FV4005 Stage II – najpotężniejszy niszczyciel czołgów, jaki kiedykolwiek zbudowano
Niedługo po drugiej wojnie światowej Wielka Brytania przystąpiła do opracowania niszczyciela czołgów nowej generacji. Nowa broń wykorzystywała podwozie czołgu Centurion i została wyposażona w najpotężniejszą armatę czołgową w dziejach.
08.10.2022 16:10
Podczas urządzonej w Berlinie we wrześniu 1945 roku parady zwycięstwa Rosjanie zadziwili świat, prezentują czołg IS-3. Nowa generacja sowieckich czołgów ciężkich wydawała się dla Zachodu poważnym zagrożeniem, a zarazem technologicznym przełomem: silnie uzbrojone i opancerzone, nowe IS-y miały zarazem stosunkowo niską masę i zwartą sylwetkę.
Dla Zachodu możliwość zniszczenia takiej maszyny stała się palącą koniecznością. Ze strony Brytyjczyków próbą odpowiedzi na to wyzwanie okazał się niszczyciel czołgów - nietypowa konstrukcja o nazwie FV4005 Stage II.
Najpotężniejszy niszczyciel czołgów
Był to eksperymentalny niszczyciel czołgów, zbudowany z wykorzystaniem podwozia czołgu Centurion. To, co na nim umieszczono, w historii broni pancernej nie ma precedensu – sądząc po kalibrze i gabarytach pasowałoby raczej do marynarki wojennej i okrętu klasy lekkiego krążownika.
Brytyjczycy założyli, że nowa broń ma zapewnić niszczenie celów osłoniętych 152-mm pancerzem, ustawionym pod kątem 60 stopni, z dystansu 2000 jardów (nieco ponad 1800 m). W tym celu na czołgu posadowiono armatę L4 o kalibrze 183 mm, którą umieszczono w bardzo dużej, pancernej wieży, zapewniającej miejsce dla pracy załogi.
Rozerwanie zamiast przebicia
L4 strzelało pociskami HESH (High-Explosive Squash Head), o długości 1440 mm i kalibrze 183 mm, które nie tylko gabarytami różniły się od typowej amunicji przeciwpancernej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Testy wykazały, że do zniszczenia czołgu wcale nie jest konieczne przebicie jego pancerza. Pociski HESH teoretycznie nieźle sobie z nim radziły, ale przy masie przekraczającej 72 kg i masie ładunku wybuchowego, sięgającej 33 kg, wcale nie musiały niczego przebijać.
Wystarczała eksplozja bezpośrednio na celu albo gdzieś obok niego. Jej siła była tak wielka, że – nawet bez przebicia pancerza – całkowicie demolowała dowolny czołg.
Ostrzeliwane w ten sposób pojazdy bywały miażdżone, czy – jak w przypadku testowanych Centurionów – odlatywały od nich wieże albo kadłub był rozrywany na połowy. Choć formalnie żadna z płyt pancernych nie została wówczas przebita, gwarantowało to zniszczenie nawet najsilniej opancerzonych obiektów.
Pierwsze przeciwpancerna pociski kierowane Malkara
Prace nad przerwano po zbudowaniu – w sumie – trzech prototypów. Jedną z przyczyn okazała się weryfikacja możliwości IS-3 - rosyjskie czołgi okazały się mniej groźne, niż pierwotnie sądzono. Drugą z przyczyn zakończenia programu FV4005 Stage II było opracowanie pierwszej generacji nowoczesnych, kierowanych pocisków przeciwpancernych.
Brytyjskie pociski Malkara oferowały możliwość niszczenia czołgów porównywalną z potężnym działem, ale były znacznie tańsze, prostsze i mniejsze. Dzięki temu do roli niszczycieli czołgów można było zaadaptować także lżejsze, kołowe pojazdy, jak uzbrojone w wyrzutnie rakiet ciężarówki Humber Hornet.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski