte później zwęglone szczątki Komarowa zostały uwiecznione na przejmujących zdjęciach.
"Temperatura rośnie. Zabiliście mnie, dranie" – miał powiedzieć kosmonauta świadomy nadchodzącej śmierci. Według oficjalnych informacji Władimir Komarow był pierwszą ofiarą radzieckiego programu kosmicznego. Choć wielokrotnie podważano tę informację doszukując się wcześniejszych ofiar, nie ma żadnych wiarygodnych dowodów na to, że Komarow faktycznie nie był pierwszy.
Sukces programu Sojuz
Jego tragiczny los unaocznił ogrom niedoróbek, z jakimi zmagał się pierwszy Sojuz: podczas misji Komarowa zarejestrowano aż 203 różne awarie. Jednocześnie feralny lot ujawnił popełnione błędy i elementy, które należy dopracować albo przekonstruować. Ta praca – niestety już po śmierci kosmonauty – została wykonana rzetelnie.
Mimo blisko 150 załogowych misji w Sojuzie kosmonauci zginęli jeszcze tylko jeden raz, w 1971 roku, a sam program okazał się gigantycznym – nie tylko propagandowym – sukcesem, na co wskazuje Karol Żebruń w artykule "Najbardziej udany program kosmiczny w historii? Rosja nadal rozdaje karty".
Od 1971 roku w ciągle modernizowanym, rozwijanym i udoskonalanym statku kosmicznym Sojuz nie zginał już nikt więcej. Po 60 latach rozwoju rosyjski Sojuz (i jego bezzałogowy wariant o nazwie Progress) pozostaje prawdziwym kosmicznym wołem roboczym, regularnie wożąc na orbitę kolejne zmiany załogi Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski