FV4005 Stage II – najpotężniejszy niszczyciel czołgów, jaki kiedykolwiek zbudowano
Niedługo po drugiej wojnie światowej Wielka Brytania przystąpiła do opracowania niszczyciela czołgów nowej generacji. Nowa broń wykorzystywała podwozie czołgu Centurion i została wyposażona w najpotężniejszą armatę czołgową w dziejach.
Podczas urządzonej w Berlinie we wrześniu 1945 roku parady zwycięstwa Rosjanie zadziwili świat, prezentują czołg IS-3. Nowa generacja sowieckich czołgów ciężkich wydawała się dla Zachodu poważnym zagrożeniem, a zarazem technologicznym przełomem: silnie uzbrojone i opancerzone, nowe IS-y miały zarazem stosunkowo niską masę i zwartą sylwetkę.
Dla Zachodu możliwość zniszczenia takiej maszyny stała się palącą koniecznością. Ze strony Brytyjczyków próbą odpowiedzi na to wyzwanie okazał się niszczyciel czołgów - nietypowa konstrukcja o nazwie FV4005 Stage II.
Najpotężniejszy niszczyciel czołgów
Był to eksperymentalny niszczyciel czołgów, zbudowany z wykorzystaniem podwozia czołgu Centurion. To, co na nim umieszczono, w historii broni pancernej nie ma precedensu – sądząc po kalibrze i gabarytach pasowałoby raczej do marynarki wojennej i okrętu klasy lekkiego krążownika.
Brytyjczycy założyli, że nowa broń ma zapewnić niszczenie celów osłoniętych 152-mm pancerzem, ustawionym pod kątem 60 stopni, z dystansu 2000 jardów (nieco ponad 1800 m). W tym celu na czołgu posadowiono armatę L4 o kalibrze 183 mm, którą umieszczono w bardzo dużej, pancernej wieży, zapewniającej miejsce dla pracy załogi.
Rozerwanie zamiast przebicia
L4 strzelało pociskami HESH (High-Explosive Squash Head), o długości 1440 mm i kalibrze 183 mm, które nie tylko gabarytami różniły się od typowej amunicji przeciwpancernej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
F-16 - wielozdaniowe myśliwce Polskich Sił Powietrznych
Testy wykazały, że do zniszczenia czołgu wcale nie jest konieczne przebicie jego pancerza. Pociski HESH teoretycznie nieźle sobie z nim radziły, ale przy masie przekraczającej 72 kg i masie ładunku wybuchowego, sięgającej 33 kg, wcale nie musiały niczego przebijać.
Wystarczała eksplozja bezpośrednio na celu albo gdzieś obok niego. Jej siła była tak wielka, że – nawet bez przebicia pancerza – całkowicie demolowała dowolny czołg.
Ostrzeliwane w ten sposób pojazdy bywały miażdżone, czy – jak w przypadku testowanych Centurionów – odlatywały od nich wieże albo kadłub był rozrywany na połowy. Choć formalnie żadna z płyt pancernych nie została wówczas przebita, gwarantowało to zniszczenie nawet najsilniej opancerzonych obiektów.
Pierwsze przeciwpancerna pociski kierowane Malkara
Prace nad przerwano po zbudowaniu – w sumie – trzech prototypów. Jedną z przyczyn okazała się weryfikacja możliwości IS-3 - rosyjskie czołgi okazały się mniej groźne, niż pierwotnie sądzono. Drugą z przyczyn zakończenia programu FV4005 Stage II było opracowanie pierwszej generacji nowoczesnych, kierowanych pocisków przeciwpancernych.
Brytyjskie pociski Malkara oferowały możliwość niszczenia czołgów porównywalną z potężnym działem, ale były znacznie tańsze, prostsze i mniejsze. Dzięki temu do roli niszczycieli czołgów można było zaadaptować także lżejsze, kołowe pojazdy, jak uzbrojone w wyrzutnie rakiet ciężarówki Humber Hornet.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski