80 lat temu relacjonował atak kosmitów na USA. Prawdziwa historia audycji Orsona Wellesa
31.10.2018 11:00, aktual.: 31.10.2018 14:51
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
To miał być kolejny spokojny wieczór ze słuchowiskiem radiowym. Zamiast tego mieszkańców New Jersey czekał strach, panika, nawet masowa ucieczka i kilka zawałów serca. Audycja o ataku kosmitów Orsona Wellesa przeszła do historii.
Mamy rok 1938. Każdego dnia wieczorem rodzina zbiera się nie przed ekranem telewizora, ale rozsiada się na fotelach przy radiu o wielkości mikrofali. Całe rodziny czekały na kolejną historię, która będzie umilała im wieczór. Tak też było 30 października. 23-letni wówczas Welles, już wtedy uważany za samorodny talent, który tylko potwierdził "Obywatel Kane", rozpoczął swoją audycję.
Jak pamiętamy
Reportaż przedstawiony w konwencji "na żywo", opisywał inwazję Marsjan na Ziemię. Oparty na motywach powieści H.G. Wellsa "Wojna Światów" seans posiadał nie tylko sugestywny opis świadków oraz dziennikarzy, którzy byli na miejscu zdarzenia, ale i niesamowite efekty dźwiękowe. Realizm był oddany aż do przesady. Ludzie z objętego obszarem transmisji miasta New Jersey zaczęli uciekać w panice. Tysiące osób uwierzyło w atak pozaziemskich istot.
Zobacz Też: Dlaczego nigdy nie widzieliśmy kosmitów?
Kilka osób nie wytrzymało stresu związanego z intensywnością tych wydarzeń i zmarło na zawał serca, podobna jedna wdowa po jednym z mężczyzn jeszcze przez wiele lat ścigała Wellesa. Sam autor audycji również miał inne problemy, bo kiedy na jaw wyszło, że to tylko słuchowisko, posypały się groźby pod jego adresem oraz sądowe pozwy. Tej październikowej nocy, kiedy Nowy Jork miał opustoszeć, zmienił się sposób postrzegania tego, czym jest rozrywka i jaką siłę perswazji potrafią posiadać media. To było naprawdę przerażające Halloween.
Taką wersję wydarzeń znamy i taka zresztą została utrwalona w popkulturze. Jest w tym coś niesamowitego, bo pokazuje, jak elastyczna jest ludzka wyobraźnia. Ale i tworzy obraz Wellesa jako demiurga, który będąc bardzo młodym człowiekiem już potrafił poruszać ludzi i tworzyć rzeczy, które nie tylko przechodziły do historii, ale wpływały też na przyszłość. Któż mógłby się oprzeć takiej historii, w której jest absolutnie wszystko? Fakty.
Jak było naprawdę
O tym, jaki był prawdziwy wpływ audycji na słuchaczy, zaczęto się interesować ponad sześć dekad później. Socjolodzy i medioznawcy zaczęli badać, ile prawdy jest w doniesieniach o panice. W. Joseph Campbell z American University uznał, że ówczesny opis sytuacji w prasie opierał się w całości na dowodach anegdotycznych i w dużej mierze oparty był na informacjach z drugiej ręki, dodatkowo skupiając się na zasięgu, nie realnym efekcie słuchowiska.
"Stwierdzenie że program o "Wojnie Światów" spowodował masową panikę i zalanie ulic falą złożoną z tysiąca osób jest napędzanym przez media mitem. Podkreśla on zwodniczą siłę, jaką radio posiadało nad swoimi słuchaczami w swoich pierwszych latach istnienia i, patrząc bardziej ogólnie, przedstawia potencjał mediów do siania paniki strachu i alarmowania odbiorców" – napisał.
Nie powinno też dziwić, dlaczego rozgłośnie radiowe chciały uzyskać efekt, który przyniósłby temu medium jak najwięcej rozgłosu. W latach 30. rozgorzała potężna batalia między tytułami prasowymi a radiem właśnie. Kością niezgody były wiadomości. W okresie Wielkiej Depresji przychody z reklam w prasie spadały na łeb, na szyję.
Ludzie kupowali gazety właśnie po to, by dowiedzieć się, co się dzieje, a radio było jednorazową inwestycją, z której każdego dnia można było czerpać potrzebne wiadomości. Właściciele wydawnictw próbowali zatem zablokować możliwość transmitowania newsów w eterze. Kiedy w 1938 roku wyemitowano transmisję Wellesa, prasa rozpisywała się o atakach paniki i masowej histerii. To był idealny kozioł ofiarny.
Bicie w radio pomogło, ale tylko na krótką metę – gwiazdy Hollywood przez chwilę powstrzymywały się od występów w eterze. Nie trwał długo, bo połapano się, że radio pozwala zdobyć szybką rozpoznawalność, a prasie nie udało się pokrzyżować radiowcom szyków.
Również doniesienia o rzekomych śmierciach – czy to przez samobójstwa, czy przez zawały serca – okazały się bezpodstawne. Owszem, donoszono o takich sytuacjach, nie były one jednak w żaden sposób udokumentowane. Jedna słuchaczka pozwała stację na 50 tysięcy dolarów z powodu "szoku nerwowego", ale jej pozew został oddalony przez sąd.
Nie ma zatem mowy o wszechogarniającej histerii, która omiotła miasto. Mało tego, według firmy C. E. Hooper, zajmującej się wówczas badaniem słuchalności radia, tylko 2 proc. zapytanych osób stwierdziło, że właśnie słucha audycji Wellesa. Znacznie więcej wolało słuchać programu komika Edgara Bergena, wówczas bardzo popularnej. Teraz mało kto o niej pamięta, za to audycja 23-latka o ataku kosmitów przeszła do historii. Magia mediów.